Recenzja wyd. DVD filmu

W imię prawdy (2016)
Courtney Hunt
Keanu Reeves
Renée Zellweger

...I (nie)sprawiedliwość dla wszystkich

"W imię prawdy" to typowy przedstawiciel poważnego podejścia do tematu rozpraw. Pomimo garnituru znanych nazwisk i w zamierzeniu intrygującego twistu fabularnego, dzieło Pani Courtney Hunt
Dobrze skrojony dramat sądowy jest na wagę złota. Wzajemne zbijanie argumentów uskuteczniane przez zaciekłych adwokatów i znajdowanie haków na konkurencję w ostatniej chwili to motywy zdecydowanie podnoszące ciśnienie u widza oglądającego prawniczy spektakl. W dodatku wspomniany gatunek sprawdza się równie dobrze w konwencji tak komediowej jak i potraktowany całkowicie "na serio". "Mój kuzyn Vinny" z Pescim czy "Lojalność ponad wszystko" z Dieselem wprowadziły do skostniałego schematu odrobinę humoru, zaś najnowszy obraz "W imię prawdy" to typowy przedstawiciel poważnego podejścia do tematu rozpraw. Pomimo garnituru znanych nazwisk i w zamierzeniu intrygującego twistu fabularnego, dzieło Pani Courtney Hunt pewnikiem nie zapisze się w annałach dramatów sądowych. Pomimo iż film ogląda się naprawdę niezgorzej, to stanowi on ledwie cień klasycznych pozycji traktujących o prawnikach.




Michael Lassiter (Gabriel Basso) to syn zamożnego adwokata o mocnych plecach i ugruntowanej pozycji. Ojciec chłopaka, Boone (James Belushi), wychowuje potomka twardą ręką, co rusz dając młodzianowi szkołę życia. Niestety, pewnego dnia dochodzi do tragedii. Policja odkrywa w domu Lassiterów ciało mężczyzny z nożem wbitym w klatkę piersiową. Podczas przyjazdu funkcjonariuszy nad denatem stoi pochylony Michael szepczący słowa obciążające jego samego winą za zbrodnię. Matka nastolatka, Loretta (Renée Zellweger) jest zrozpaczona całym zajściem. Kobieta prosi o pomoc zaufanego znajomego prawnika, Richarda Ramseya (Keanu Reeves). Błyskotliwy adwokat zatrudnia do pomocy młodą Janelle (Gugu Mbatha-Raw), która potrafi wyczuć kłamstwo na kilometr. Początkowo wszystkie poszlaki wskazują na to, iż Michael faktycznie uśmiercił własnego ojca. W miarę rozwoju sytuacji objawia się jednak prawda głęboko skrywana w odmętach przeszłości...




W przypadku wszelkich filmów mających w zamierzeniu zaskoczyć końcówką uwielbiam przewidywać możliwe sploty wydarzeń, obstawiając jedną z wersji. Na samym początku produkcji "W imię prawdy" obrałem sobie najgłupszą możliwą hipotezę i trzymałem się jej kurczowo do samych napisów końcowych. Jakież było moje zdziwienie, gdy niecodzienny wybór wariantu fabularnego okazał się być strzałem w dziesiątkę... To tyle odnośnie niezwykłego twistu stawiającego całą historię do góry nogami.




Abstrahując od finału, najnowszy obraz z Reevesem ogląda się zaskakująco nieźle. Widz z niekłamaną przyjemnością obserwuje kolejne asy z rękawa wyciągane przez prawników; zeznania świadków stopniowo odkrywają wstydliwe karty historii, zaś między bohaterami co rusz następują nieoczekiwane spięcia. W przeciwieństwie do wielu tuzów gatunku, protagoniści obrazu "W imię prawdy" dociekają racji głównie na sali sądowej. Ramsey oraz jego pomagierka nie zapuszczają się na miejsce zbrodni ani nie szukają guza w podejrzanych spelunach. Gros akcji odbywa się zazwyczaj w czterech ścianach pomieszczenia pełnego ławników, co ma swój klimat.




Początkowo rolę Richarda miał odegrać Daniel Craig, ale ekranowy "Bond" wycofał się z produkcji zaledwie na parę dni przed rozpoczęciem zdjęć. Jego miejsce niespodziewanie zajął Keanu Reeves, który tym samym powrócił do światka prawniczego, w którym brylował jeszcze za czasów "Adwokata diabła" z 1997 r. Jak to zwykle bywa u tego aktora, ma on swoje lepsze i gorsze chwile. W niektórych momentach wypada odrobinę sztucznie (zapomnijcie jednak o drewnie z "Drakuli" Coppoli), w innych z kolei sprawdza się nader dobrze. Tak czy inaczej, do niedawna "wiecznie młody" Reeves też ostatecznie uległ upływowi lat, który to coraz wyraźniej zaznacza się na niegdyś gładkiej buźce artysty. Z pewnością jednak udział w obu częściach "Johna Wicka" dodał ekranowemu Neo odrobinę wigoru i pozwolił mu nieco rozruszać zastałe kości.




Zupełnie inaczej ma się sprawa z koleżanką po fachu, Renée Zellweger. Jakiś czas temu głośnym echem odbiła się tzw. "zmiana image'u" aktorki, spowodowana najprawdopodobniej korektami plastycznymi, lekko rzecz ujmując. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, iż Pani Zellweger niemalże w ogóle nie przypomina samej siebie? Zdradza ją tylko uśmiech, który ma w sobie resztki uroku z dawnych lat... Pod względem warsztatu gwiazda rodem z Teksasu dobrze sprawdza się w roli matki rozdartej wewnętrznie przez zaistniałe okoliczności, tym niemniej rzadko zdarza się, bym przez pierwsze 20 minut seansu nie był w stanie rozpoznać znanej aktorki grającej jedną z głównych ról. W praktyce niekorzystna zmiana aparycji odwraca uwagę od kreacji Zellweger. Niestety, miast podziwiać kunszt aktorski, widz głowi się nad pozafilmowymi sekretami stojącymi za odświeżonym wyglądem.




Ogólnie pod względem obsadowym "W imię prawdy" wypada całkiem atrakcyjnie. Miło, że na ekranie znalazło się miejsce zarówno dla gwiazd będących cały czas w pierwszej lidze jak i starych ekranowych wyjadaczy z Jamesem Belushim na czele. Ten ostatni dla odmiany niewiele się zmienił przez ponad dekadę, prezentując sporawe gabaryty i solidny brzuszek wyhodowany już za czasów "Retrospekcji". Podobnie jak i w nadmienionej produkcji, w nowym obrazie sądowym aktor również gra postać o wybuchowym temperamencie i raczej ciężkiej ręce, sprawdzając się solidnie w opisywanej kreacji.




Scenariusz do recenzowanej pozycji przygotował doświadczony Nicholas Kazan. Autor skryptu do choćby rewelacyjnego i niedocenionego "Człowieka przyszłości" stara się trzymać stały, porządny poziom przez całą karierę w Hollywood. Pewnikiem historia stanowiąca podwaliny pod film "W imię prawdy" nie będzie przełomem dla twórcy, tym niemniej żadnej ujmy najnowszy tekst mu też nie przyniesie. Pan Kazan ma talent do pisania wciągających dialogów i potyczek słownych, te zaś atuty przewijają się przez całą produkcję.




Podsumowując, "W imię prawdy" nie jest tak nieprzewidywalne, jak pragnęła by tego ekipa odpowiedzialna za obraz. W przypadku dzieła Pani Courtney Hunt siła narracji tkwi jednak w spokojnym uchylaniu rąbków tajemnicy prowadzącym do ciekawego splotu wydarzeń. Lwią część pracy przy filmie odegrała trójka aktorów, która dodatkowo pogłębiła rysy psychologiczne postaci. Recenzowany tytuł to skromny film oparty w dużej mierze na dialogach i grze pozorów prowadzonej z widzem. Nie powiem, żeby "W imię prawdy" powaliło mnie na kolana, aczkolwiek jest to niezła propozycja na niezobowiązujący wieczór. Klimatyczna, frapująca i dobrze zagrana. Do obejrzenia.

Ogółem: 6/10

W telegraficznym skrócie: kolejny dramat sądowy, który bynajmniej nie wywraca gatunku do góry nogami; zapewne największym atutem produkcji miało być przewrotne zakończenie, a summa summarum okazał się nim być sam przebieg rozprawy; scenarzysta sprawnie rozpisał rozwój wypadków, ładnie mieszając chronologię zdarzeń; główni aktorzy wzięli na swoje barki skrypt, dodając historii animuszu; jak na ograniczoną dystrybucję i środki, wyszło całkiem niezłe kino prawnicze.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones