Recenzja filmu

Załoga G (2009)
Wojciech Paszkowski
Hoyt Yeatman
Sam Rockwell
Nicolas Cage

Świnie gryzą w kinie

"Załoga G" korzysta z zabawek wyciągniętych z bondowskiej pracowni Q, ale gdy te okazują się niewystarczającą bronią w walce ze złoczyńcami, sięga po tradycyjne wartości rodzinne.
Od czasu, gdy komedia familijna o śpiewających wiewiórkach zarobiła setki milionów dolarów, w Hollywood zapanowała moda na gryzonie. Tym razem futrzaki wypuścił z klatki Jerry Bruckheimer, etatowy specjalista od efektownej, choć głupkowatej rozrywki opartej na schemacie "bum-łup-bum-bum". "Załoga G" korzysta z zabawek wyciągniętych z bondowskiej pracowni Q, ale gdy te okazują się niewystarczającą bronią w walce ze złoczyńcami, sięga po tradycyjne wartości rodzinne. Żaden laser z tytanową turbosprężyną nie może się w końcu równać z mocą umoralniającej gadki. W skład pracującej dla rządu tytułowej załogi wchodzą świnki morskie – Darwin, Blaster i Juarez, kret Speckles oraz mucha Mooch. Koordynatorem ekipy jest Ben (znany z "Kac Vegas" Galifianakis) – naukowiec szkolący zwierzęta do szpiegowskich misji. Jedna z nich, polegająca na przechwyceniu tajnych danych z komputera podejrzanego właściciela imperium sprzętów gospodarstwa domowego (Nighy), kończy się wtopą. Informacje okazują się bezużyteczne, w związku z czym złośliwi federalni zarządzają likwidację projektu. Załoga G trafia do sklepu zoologicznego, gdzie Darwin spotyka swojego nieokrzesanego brata, o którym nie miał zresztą pojęcia. Jeśli w czołówce autorzy scenariusza podpisują się grupowym pseudonimem, można przypuszczać, że film jest tyle wart co świńska kupka w piaskownicy. Fakt, fabuła obrazu nie należy do wielkich osiągnięć – obowiązkowa przejażdżka po disneyowskich schematach kończy się czołowym zderzeniem z uroczym w swym nieprawdopodobieństwie finałem uczącym, że wszystkie stworzenia, nawet te najohydniejsze, to nasi mniejsi bracia. Trzeba uważać, bo wcześniej czy później uciskani zapragną zemsty, a w dodatku zdobędą odpowiednie do tego narzędzia. Gdyby się zastanowić, to w produkcji Bruckheimera nie znajdziemy właściwie czarnych charakterów z prawdziwego zdarzenia. Są za to pokrzywdzeni przez los osobnicy i zadufani głupcy, którzy potrafią się jednak przyznać do winy. Oglądałem film na pokazie 2D, w związku z czym nie doświadczyłem kanonady trójwymiarowych efektów, jakie przygotowali dla widzów twórcy. Coś mi się jednak zdaje, że mordercze tostery i wielgachne roboty podwędzone Michaelowi Bayowi zrobią na małoletniej widowni odpowiednie wrażenie. Parafrazując powiedzonko z czasów II Wojny Światowej: świnie ostro gryzą w kinie.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones