Recenzja wyd. DVD filmu

Kaligula (1979)
Tinto Brass
Bob Guccione
Malcolm McDowell
Helen Mirren

Arcydzieło campu

Specjalizujący się w kinie mocno przesiąkniętym erotyką włoski reżyser Tinto Brass pod koniec lat 70-tych otrzymał niepowtarzalną okazję nakręcenia wysokobudżetowego widowiska historycznego,
Specjalizujący się w kinie mocno przesiąkniętym erotyką włoski reżyser Tinto Brass pod koniec lat 70-tych otrzymał niepowtarzalną okazję nakręcenia wysokobudżetowego widowiska historycznego, które miałoby opowiadać o starożytnym Rzymie w czasach panowania cesarza Kaliguli. Autorem scenariusza był kontrowersyjny pisarz Gore Vidal, zaś pieczę nad całym projektem obejmował na stanowisku producenta właściciel magazynu "Penthouse" Bob Guccione. Efekt tej niecodziennej współpracy okazał się jednym z najbardziej skandalizujących i szokujących filmów w historii, pozycją która po dziś dzień ma swe trwałe miejsce w annałach światowej kinematografii.

Rzecz do dziś potrafi zrobić wrażenie swym rozmachem i widowiskowością, które połączone zostały z dekadencką atmosferą pogrążonego w zbrodni i rozpuście Rzymu. Nie mniej imponująco prezentuje się również obsada aktorska, w której aż roi się od wielkich osobistości kina. W roli tytułowej charyzmatyczny Malcolm McDowell, którego widownia zapamiętała zwłaszcza poprzez rolę demonicznego Alexa w Kubrickowskim dziele sztuki znanym jako "Mechaniczna pomarańcza". Zaraz potem idą takie nazwiska jak Peter O'Toole (Tyberiusz), John Gielgud (Nerva) i Helen Mirren (Cezonia) - nie ulega wątpliwości, że za możliwość posiadania takiego zestawu aktorów do swej dyspozycji niejeden twórca pozwoliłby sobie wydłubać oko. Jeszcze ciekawiej robi się, gdy uświadomić sobie, że "Kaligula" to nie żadne pobożne kino "sandałowe" w hollywoodzkim stylu, a epatujący okrucieństwem i twardą pornografią mroczny dramat. Nic dziwnego, że wzburzenie krytyki i widzów nie miało granic.

"Kaligula" jest w moim mniemaniu (i zapewne nie tylko moim) jednym z największych kuriozów w dziejach X muzy. Oto światek pornobiznesu i nurt mainstreamowy spotykają się i stapiają w przedziwnej symbiozie. Na ekranie poważni i cenieni aktorzy brytyjscy w sąsiedztwie których rozgrywają się pokazane bez żadnych osłonek sekwencje perwersyjnych orgii - coś takiego nie miało do tej pory precedensu. Winę za ten stan rzeczy ponosił nie kto inny jak Guccione, który to właśnie zdecydował o dokręceniu kilku scen rodem z filmów "tylko dla dorosłych" i połączenia ich z resztą materiału. Wynikiem tego był konflikt pomiędzy producentem a reżyserem i odsunięcie Brassa od projektu. Szef "Penthouse'a" zmontował rzecz zgodnie ze swoją wizją i w takiej też formie "Kaligula" ujrzał światło dzienne. Ze względu na obecność licznych elementów jawnie pornograficznych i sporą dawkę przemocy biografia posądzanego o obłęd władcy była wielokrotnie cenzurowana. Efektem tych zabiegów jest istnienie kilku różnych wersji omawianego filmu, w różnym stopniu pociętych, począwszy od pełnej, trwającej 156 minut, aż po wersje pozbawione ponad 50 minut materiału.

Sam Brass zdecydowanie odciął się od finalnego produktu, w nie mniejszą konsternację wpadli aktorzy. Co jednak ciekawe, "Kaligula" pozostaje najsłynniejszym i najczęściej omawianym spośród filmów w dorobku włoskiego reżysera, a rolę tytułową spokojnie można uznać za jedną z najlepszych na koncie McDowella, za sprawą którego rzymski cesarz staje się na ekranie elektryzującą i fascynującą postacią, od której nie sposób oderwać wzroku. Samo dzieło jako takie wielu zapewne przysporzy sporych problemów przy ocenie, tym bardziej że pojawia się poważna komplikacja przy klasyfikacji - w końcu jaka półka jest w tym przypadku bardziej odpowiednia: kino pretendujące do miana sztuki czy tez może bezwstydna eksploatacja? Odpowiedź leży zapewne gdzieś pośrodku, tym bardziej, że tego typu łatki są zazwyczaj obmyślane na użytek nudziarzy i twórczych impotentów, czasem określanych mianem "krytyków". 

Zresztą największym minusem "Kaliguli" nie są bynajmniej dokręcone scenki XXX, które pojawiają się często zupełnie bez żadnego logicznego uzasadnienia (vide: scena seksu lesbijskiego). Najbardziej przeszkadzała mi tu chyba dowolność z jaką twórcy potraktowali fakty historyczne. To i owo zaczerpnięto z dostępnych źródeł, widoczne są także inspiracje sztuką Alberta Camusa o trzecim cesarzu Rzymu. Fakty często jednak podawane są w dość dowolnej kolejności, a kiedy one nie wystarczą, to w ruch wchodzi fantazja osób pracujących przy scenariuszu. Można się na tego typu poczynania krzywić, ale w zasadzie, gdy porównać fabuły takiego "Kaliguli" z oscarowym "Gladiatorem", to nagle okazuje się że w porównaniu z tym pierwszym słynny hit Ridleya Scotta to czystej wody science-fiction.

W ramach ciekawostki można tu także nadmienić, że skandalizująca produkcja Tinto Brassa doczekała się całej serii naśladownictw w ojczyźnie reżysera. Większość z nich starała się jak najbardziej serio nawiązać do oryginału z 1979 roku, najlepszymi przykładami w tym przypadku są wiele mówiące tytuły jak "Caligula II: The Untold Story" czy "Caligula et Messaline", których zadaniem była próba zdyskontowania sukcesu sławnego poprzednika przy użyciu jak najbardziej skromnych środków. Nic dziwnego, że efekty owych poczynań zazwyczaj budzić mogły jedynie śmiech, zwłaszcza że za kamerą przy tego typu przedsięwzięciach siadali ludzie pokroju Bruna Mattei, czyli specjalisty od tandetnych do szpiku kości podróbek hollywoodzkich przebojów.

Można by rzecz jasna wymienić wiele powodów, dla których dziełem Włocha w ogóle nie warto się zajmować z artystycznego punktu widzenia. W końcu zawsze znajdą się malkontenci. W moim mniemaniu jednak film Tinto Brassa to pozycja jedyna w swoim rodzaju. Pomimo wielokrotnego rozmijania się z prawdą historyczną, jest to produkcja, która przynosi niezwykle sugestywną i bezkompromisową wizję Cesarstwa Rzymskiego, które toczy trąd zdegenerowania. Jedyna ze względu na swoją kuriozalność, na rozmach zarezerwowany dla dzieł tworzonych z myślą o masowym widzu i spleciony z nim, jakby w naturalnej koegzystencji smak owocu zakazanego. Niewątpliwie arcydzieło. Być może arcydzieło złego smaku lub też filmowego campu - jak komu bardziej pasuje. Tak czy inaczej arcydzieło, które ciągle robi doskonałe wrażenie i zachwyca wizualnym szaleństwem.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film "Kaligula" Tinto Brassa stał się legendą niezależnie od krytycznej oceny jego wartości artystycznej.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones