Recenzja filmu

Frankenweenie (2012)
Waldemar Modestowicz
Tim Burton
Catherine O'Hara
Martin Short

Animowana esencja Burtona i klasyki horroru

Tim Burton powrócił do kin z projektem, o którego stworzenie starał się od lat. Bazuje on na jego krótkometrażówce, którą zrobił w latach 80. będąc jeszcze pracownikiem Disneya. Już pierwotnie
Tim Burton powrócił do kin z projektem, o którego stworzenie starał się od lat. Bazuje on na jego krótkometrażówce, którą zrobił w latach 80. będąc jeszcze pracownikiem Disneya. Już pierwotnie miał być to film pełnometrażowy, ale wytwórnia bała się zainwestować w projekt z wrażliwością plastyczną zupełnie niezgodną z ich wzorcami. Teraz, gdy nazwisko Burtona jest szeroko uznane w poletku filmowym, dostał on wreszcie szansę, ale nic nie ma za darmo. "Alicja w Krainie Czarów", którą Burton stworzył dwa lata wcześniej, była ponoć częścią kontraktu dotyczącego "Frankenweenie". Za stworzenie kasowego hitu miał on dostać prawo do nakręcenia wymarzonej animacji czerpiącej z klasyki horroru pełnymi garściami. Jednak najważniejsze jest, że reżyser powrócił do starego baśniowo-horrorowego klimatu jak za czasów świetności. Tym samym porzucił stylistykę lekko miałkich dwóch ostatnich projektów.

Fabuła czerpie swój zarys z krótkometrażowego "Frankenweenie", ale poza finałem nie ma się uczucia déjà vu. Przynajmniej tego związanego z fabułą, ponieważ niektóre sceny, jak wspomniałem, hołdują klasyce horroru. Dostajemy więc historię chłopca, któremu pod kołami samochodu umiera pies, ale dopełnioną masą wątków pobocznych. Główny bohater imieniem Victor nie może się pogodzić z faktem i postanawia ożywić swojego pupila niczym potwora Frankensteina. Pociąga to za sobą lawinę wydarzeń rozpoczynającą się w momencie wyjścia jego tajemnicy na jaw. Oprócz tego wątku dostajemy psie love story, szkolny konkurs naukowy, atak potworów na miasteczko i jeszcze jakieś pomniejsze wątki. Dużo jak na niespełna półtora godzinny film? Sporo, ale wszystko znakomicie się łączy w zgrabną całość i nie ma się wrażenia upychania niepotrzebnych wątków. Nie ma także mowy o nudzie. Gdybym miał się przyczepić do jednej małej rzeczy, to byłby to brak pociągnięcia wątku miłosnego między Victorem i Elsą, ale nie można mieć wszystkiego. Wszystkiego dopełniają cytaty z klasyki kina (przede wszystkim horroru) sięgające od "Frankensteina", przez "Ptaki", aż po "Park jurajski".

Film jest stworzony w technice poklatkowej, kukiełkowej animacji, a efektu dopełniają czarno-białe zdjęcia. Warto nadmienić, że kukiełki też były stworzone w czerni i bieli, dzięki czemu ilość odcieni szarości jest minimalna. Miasteczko, w którym się toczy akcja, przywodzi swoim rozkładem na myśl "Edwarda Nożycorękiego", a może po prostu wszystkie miasteczka w USA wyglądają podobnie. Jak zwykle przy filmach Burtona nie można zapomnieć o wspaniałej, tym razem często ekspresjonistycznej muzyce Danny'ego Elfmana. Scena, w której Victor ożywia swojego psa, przywodzi na myśl klasyczne sceny z niemych często jeszcze horrorów. Muzyka w tym przypadku oddaje lepiej sytuację niż obraz lub słowa. Na napisach końcowych podobnie jak w ostatnim filmie Burtona rozbrzmiewa altrockowa piosenka. Po coverze w wykonaniu The Killers klasycznego utworu zespołu Rasperries w "Mrocznych cieniach", tym razem dostaliśmy oryginalny utwór Karen Orzołek pod tytułem "Strange Love". Patriotycznym obowiązkiem warto wspomnieć, że to artystka o mocnych polskich korzeniach (ojciec jest Polakiem). Piosenka rewelacyjnie wpisuje się w zakończenie filmu. Tak tematycznie, jak i stylistycznie.

Głosy w oryginalnej wersji dźwiękowej zostały dobrze dobrane. W tej materii nie ma się zupełnie się do czego przyczepić. Co zadziwiające tym razem nie dostaliśmy stałych współpracowników Burtona czyli Johnny'ego Deppa i Heleny Bonham-Carter, ale reżyser przypomniał sobie za to o Winonie Ryder z którą nie współpracował od czasu "Edwarda Nożycorękiego" oraz o Martinie Landau.

Film jest zdecydowanie warty polecenia, ale zaznaczam, że nie jest bezpośrednio kierowany do dzieci. Jest parę scen, na których mali odbiorcy mogliby się przestraszyć. Przesłanie w nim nie jest na poziomie ostatnich produkcji Pixara, a w odróżnieniu od większości przesłań obroniło się przed typowym nieznośnym moralizatorstwem. Mnie cieszy, że Tim po dwóch projektach, które podobały się tylko najbardziej zażartym fanom (w tym mnie), stworzył coś lepszego. Coś, co jest godne wielokrotnego obejrzenia i jest świetną alternatywą w dobie animacji komputerowych. Tylko czekać na animowaną "Rodzinę Addamsów". Stara magia Burtona znowu działa!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po ostatnich, nieco słabszych produkcjach Tim Burton powrócił do wielkiej formy. Wykonany w aranżacji... czytaj więcej
Tim Burton, mistrz historii nietypowych, niepokojących, upiornych i klimatycznych powraca z kolejnym... czytaj więcej
Tim Burton stworzył wiele wspaniałych hitów, np.: "Miaseczko Halloween", "Gnijącą Pannę Młodą" czy "Sok z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones