Recenzja filmu

Annie (2014)
Will Gluck
Anna Apostolakis-Gluzińska
Jamie Foxx
Quvenzhané Wallis

Annie w krainie czarów

Musical Willa Glucka to filmowy ekwiwalent wielkiej mydlanej bańki wypełnionej po brzegi kolorowymi landrynkami. Z jednej strony – błahy, ociekający lukrem i niepotrzebnie nadmuchany do
Musical Willa Glucka to filmowy ekwiwalent wielkiej mydlanej bańki wypełnionej po brzegi kolorowymi landrynkami. Z jednej strony – błahy, ociekający lukrem i niepotrzebnie nadmuchany do rozmiarów dwugodzinnego metrażu. Z drugiej – na tyle radosny i krzepiący, że przez większość seansu ogląda się go z uśmiechem od ucha do ucha. Tajemnica sukcesu tkwi w trafnych wyborach castingowych oraz piosenkach, które mimo upływu lat wciąż wpadają w ucho z prędkością rakiety kosmicznej.


"Annie" to w dużej mierze dzieło producenckiego duetu Jay-Z/Will Smith. Pierwszy z powodzeniem odświeżył klasyczny broadwayowski soundtrack, wzbogacając aranżacje o elementy popu, soulu i hip-hopu. Drugi przysłużył się filmowi, rezygnując  z obsadzenia w tytułowej roli swojej córki, Willow. Na jej miejsce wskoczyła "Bestia z południowych krain" Quvenzhané Wallis. Utalentowana 11-latka wciela się w rezolutną sierotkę z Harlemu, która niespodziewanie trafia pod opiekę magnata branży telekomunikacyjnej, Willa Stacksa (Jamie Foxx).  Dziewczynka stopniowo topi serce samotnego miliardera oraz jego współpracowników: zapiętej pod szyję asystentki oraz budzącego postrach szefa ochrony. Którędy do happy endu?

Choć większość obsady powinna ograniczyć wokalne popisy do występów pod prysznicem (chlubny wyjątek to oczywiście Foxx – w końcu ma na koncie cztery kasowe albumy), sceny musicalowe mają, o dziwo, wdzięk i wigor. Co ważniejsze, nie odnosi się wrażenia, że wraz z pierwszymi taktami muzyki zaczyna się wystudiowany, ziejący teatralnością spektakl. Piosenki nie są w tym świecie obcym ciałem, lecz jednym ze sposobów na komunikowanie się, okazją, by bohaterowie mogli wyrazić, co im w duszach gra. Gra tymczasem całkiem sporo. Będąca na ustawicznym "gazie", zgorzkniała Cameron Diaz żyje wspomnieniami dawnej chwały i marzeniem o bogatym mężu. Rose Byrne powtarza rolę ze "Stażystów", wcielając się w  korpoholiczkę, która w pogoni za karierą odstawiła prywatne życie na boczne tory. Wreszcie spragniona miłości Wallis – kandydatka na Shirley Temple XXI wieku – czeka z wytęsknieniem na powrót wyrodnych rodziców.



"Annie" to również pisany kamerą list miłosny do Nowego Jorku. Miasta, o którym klasyk śpiewał: Jeśli  uda mi się tam, uda mi się wszędzie. W filmie Glucka metropolia to królestwo  z bajki: spełniają się w nim najskrytsze marzenia, w sierocińcach mieszkają małe księżniczki, a dobry władca, który kiedyś był żebrakiem, dziś zwiedza swe włości na pokładzie helikoptera. Ów baśniowy nawias pozwala łaskawszym okiem spojrzeć na wszystkie siermiężne sitcomowe dowcipy i bijące po oczach naiwne pomysły scenarzystów. Na święta jak znalazł.  
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones