Recenzja filmu

Trzeci człowiek (1949)
Carol Reed
Joseph Cotten
Alida Valli

Arcydzieło absolutne

 "Trzeci człowiek" to arcydzieło absolutne, pierwsza próba zmiany konwencji kina noir. Moim zdaniem bardzo udana.
Rok 1941, rok powstania "Sokoła maltańskiego", uważa się symbolicznie za początek nurtu noir. Przez prawie 10 lat prym w produkcji filmów z tego gatunku wiodły Stany Zjednoczone. W 1949 roku słynny producent amerykański, David O. Selznick, twórca m. in. osławionego "Przeminęło z wiatrem", oraz jego swoisty brytyjski odpowiednik, Alexander Korda, połączyli siły, produkując pierwszy brytyjski (choć nie do końca) film noir o tak dużym znaczeniu dla historii kina.

Holly Martins (Joseph Cotten) jest amerykańskim pisarzem. Jego przyjaciel z dzieciństwa, Harry Lime (Orson Welles), zaprasza go do Wiednia. Twierdzi, że znalazł mu dobrą pracę. Skuszony propozycją Martins wyjeżdża do stolicy Austrii. Na miejscu okazuje się, że Harry nie żyje, a okoliczności jego śmierci nie są jasne. Holly postanawia zbadać sprawę. Pomaga mu śpiewaczka operowa Anna Schmidt (Alida Valli), ukochana Lime'a. W czasie dochodzenia wychodzą na jaw fakty, które całkowicie zmienią obraz Harry'ego w oczach Martinsa...


Reżyserię filmu na podstawie bestsellerowej powieści Grahama Greene'a powierzono wówczas już znanemu i cenionemu Carolowi Reedowi. Nie wiadomo, jaką część dzieła faktycznie wyreżyserował Reed. Od wielu lat krążą legendy o tym, jakoby sam Welles miał wyreżyserować dzieło. Nie wiemy, ile w tym prawdy, jednak z całą pewnością można stwierdzić, że reżyseria w "Trzecim człowieku" jest po prostu świetna. Reżyser prowadzi nas przez mroczne uliczki okupowanego Wiednia. W powietrzu czuć namacalny strach. Tu nikt nie jest bezpieczny, a o każdy kolejny dzień trzeba walczyć. To idealne miejsce dla oszustów, rabusiów, morderców. Piękne, klimatyczne zdjęcia Roberta Kraskera pomagają Reedowi w tworzeniu atmosfery strachu i niepewności o byt w powojennej rzeczywistości.



Chyba najlepszą kreację w swojej karierze tworzy tutaj Orson Welles. Słynny aktor i reżyser kreuje tu jeden z najbardziej sugestywnych czarnych charakterów w historii kina. Scena jego pojawienia się jest po prostu wspaniała. Przy niewielkim nakładzie środków wyrazu Welles tworzy niezwykle zapadającą w pamięć kreację, kradnąc reszcie aktorów każdą scenę, w której się pojawia. Joseph Cotten świetnie wciela się w rozdartego wewnętrznie Martinsa. Nie jest może aż tak elektryzujący jak jego partner, jednak jego rola to wciąż kawał dobrego aktorstwa. Rewelacyjnie wypada też Alida Valli jako Anna, ukochana Lime'a, również przeżywająca wewnętrzne rozterki. Warto zwrócić też uwagę na filmowych policjantów, Trevora Howarda i Bernarda Lee, znanego najbardziej z roli M w pierwszych dwunastu Bondach.



Mrocznej atmosfery filmu dopełnia niezwykła muzyka Antona Karasa. Bohaterom cały czas towarzyszy klimatyczny motyw wygrywany na cytrze. Niektórym ta muzyka przeszkadza w odbiorze dzieła, inni zaś uważają soundtrack za jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii X muzy, faktem jest jednak to, że głównej mierze właśnie dzięki muzyce dzieło ma tak specyficzny, mroczny klimat.

"Trzeci człowiek" to arcydzieło absolutne, pierwsza próba zmiany konwencji kina noir. Moim zdaniem bardzo udana.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Holly Martins (Joseph Cotten), autor podrzędnych powieści o Dzikim Zachodzie, jest z pochodzenia... czytaj więcej
Chyba każdy, nawet najbardziej rasowy kinomaniak ma wśród swoich ulubionych filmów przynajmniej jeden... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones