Recenzja filmu

Goodbye Bafana (2007)
Bille August
Dennis Haysbert
Diane Kruger

Apartheid jak na dłoni

Film "Goodbye Bafana" wpisuje się w nurt rozrachunkowy apartheidu – rasistowskiej polityki prowadzonej przez lata w Republice Południowej Afryki. Opowieść jest oparta na wspomnieniach strażnika,
Film "Goodbye Bafana" wpisuje się w nurt rozrachunkowy apartheidu – rasistowskiej polityki prowadzonej przez lata w Republice Południowej Afryki. Opowieść jest oparta na wspomnieniach strażnika, który przez 25 lat nadzorował Nelsona Mandelę, gdy ten siedział w więzieniu. Sierżant James Gregory wyróżnia się pośród innych podoficerów znajomością języka tubylców. Dzięki dzieciństwu spędzonemu z tytułowym Bafana biegle porozumiewa się z Zulusami. Jego zadaniem jest infiltracja Nelsona Mandeli. Dzięki wiadomościom przechwyconym przez ambitnego sierżanta, południowoafrykańska bezpieka aresztuje żonę, Winnie Mandelę oraz stoi za wypadkiem samochodowym, w którym ginie syn przyszłego prezydenta RPA. Strażnik czuje się odpowiedzialny za te wydarzenia, poczucie winy prowadzi do przemiany rasistowskiego chłystka w bohatera szlachetnego, acz pogardzanego przez tzw. Białych Kolegów z Pracy na Robben Island. Wcielający się w Mandelę Dennis Haysbert nie potrafił oddać charyzmy tej postaci, mało przekonująco przeciwstawiając się upokorzeniom klawiszów, czy też wykładając Gregory'emu "nacjonalistyczny" kurs Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC był finansowany przez Moskwę). Ciekawie było spojrzeć, jak amant filmowy Joseph Fiennes (grający z charakterystycznym afrykanerskim akcentem), wciela się w postać wąsko myślącego rasisty. Rzeczywistość południowoafrykańskiego apartheidu w "Goodbye Bafana" to wizja bardziej życzeniowa, dzieło Augusta przegrywa w konfrontacji z o wiele wyraźniejszym filmem poruszającym ten sam temat, a mianowicie "Stander" Bronwen Hughes. Reżyserka zrobiła solidny i poruszający dramat o samotnym proteście policjanta, który, odreagowując traumę pacyfikacji, próbuje w dość ciekawy sposób podważyć ekonomiczną podstawę apartheidu. Będąc stróżem prawa jednocześnie napada na banki. Swoją drogą w filmie "Goodbye Bafana" występuje antypatyczny naczelnik więzienia o nazwisku Stander. Posągowe przedstawienie Nelsona Mandeli, laureata pokojowej nagrody Nobla, ma na celu wzmocnienie nadszarpniętego autorytetu eksprezydenta RPA. Ale patrząc z polskiej perspektywy zabrakło w "Goodbye Bafana" wspomnienia o wysłanych przez Mandelę w 1982 roku gratulacji dla polskiej junty wojskowej generała Wojciecha Jaruzelskiego. Oczywiście nie wspomniano też, że w szkoleniu partyzantów ANC, brali udział instruktorzy z GRU i KGB. Podobnie romantyczne spotkania Nelsona i Winnie nie zakłócają opowieści małżonki o eliminowaniu wrogów przez podpalanie im opon na szyi – "płonących obrączek". Dlatego mamy w "Goodbye Bafana" jedynie rasizm jak na dłoni oraz... ikony małżonków Mandela.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones