Recenzja filmu

Hellboy (2004)
Guillermo del Toro
Ron Perlman
Selma Blair

Adaptacja piekielnie dobrego komiksu

Pierwszą sprawą, o której trzeba pamiętać pisząc o filmie "Hellboy", to że jest on ekranizacją jednego z najlepszych autorskich komiksów ostatnich lat. Postawiło to przed realizatorami poważne
Pierwszą sprawą, o której trzeba pamiętać pisząc o filmie "Hellboy", to że jest on ekranizacją jednego z najlepszych autorskich komiksów ostatnich lat. Postawiło to przed realizatorami poważne przeszkody, z których wybrnęli tylko częściowo. Najpoważniejszą z nich była wspaniała wizja plastyczna autora komiksu, Mike'a Mignoli, która odchodząc od realizmu, zmierza ku zgeometryzowanej dekoracyjności. W tym aspekcie twórcy filmu poszli po linii najmniejszego oporu. Stworzyli realistyczny, zwyczajnie sfilmowany świat, w którym tylko Hellboy i Abe wyglądają jak w komiksie – i tu należy przyznać, że zarówno charakteryzacja, jak i kostiumy stały na najwyższym poziomie. Drugi problem, wynikający z unikalności komiksu, to jego postmodernistyczne spojrzenie na świat i ironiczny humor. Mignola z wielką gracją i dystansem połączył w "Hellboyu" wszelkie możliwe teorie spiskowe oraz mity i legendy zaginionych, bądź istniejących cywilizacji. Jego bohater podróżuje po wszystkich zakątkach ziemi, mierząc się w Rosji z Babą Jagą, w Rumunii z hrabią-wampirem, w Japonii z tamtejszymi obekamono... Tymczasem znaczna większość filmu rozgrywa się w Stanach, a nazistowski spisek okultystyczny wydaje się pomysłem wymuszonym i w ogóle dość dziwacznym. Autorom ekranizacji udało się natomiast zachować charakterystyczny dla "Hellboya" autoironiczny, czarny humor. To właśnie postać czerwonego diabła skupia wokół siebie najwięcej wyjątkowej atmosfery pierwowzoru. Widać, że Ron Perlman, doświadczony w tego typu rolach, dobrze wyważył swoje zaangażowanie i odpowiedni dystans. Wątkiem, który miał rozbudować jego postać, był ledwie zarysowany w komiksie motyw miłości Hellboya do Liz. Niektórym widzom (zwłaszcza obeznanym z pierwowzorem) mógł się ten pomysł wydać groteskowym bądź banalnym... Sam uważam jednak, że było to zabawne wykorzystanie tematu pięknej i bestii. Smaczek polegał tu na tym, że "piękna" okazała się nie tylko pacjentką szpitala psychiatrycznego, ale też żaroodporną pirokinetyczką... Jeśli spoglądać na film w oderwaniu od pierwowzoru, należy przede wszystkim pogodzić się z jego bezkompromisowymi pomysłami. Gdy łyknie się od razu całą okultystyczno-postmodernistyczną konwencję, można się w niej rozsmakować. Wówczas wiele radości sprawić mogą rozsiane po filmie smaczki, takie jak to, że Hellboy słucha muzyki Toma Waitsa i Nicka Cave’a, a Abe mówi głosem C3PO z "Gwiezdnych wojen"... W sumie film różni się od szeregowych adaptacji komiksowych ostatnich lat, ale przede wszystkim dlatego, że sam pierwowzór nie jest przeciętną, wieloczęściową serią. Pomysłów było sporo, ale chyba zabrakło pewnego zdecydowania. "Hellboya" można obejrzeć, przede wszystkim dla Rona Perlmana oraz filmowej wersji niezwykłych pomysłów Mike'a Mignoli.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kolejny film z bardzo popularnego ostatnimi czasy gatunku "komiks movie" pojawił się niedawno na ekranach... czytaj więcej
"Co czyni człowieka człowiekiem? Jego pochodzenie, a może jego czyny? Mnie wydaje się, że to możność... czytaj więcej
Kiedy po raz pierwszy do rąk wpadł mi komiks "Hellboy" byłem wręcz oczarowany. Niesamowity nastrój i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones