Recenzja filmu

Boogeyman (2005)
Stephen Kay
Barry Watson
Emily Deschanel

A niech cię zeżre ten cały Boogeyman!

Noc. Mały Timmy śledzi wzrokiem wnętrze swojego pokoju, którego opanowała ciemność. Boi się m.in. swojej zabawki, która stoi na nocnej szafce; wiszącego sztucznego ptaka; ubrań, które znajdują
Noc. Mały Timmy śledzi wzrokiem wnętrze swojego pokoju, którego opanowała ciemność. Boi się m.in. swojej zabawki, która stoi na nocnej szafce; wiszącego sztucznego ptaka; ubrań, które znajdują się na krześle, ale przede wszystkim otwierającej się ciągle szafy. Nagle do pokoju wchodzi tata. Przerażony Timmy opowiada mu o swoich traumatycznych przeżyciach, dodając do nich często używane słowo w tego typu amerykańskich produkcjach (przepraszam, ta jest akurat również nowozelandzka) - "ON". "ON?" - pyta zdziwiony ojciec, po czym dodaje - "Timmy to tylko historyjka. 'ON' nie istnieje." Po chwili zaczyna (dla dobra syna, oczywiście) przeszukiwać pokój - nic nie ma. Chłopiec wskazuje na szafę - ojciec wchodzi; ojciec wychodzi (co za akcja!) zostawiając otwarte drzwi, po czym zwraca się do syna - "Nikogo nie ma. Tylko my." Nagle "ON" (a właściwie "COŚ") wciąga ojca do szafy. Timmy wstaje z łóżka, podchodzi przestraszony do szafy. Po chwili ojciec wydostaje się z felernej przechowalni ubrań i tym podobnych rzeczy, jednakże "COŚ" nadmiernie i bardzo brutalnie zaczyna nim łomotać i kręcić - biedny ojciec nabił sobie wiele guzów. Drzwi znów się zamykają, a mały Timmy... właściwie, to małego Timmy'ego kadr kamery już nie dosięga. 15 lat później, dorosły Tim musi walczyć ze swoimi lękami z dzieciństwa codziennie. Za radą swojego terapeuty (przepraszam, terapeutki) postanawia jednak zmierzyć się z własnymi lękami i wrócić na miejsce tragedii, swojego domu. Tak zaczyna się ta historia... Nie wiedziałem czego się spodziewać po tym, co przeczytałem na plakacie: "Producenci "The Grudge - Klątwa" i reżyser kultowego "Martwego zła", Sam Raimi, przedstawiają" - gniotu typu "The Grudge", a może czegoś o wiele lepszego, czegoś, czego Sam Raimi nie wstydziłby się wyprodukować - dostałem "COŚ" pomiędzy. Na pewno film jest o wiele lepszy od kaszanki, która jako pierwsza została wyprodukowana przez "Ghost House Pictures", czyli "The Grudge - Klątwa". Nawet powiem tyle: gdyby nie ostatnie 15 minut, film byłby dosyć niezłym thrillerem/dreszczowcem psychologicznym. Dlaczego? Otóż przez prawie cały film (może oprócz początku) nie widzimy niczego nadnaturtalnego, a jeżeli ukazuje się nam "COŚ" parapsychologicznego, to jest to w tak ciekawy sposób zrobione, że wydaje nam się, że cała akcja dzieje się w umyśle Tima, (np. Tim wchodzi do szafy, po chwili przewraca się i zaczyna panikować - montaż specjalnie przyśpiesza - nie wie, co się dzieje, rani policzek wieszakiem na ubrania, lecz jemu samemu wydaje się, że to ręka tytułowego "Boogeymana", itp.) i tak jest, do ostatnich 15-stu minut filmu... W ciągu kwadransa film staje się bezsensownym horrorem (bieganiną), w którym Tima i jego przyjaciółkę, Kate, gania stwór, który wygląda jakby się urwał z planu najnowszego filmu z wygenerowanym komputerowo Królikiem Bugsem w roli głównej - czyżby następca "Looney Tunes znowu w akcji"? Do tego jeszcze zbyt wiele efekciarstwa - za dużo efektów specjalnych, za dużo bullet-time'u, za dużo szybkiego montażu, za dużo wszystkiego, oprócz klimatu, którego można odczuć od (prawie) pierwszej sceny filmu oraz lekkiego dreszczyku, który towarzyszył filmowi przez cały czas. Poza największą wadą, czyli końcówką, w filmie występuje również drewniane aktorstwo. Nie chodzi mi tutaj o odtwórcę roli głównej, Barry'ego Watsona - facet starał się jak mógł (to widać) i wyszło mu to na dobre. Chodzi mi natomiast o partnerki towarzyszące Watsonowi, czyli Emily Deschanel jako Kate oraz Tory Mussett jako Jessica - obie panie mogły się trochę bardziej wysilić, a nie wyrecytować swoje kwestie, nawet w najgroźniejszych sytuacjach. Pod koniec w filmie pojawia się tzw. przewidywalność - np. scena, w której Kate wchodzi do opuszczonego domu Tima i woła na okrągło "Hello!?" (nam od razu przychodzą na myśl tego typu zdania - "Nie wchodź tam, ty idiotko!" lub "A niech cię zeżre ten cały Boogeyman") - przez to "Hello!?" (standard horrorów wyprodukowanych w USA) wiemy, że coś się na pewno stanie z biedną Kate. Trudno mi coś napisać o muzyce - na początku jest w porządku (oddaje klimat filmu i miło się jej słucha, chociaż nie zostaje w pamięci), ale pod koniec muzyka jakby zaczyna odbiegać od filmu - np. Boogeyman gania Tima i Kate, więc muzyka jest głośna i przyśpiesza, ale po prostu nie pasuje do danej sceny. Więc, pod koniec cały film zaczyna się już sypać i to głównie za sprawą końcówki. Powiem tak: gdyby autorzy zakończyli "Boogeymana" bardziej psychologicznie, byłbym w stanie przymknąć oko na drewniane aktorstwo oraz inne drobne błędy, których nie wymieniłem i postawić mu ocenę 6/10, a może nawet 7/10, ponieważ wszystkie niedopowiedzenia itp., nie musiałyby być wyjaśnione, bo np. okazałoby się, że cały film rozgrywał się w umyśle chorego Tima. A tak, przez felerną końcówkę na pograniczu fantasy i typowo amerykańskiego gniota stawiam tylko 4/10.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powiem tak: gdybym obejrzała ten film w dzieciństwie, spokojnie mogłabym zapomnieć do końca życia o... czytaj więcej
Każdy z nas się czegoś boi. Często strach ma swe podłoże w przeżyciach z dzieciństwa. A zatem, aby... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones