Recenzja wyd. DVD filmu

Bestia (1988)
Kevin Reynolds
George Dzundza
Jason Patric

Afgański dylemat

UWAGA: RECENZJA ZAWIERA SPOILERY Film "Bestia" powstał w 1988, gdy zarówno wojna w Afganistanie, jak i realny socjalizm w Polsce znajdowały się w fazie schyłkowej. Wpierw zachwycano się obrazem
UWAGA: RECENZJA ZAWIERA SPOILERY Film "Bestia" powstał w 1988, gdy zarówno wojna w Afganistanie, jak i realny socjalizm w Polsce znajdowały się w fazie schyłkowej. Wpierw zachwycano się obrazem na domowych pokazach wideo, dużo później pokazała go telewizja. Fenomen filmu wynikał z łatwości utożsamienia się polskiego widza z sytuacją Afgańczyków, gdy po dziesięcioleciach zależności od ZSRR świtała nam niezawisłość. Chcieliśmy wierzyć, że Afgańczycy (rzecz jasna jednolici etnicznie, a nie pięć narodów dwóch ras i tyluż religii) żyjący w harmonii i pokoju (a nie podzieleni na wojujące ze sobą klany i plemiona) niezasłużenie padli ofiarą agresji sąsiedniego mocarstwa i teraz jednolitym frontem toczą walkę jak niemal powstańcy styczniowi. Podobnym brakiem rozeznania zgrzeszyli również Amerykanie, finansując wówczas bez pytania o cele polityczne szkolenie mudżahedinów i zaopatrzenie ich w broń. Konwencja filmu zbliżona jest bardziej do klasycznej legendy (o kontrastowych barwach dobra i zła), niż do zwykłego obrazu wojennego. Dzięki temu możemy wyłączyć racjonalny odbiór realiów działań wojennych (praktykom i entuzjastom wojskowości przychodzi to raczej z trudem). Akcja filmu toczy się w czasie II fazy wojny, gdy poprzez eskalację działań armia sowiecka jeszcze usiłowała złamać opór Afgańczyków. Widać już zmęczenie i demoralizację żołnierzy oraz zdezelowanie sprzętu. Grupa rosyjskich czołgów atakuje wieś, zabijając wielu mieszkańców w tym przewodzącego im mężczyznę. Wycofując się, jeden z czołgów myli drogę i wjeżdża w kotlinę bez wyjścia. Nowym przywódcą wioski zostaje Taj, musi pomścić poległych i zbiera grupę mścicieli. Starzec Akbar twierdzi, że ich przeciwnikiem nie są ludzie, lecz tytułowa bestia – czołg widziany jako żywa istota. Po drodze Taj zbiera siły, włączając do vendetty napotkaną grupę Afgańczyków – bardziej rozbójników niż partyzantów. Mechanik-kierowca ściganego czołgu Koverchenko to intelektualista, który jako jedyny zastanawia się nad moralnymi granicami działań. Również tylko on nawiązuje kontakt z oficerem afgańskiej armii rządowej Samadem włączonym do załogi jako tłumacz. Dzięki rozmowom poznaje miejscowe zwyczaje, w tym obowiązek udzielenia pomocy nawet wrogowi, gdy wypowie on słowo "nanawataii". Pozostali dwaj żołnierze z załogi to bezwolne zombie znieczulające się bimbrem. Natomiast dowódca czołgu Daskal to psychopata, wietrzący wszędzie zdradę. Nie ufa Samadowi, więc zabija go. Za odmowę wykonania rozkazu zostawia przywiązanego do głazu Koverchenkę na pewną śmierć. Później jego decyzja zakazująca ewakuacji załogi przybyłym na pomoc śmigłowcem prowadzi do tragedii. Gdy przybywają Afgańczycy Koverchenkę ratuje owo "nanawataii". Jako banita przystaje do mścicieli i pomaga im zniszczyć czołg, a Daskala ukamieniowują afgańskie kobiety. Zemsta się dokonała, Taj potwierdził swoje przywództwo. Wielka przewaga militarna i okrucieństwo Rosjan nie złamały ducha pomnikowego narodu. Niepokojący w polityce jest brak wyciągania wniosków. Bez wnikania w przykre szczegóły znów mamy wojnę w Afganistanie. W chwili gdy polscy żołnierze jeżdżąc na patrole wystawieni są na zamachy trudno widzieć w "bojownikach" (jak ich nazywają eufemistycznie nasze środki masowego przekazu) romantycznych bohaterów. W tych okolicznościach pojawiają się nowe możliwości interpretowania, skądinąd dobrego filmu, który zobaczyć warto.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film Kevina Reynoldsa jest już dzisiaj nieco zapomnianym i niedocenianym dziełem. Oparty na sztuce... czytaj więcej