Recenzja filmu

Whisky dla aniołów (2012)
Ken Loach
Paul Brannigan
John Henshaw

Awans dla wszystkich

Duet Loach-Laverty buduje zwykłą-niezwykłą historię, w której żenią swój charakterystyczny społeczny sznyt z podnoszącym na duchu przesłaniem. Tym samym "Angels' Share" zbliża się raczej do
"Angels' Share" wywołuje gremialny śmiech już podczas pierwszej sceny: typ w dresowej bluzie mało nie wpada w niej pod pociąg, mimo coraz dziwniejszych ostrzeżeń kierowanych do niego z dworcowego głośnika. Dopiero komunikat "Tu mówi Bóg" sprawia, że się opamiętuje i w ostatniej chwili ucieka spod kół. Prócz niego poznamy na wstępie kilka młodych osób, które za różne wykroczenia wyrokiem sądu zostały skazane na prace społeczne. Wśród nich jest główny bohater filmu, Robbie. Młodzian ma za sobą kryminalną przeszłość, ale teraz stara się wyjść na prostą, głównie dlatego że jego dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży. Nie będzie mu łatwo, szczególnie że prześladują go dawni koledzy z ulicy, a nowobogacki ojciec dziewczyny za wszelką cenę chce odsunąć go od córki. Na szczęście bohater poznaje Harry'ego, który nadzoruje pracujących społecznie wyrostków. Jeden bezinteresowny gest ze strony opiekuna sprawia, że na horyzoncie Robbiego zaczyna migotać szansa na lepsze życie.       

Prosty chłopak łapie bakcyla smakosza whisky – taki pomysł może brzmieć niewiarygodnie, ale tak naprawdę po prostu udanie przełamuje stereotyp, według którego bieda nie idzie w parze z upodobaniem do dobrych trunków. Duet Loach-Laverty buduje zwykłą-niezwykłą historię, w której żenią swój charakterystyczny społeczny sznyt z podnoszącym na duchu przesłaniem. Tym samym "Angels' Share" zbliża się raczej do "Goło i wesoło" czy "Billy'ego Elliota" niż wcześniejszych, nawet tych bardziej pozytywnych filmów samego Loacha. Klasa niższa pozostaje w centrum zainteresowania filmowca i zostaje odmalowana w wielu odcieniach. Główny bohater to świetna postać: z jednej strony jest nieokrzesany, nawet agresywny, ale pod kostropatą powierzchnią dostrzegamy subtelność i chęć zmiany, co pozwala myśleć, że stać go na coś więcej niż powtórzenie życiowej drogi bezrobotnego ojca. Trochę gorzej prezentują się pomocnicy, którzy otrzymali tylko po jednej cesze wyróżniającej. Bohater dworcowej sceny to typowy wioskowy głupek, który pyta "Mona kto?", gdy słyszy "Mona Lisa", co nie zmienia faktu, że wypada przezabawnie. Ich koleżanka ma kolorowe włosy i kradnie, niewiele więcej można o niej powiedzieć. Wyraźniej zostali określeni Harry oraz amatorzy whisky i dzięki nim obraz ucieka od wygrywania prostego kontrastu bogaci - wykluczeni.

Konflikt społeczny okazuje się rozwiązywalny, Robbiemu udaje się wpasować w system. Na pewno nie należy on do tych, którzy ostatniego lata demolowali sklepy w Londynie. Dość  zaskakujące, że taki wydźwięk swojej historii Loach nadaje właśnie teraz, kiedy coraz głośniej mówi się o tym, że młody prekariat nie ma szans na choćby w miarę ustabilizowaną przyszłość. Tymczasem wielki społecznik brytyjskiego kina serwuje nam budującą (albo "budującą", w zależności od opcji ideologicznej) historię o możliwości społecznego awansu. Czyżby stanął po stronie konserwatywnej obrony wartości?
1 10 6
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones