Recenzja filmu

Śmiertelna wyliczanka (2002)
Barbet Schroeder
Sandra Bullock
Ben Chaplin

1, 2, 3... giniesz ty

Uwielbiam <a href="http://sandra.bullock.filmweb.pl/" class="text">Sandrę Bullock</a>. Obejrzałem wszystkie filmy z jej udziałem, a gdybym był dużo młodszy, to pewnie powiesiłbym sobie jej plakat
Uwielbiam Sandrę Bullock. Obejrzałem wszystkie filmy z jej udziałem, a gdybym był dużo młodszy, to pewnie powiesiłbym sobie jej plakat na ścianie. Co tu kryć, mam do Sandry Bullock słabość i tyle. Zrozumiałym jest więc, że kiedy tylko do redakcji przyszło zaproszenie na najnowszy film z jej udziałem zatytułowany "Śmiertelna wyliczanka", wbrew głośnym protestom pozostałych redaktorów zgarnąłem je dla siebie i dziarsko pomaszerowałem do kina. Akcja "Śmiertelnej wyliczanki" toczy się wokół starego jak świat tematu, jakim jest morderstwo doskonałe. Niedaleko miasteczka San Banito zostają znalezione zwłoki młodej kobiety. Sprawą zajmują się Cassie Mayweather (Bullock), zwana przez kolegów po fachu 'hieną', oraz jej nowy partner Sam Kennedy (Chaplin). Kennedy bardzo szybko dochodzi do wniosku, że zabójcą jest niejaki Ray, woźny miejscowej szkoły średniej. Jednak Cassie uważa, że został on tylko wrobiony. O dokonanie zbrodni podejrzewa dwóch uczniów ze szkoły, w której Ray pracował: bezwzględnie inteligentnego (jak mówił doktor Plama w "Hydrozagadce") Justina Pendletona (Michael Pitt) oraz bogatego i przebojowego Richarda Haywooda (Ryan Gosling), syna najbardziej wpływowego mieszkańca miasteczka... "Śmiertelna wyliczanka" to film mający w sobie olbrzymi potencjał i z całą pewnością mógłby stać się wielkim przebojem, gdyby nie cała masa błędów, zarówno scenariuszowych, jak i reżyserskich, których twórcom dreszczowca niestety nie udało się uniknąć. Na pochwałę zasługuje pomysł obrazu, który, choć nie nowy, został tu podany w całkiem nowy i do tego atrakcyjny sposób. Mordercami są młodzi ludzie, osoby majętne, które dokonują zabójstwa dla rozrywki, a nie z konkretnych pobudek osobistych. Po prostu chcą udowodnić sobie i światu, że są w stanie to zrobić, a co więcej, że nie oni poniosą za ten czyn karę. Niestety, wątek ten nie został w odpowiedni sposób rozwinięty przez Tony'ego Gaytona - scenarzystę obrazu. Z filmu nie dowiemy się, co pchnęło chłopców do tego potwornego czynu. Samo wyjaśnienie, że chcieli być wolni, nie wystarcza. Szkoda, że Gayton nie rozwinął wątku przyjaźni obu chłopców, z którego wyraźnie wynikało, że ma ona podłoże homoseksualne. Richard jest przecież niezwykle zazdrosny o Justina, przy każdej nadarzającej się okazji dotyka go, przytula. Wystarczyło lepiej opisać obu bohaterów, dodać kilka scen, a "Śmiertelna wyliczanka" z przeciętnego i w sumie przewidywalnego dreszczowca mogła stać się naprawdę solidnym filmem. Ucierpieli na tym również Michael Pitt i Ryan Gosling, odtwórcy postaci Justina i Richarda, którzy tak naprawdę nie mogli w pełni pokazać na co ich stać. A szkoda. Ich kreacje należą bowiem do najlepszych w filmie i są dowodem na to, że o Picie i Goslingu w przyszłości jeszcze nie raz usłyszymy. Z drugiej strony Gayton nieco przesadził, tworząc równoległy wątek opowiadający o prowadzonym przez Cassie i Sama śledztwie. Ta część filmu pełna jest niepotrzebnych informacji o procedurach policyjnych i specjalistycznych ekspertyzach, które niczego do fabuły nie wnoszą, a jedynie niepotrzebnie wydłużają akcję. Również i tutaj zawodzi konstrukcja postaci. Sam przez cały film pozostaje taki sam, nie zmienia się pod wpływem swojej partnerki czy wydarzeń, których był świadkiem. Mimo że fabuła się tego wręcz domaga, a logika nakazuje, Kennedy pozostaje taki sam, jakim go poznaliśmy na początku filmu - zdystansowany, punktualny, można by rzec, nieśmiały. Nieudolnie również poprowadzono wątek Cassie, którą przez cały film prześladują wspomnienia z przeszłości, kiedy to sama padła ofiarą przemocy ze strony niejakiego Hudsona, co przyczyniło się do tego, że została policjantką. Cała ta historia jest niepotrzebnie rozciągnięta w czasie. Odniosłem wrażenie, że Schroeder starał się ten banalny w sumie motyw pokazać w sposób jak najmniej standardowy, ale efekt jest od doskonałości. Z filmu nie dowiemy się również, dlaczego Cassie w taki, a nie inny sposób traktuje mężczyzn. Pozwala im się zbliżyć do siebie, a następnie odpycha. Ten element aż prosi się o wyjaśnienie. Niestety, Tony Gayton nie zdecydował się zdradzić nam tej tajemnicy, a utrzymywanie, że wpływ na to mają tragiczne wydarzenia z jej przeszłości, wydaje się być zbyt naciągany. Również Schroederowi nie udało uniknąć się kilku rażących błędów, które jest w stanie wyłapać każdy, nawet nie specjalnie znający się na kinematografii widz. W jednej ze scen widzimy Cassie obserwującą Richarda i Justina. Policjantka robi zdjęcia obu chłopcom, a potem zupełnie nagle i nie wiadomo skąd przy jej samochodzie pojawia się Richard, który z zaskoczenia wyrywa jej trzymany w ręku telefon komórkowy. Takie sytuacje mogą zdarzyć się tylko w filmie, bowiem chyba nikt nie wierzy w to, że osoba, która obserwuje podejrzanego i praktycznie nie spuszcza z niego wzroku, nie zauważy, jak ten stara się ją zajść od tyłu? W innej scenie, która rozgrywa się w domu jednego z podejrzanych, policjant zwraca się do Cassie ze słowami: "Chodź do piwnicy, musisz coś zobaczyć". Kiedy jednak dzielna detektyw tam dociera, okazuje się, że w piwnicy nie ma ani jednej osoby, a wszystko wskazuje na to, że nikogo przed nią tam nie było. Skąd więc policjant wiedział, że na dole jest coś godnego uwagi? Są to niewielkie błędy i pewnie nie czepiałbym się ich, gdyby za kamerą "Śmiertelnej wyliczanki" stanął początkujący reżyser, ale Barbetowi Schroederowi, twórcy doskonałej "Ćmy barowej" i jeszcze lepszej "Drugiej prawdy" takich ewidentnych logicznych wpadek wybaczyć nie mogę. "Śmiertelna wyliczanka" mimo niezłego pomysłu pozostaje filmem przeciętnym, który nie odbiega od standardów gatunku. Obraz jest przewidywalny, ma sporo błędów reżyserskich i scenariuszowych, ale mimo wszystko ogląda się go z zainteresowaniem i bez znużenia. Całość ilustruje niezła muzyka autorstwa Clinta Mansella, co dodatkowo zwiększa przyjemność płynącą z projekcji. Ja wyszedłem z kina zadowolony, ale w takim stanie pozostawia mnie każdy film z udziałem Sandry Bullock, pozostałym polecam poczekać na premierę wideo.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones