Recenzja filmu

12 lat i koniec (2005)
Michael Cuesta
Conor Donovan
Jesse Camacho

Ból dorastania

Film jest mocnym, miejscami wstrząsającym portretem zagubionych dzieci, które same muszą uporać się z problemami dojrzewania.
Mają po 12 lat. Ich dzieciństwo właśnie dobiega końca, a wraz z nim w siną dal odchodzi naiwna ignorancja i radosna swoboda. Trudna transformacja to tylko wstęp do bolesnej egzystencji ludzi dorosłych. Michael Cuesta po mocnym i odważnym "L.I.E." nakręci kolejny obraz o dorastających dzieciach. I choć nie jest w swych obrazach równie szokujący jak Larry Clark, jego film jest jednak mocnym, miejscami wstrząsającym portretem zagubionych dzieci, które same muszą uporać się z problemami dojrzewania. Czy jest to ból po stracie brata, budząca się seksualność czy też zrozumienie, że rodzice mogą niszczyć zdrowie swoich pociech, bohaterowie "12 lat i koniec" wpadają w chaos, który o mało ich nie zniszczy. Jeszcze w poprzednim filmie "L.I.E." Cuesta zdawał się iść tą samą drogą, co Clark, oskarżając dorosłych o nieobecność, nieuwagę, brak uczuć. W "12 lat i koniec" jest jednak inaczej. Dorośli są, co więcej oni naprawdę kochają swoje dzieci, a mimo to nie są w stanie pomóc, kiedy ich pociechy najbardziej tego potrzebują. Pozostają ślepi na ich potrzeby i ból, zbyt późno (bądź wcale) orientują się, że ich postępowanie zamiast wspierać, tylko niszczy młode życia. Jednak wynika to w głównej mierze z cierpienia, jakie życie przysparza im samym. Zasklepieni w swoich własnych katastrofach, nie mają po prostu czasu, by spojrzeć na swoje dzieci. Jeśli mają co jeść, dostają prezenty we wszystkich odpowiednich momentach, to wszystko jest dla nich w porządku. Cuesta maluje ponury obraz współczesnej rodziny, w której często dzieci są bardziej dojrzałe od swoich rodziców. To straszne, że kiedy kończy się dzieciństwo, kończy się też radość, pozostaje tylko ból i pustka, którą wypełniają przedmioty i inni ludzie, również traktowani przedmiotowo. Cuesta przemyca do filmu nieco optymizmu. Dwie z trzech historii mają przynajmniej częściowo pozytywne zakończenie. Jednak z niektórych tragedii nie ma wyjścia. Większość widzów, jeśli w ogóle kojarzy nazwisko Michaela Cuesty, to zapewne nie z jego pracy w kinie, lecz w telewizji. Po znakomitym debiucie "L.I.E." pracował bowiem przy serialu "Sześć stóp pod ziemią", a po "12 lat i koniec" produkował oraz reżyserował serial "Dexter". Oba jego kinowe obrazy to filmy skromne, gdzie istotny jest pomysł i bohaterowie, a nie rozdmuchana do gigantycznych rozmiarów akcja. Jeśli ktoś lubi tego typu opowieści, ten na pewno z miłą chęcią obejrzy ten film na dużym ekranie, mimo że jego światowa premiera miała miejsce ponad trzy lata temu. Cuesta ma bardzo dobrą rękę do prowadzenia młodych aktorów. Conor Donovan, Jesse Camacho, a przede wszystkim Zoe Weizenbaum mimo młodego wieku prezentują się na ekranie bardzo dobrze, kreując pełnokrwiste, emocjonalnie prawdziwe postaci. Reżyser porusza w filmie tematy, które nie dla wszystkich będą wygodne. Dlatego też film skierowany jest w zasadzie tylko do widzów o otwartych umysłach, niebojących się konfrontacji z trudnymi problemami.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
12 lat i koniec. Czego? Marzeń? Dzieciństwa? Tak... 12 lat – i początek. Dorastania. Życia. Bólu.... czytaj więcej
Bohaterowie "12 lat i koniec" mają swoje mniejsze/większe problemy i tajemnice. Dotyczy to zarówno... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones