Recenzja serialu

Agenci T.A.R.C.Z.Y. (2013)
Joss Whedon
David Straiton
Clark Gregg
Chloe Bennet

Agenci z tarczą

Wraz z nadejściem pierwszej zapowiedzi "Agentów T.A.R.C.Z.Y." (swoją drogą bardzo nieudany tytuł) przyszło spore oczekiwanie fanów uniwersum Marvela. Każdy fan kinowych hitów spodziewał się
Wraz z nadejściem pierwszej zapowiedzi "Agentów T.A.R.C.Z.Y." (swoją drogą bardzo nieudany tytuł) przyszło spore oczekiwanie fanów uniwersum Marvela. Każdy fan kinowych hitów spodziewał się serialu godnego wielkiego kinowego widowiska, które Marvel zgotowało nam kilka lat wcześniej. Wystarczyło wyobrazić sobie gościnne udziały superbohaterów jak Hulk, Thor czy Iron Man na ekranach telewizorów, żeby zatracić się w myśli, że ten serial nie może się nie udać. Rzeczywistość okazała się inna, a przy mocno krytykowanym, zarówno przez recenzentów, jak i fanów filmów z uniwersum pozostała garstka oddanych fanów, którzy do samego końca wierzyli, że serial ma potencjał. Ci się jednak nie przeliczyli, bo po bardzo słabej pierwszej połowie serialu, producenci zaczęli słuchać fanów, realizując ich pomysły, dzięki czemu osobiście na drugi sezon "Agentów T.A.R.C.Z.Y." czekam z wypiekami na twarzy.

Po bitwie w Nowym Jorku, który mogliśmy oglądać w filmie "The Avengers", Phil Coulson – prawa ręka dyrektora organizacji S.H.I.E.L.D Nicka Fury’ego, zostaje w tajemniczych okolicznościach przywrócony do życia. Jego przełożony dystansuje się od niego, nakazując mu stworzenie własnej drużyny mającej za zadanie wyjaśnić dziwne i nadzwyczajne zjawiska, oraz chronić ludzkość przed zagrożeniami. Coulson do składu powołał mistrzynię sztuk walki Melindę May, superszpiega działającego zawsze w pojedynkę Granta Warda oraz dwóch genialnych i młodych naukowców Fitza oraz Simmons. Wkrótce dołącza do nich kolejna osoba – hakerka o pseudonimie Skye, która przypadkowo zostaje wplątana w sprawy "T.A.R.C.Z.Y.".



Fala popularności serii Marvel One-Shot przekonała władze Marvela, że wejście na rynek telewizji to rzecz konieczna. Tak też się stało. Jednak nie do końca był to strzał w dziesiątkę. Serial po każdym odcinku pozostawiał spore uczucie niedosytu. Sprawnie rozwijane uniwersum superbohaterów, w "Agentach" zostało niepotrzebnie spłycone, a co za tym idzie po wydarzeniach z Nowego Jorku, osób które zyskały jakieś moce było na pęczki. I tai był chyba początkowy pomysł. Ekipa Coulsona miała zająć się przede wszystkim takimi przypadkami, ale tym widzowie nie byli zainteresowani. Pierwsza część serialu to kompletna porażka. Jedynym plusem była osoba Coulsona, urodziwa Skye, oraz ich tajemnicza historia, która jest jednym z głównych wątków całego serialu.

Na całe szczęście "Agenci" mieli zadowalającą liczbę widzów, przez co serial utrzymał się na powierzchni. Twórcy nie unieśli się dumą i posłuchali widzów, fanów i krytyków, co zaowocowało rewelacyjną, a przynajmniej jak na poziom tego serialu, drugą połową sezonu. Fabuła zmieniła swoje tory, stała się dużo bardziej zróżnicowana i w końcu zaczęła prowadzić do czegoś, co ma znaczenie dla całego uniwersum. Nie bano się także wykorzystać tego co wyszło dobrze w poprzednich odcinkach, jak np. postaci Mike Petersona, który w dalszej części serialu otrzymuje dosyć ważną rolę, co zadowoli fanów komiksów. W międzyczasie próbowano jakoś nawiązać do kinowych hitów, chociażby poprzez pojawienie się Lady Sif, graną przez tę samą aktorkę czyli Jaimie Alexander, którą doskonale znamy ze świata Thora. Co prawda akurat ten odcinek nie przyniósł chluby "Agentom", ale przynajmniej twórcy pokazali, że mają zamiar wykorzystywać postacie z filmów. Lepszym na to przykładem jest Maria Hill (Cobie Smulders), która niestety pojawia się w kilku ostatnich odcinkach, ale to tylko zapowiada, że drugi sezon będzie obfitował w gościnne udziały gwiazd znanych z filmów o superbohaterach. Pod tym względem prawdziwą niespodzianką jest ostatni odcinek, w którym wystąpiła postać, która jest ważna dla całego uniwersum. Nie będę tu spoilerował, bo wejście tej postaci robi świetne wrażenie.



Spory progres przeszły też wszystkie postacie, od początkowych archetypicznych charakterów, do nieźle napisanych bohaterów z własną historią i rysem psychologicznym. Coulson był zawsze świetny, spora w tym zasługa rewelacyjnego Clarka Gregga. Podobnie jak Skye (Chloe Bennet), która od samego początku, nie tylko za sprawą urody, zjednała sobie serca fanów. Dużo gorzej było z Melindą May (Ming-Na Wen), która była zimna, oschła i nijaka, a jej jedynym aktem empatii było skręcenie karku przeciwnikom. Typowa osoba wytrenowana w sztukach walki - nic nadzwyczajnego. Przemiana, jaką przeszła, nie zrobi na nikim większego wrażenia, bo zabrakło momentu, który w oczach fanów obróciłby opinię o niej o 180 stopni, ale z biegiem kolejnych odcinków dowiadywaliśmy się o niej coraz więcej, poznaliśmy jej historię oraz co najważniejsze, siłę jej lojalności, co tylko pogłębiło postać Melindy May. Będąc sprawiedliwym, najgorszym bohaterem, niektórzy przypięli mu łatkę najgorszej postaci w całym uniwersum, jest Grant Ward. Początkowo można było zastanawiać się, czy to nie wina scenarzystów, że Ward jest zwyczajnie nudny do tego stopnia, że drzewo ma więcej życia w sobie. Jednak to gra aktorska Brett Dalton jest drewniana. Próbowano tę postać uratować wątkiem miłosnym (i to trzykrotnie), zaskakującą mroczną historią czy nieetycznymi działaniami tego superszpiega, ale aktor zwyczajnie nie podołał zadaniu. Osobiście bardzo kibicuje uśmierceniu tej postaci i to już w pierwszym odcinku kolejnego sezonu. Z Wardem nic się już nie da zrobić, a jest przecież jeszcze agent Antoine Triplett (B.J. Britt), który powinien dostać więcej czasu antenowego, co wyszłoby serialowi na dobre.

Absolutnie genialny jest Bill Paxton jako agent John Garrett. Od kiedy pojawił się na ekranie, "Agenci" wiele zyskali. To najlepsza postać obok Coulsona. Od samego początku widać, że Paxton daje z siebie wszystko i czuje się jak ryba w wodzie w skórze agenta Garretta. Może założył sobie za punkt honoru, żeby zrobić z "Agentów" serial, na jaki zasługują fani Marvela. Niemniej decyzja o zwerbowaniu go do obsady była strzałem w dziesiątkę. Ciężko też nie wspomnieć o rewelacyjnej Ruth Negga jako Raina. Rewelacyjna jest przede wszystkim w drugiej połowie sezonu, a jej spojrzenie za sprawą dużych oczu może przyprawić widza o niepokój.



"Agenci T.A.R.C.Z.Y." przeszli daleką drogę od serialu kiepskiego do dobrego. Producenci nie pozostawili serialu samego sobie i zdecydowali się na zmiany w odpowiednią stronę. Widzowie zyskali kolejny serial, który powinni zaliczyć, a Marvel produkcję na długie lata, która godna jest kinowych hitów. Dlatego też nie dziwi decyzja o drugiej produkcji telewizyjnej w tym uniwersum. "Agentka Carter" będzie miała doświadczenia od "Agentów", co powinna wykorzystać, aby od razu być serialem takim, jakim "Agenci" będą dopiero w drugim sezonie. Naprawdę warto przemęczyć się przez pierwszą połowę serialu, żeby druga połowa serialu z nawiązką wszystko zrekompensowała. A warto znać zakończenie pierwszego sezonu, bo wszystko wskazuje na to, że będzie miało odzwierciedlenie w zbliżającym się wielkimi krokami "Avengers: Age of Ultron".
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?