Recenzja wyd. DVD filmu

Femme Fatale (2002)
Brian De Palma
Rebecca Romijn
Antonio Banderas

Banderas w sidłach pończoch

Szajka złodziei zamierza dokonać brawurowego skoku, który rozegra się podczas Festiwalu Filmowego Cannes 2001. Do bandy należy atrakcyjna blondynka, Laure Ash (Rebecca Romijn). Łup to wężowy
Szajka złodziei zamierza dokonać brawurowego skoku, który rozegra się podczas Festiwalu Filmowego Cannes 2001. Do bandy należy atrakcyjna blondynka, Laure Ash (Rebecca Romijn). Łup to wężowy stanik wysadzany diamentami o wartości ponad 10 mln $, zdobiący ciało pięknej towarzyszki (Rie Rasmussen) reżysera Régisa Wargniera. W trakcie premiery jego najnowszego obrazu, "Wschód - Zachód", dochodzi do zuchwałej kradzieży. Laure samotnie ucieka z łupem, zostawiając wspólników na pastwę losu. Ci planują się zemścić. Wiele lat później Laure z nową tożsamością powraca do Paryża. Teraz jest żoną amerykańskiego ambasadora (Peter Coyote) i za wszelką cenę unika rozgłosu, który mógłby sprowadzić jej na kark dawnych wspólników. Niestety, wścibski paparazzo, Nicolas Bardo (Antonio Banderas), uwiecznił jej twarz na zdjęciu...

Brian De Palma ("Życie Carlita") zawsze dobrze wiedział, jaki chce posiadać styl i jakie tematy pociągają go w kinie. Nie zawsze jednak wystarczająco dbał w swoich filmach o treść, która często nie szła w parze z mistrzowską stroną formalną. I tak oto powstawały tego typu fabularne potworki, jak choćby "Mój brat Kain" (mierna próba nawiązania do "Psychozy") i "Oczy węża" (bohater rozwiązuje całą intrygę w przeciągu jednego wieczoru - ciekawe, co by było, gdyby miał rozszyfrować sprawę zabójstwa prezydenta Kennedy'ego?). W "Femme Fatale" jest zgoła odmiennie. Reżyser niezwykle subtelnie kreśli całą koronkową intrygę, często używając do jej opowiedzenia przede wszystkim obrazów, dialogi zaś stanowią dopełnienie całości. U De Palmy stylizacja na rasowy, elegancki thriller okazuje się być bezcenna. Dzięki takiej, a nie innej manierze De Palma zwycięża, wprowadzając do filmu wyrazisty, hitchcockowski klimat, jednocześnie nie przesadzając z zapożyczeniami.

Amerykański twórca rozpoczyna zgodnie z zasadą Hitchcocka, czyli od trzęsienia ziemi. Iście spektakularna sekwencja kradzieży diamentów odbywająca się w rytmie słynnego "Boléro" Ravela (nowoczesna aranżacja Ryûichiego Sakamoto zasługująca na uznanie), trwa blisko 14 minut i charakteryzuje się niewymuszonym popisem reżyserskiej wirtuozerii De Palmy oraz precyzyjnie skonstruowanym suspensem. De Palma celowo nie pokazuje nam wcale twarzy głównej bohaterki z premedytacją odwlekając ten uroczysty moment. Bo femme fatale od samego początku musi skupić na sobie całą uwagę, musi kusić widza swoją tajemniczością. Rebecca Romijn nie jest najlepszą aktorką świata. Nie jest nawet jedną z najlepszych aktorek świata, ale posiada niezaprzeczalne walory urody, które De Palma w pełni wykorzystał tworząc z powodzeniem nowoczesny portret kobiety fatalnej XXI wieku.

Laure Ash to niewątpliwie godna sukcesorka Catherine Tramell z "Nagiego instynktu". Jest równie niebezpieczna i wyuzdana. Nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć zamierzony cel, co zazwyczaj ma tragiczne w skutkach konsekwencje dla jej wrogów. To również fenomenalna mistrzyni wszelkiego rodzaju ryzykownych manipulacji i gier, która z wielką łatwością owija sobie całkowicie bezradnych mężczyzn wokół palca. Czym byłaby opowieść o modliszce bez udziału mężczyzny pożądającego jej niczym ćma blasku światła, a w efekcie marnie kończącego? Tutaj ma on twarz samego Antonio Banderasa, fotoreportera goniącego za tanią sensacją. Jak się okaże, wpadnie on całkowicie w precyzyjnie zastawioną pułapkę blondwłosej piękności, której wdziękom nie sposób się oprzeć. Okrutna kobieta, zwiodła biednego mężczyznę na manowce.

Brian De Palma w "Femme Fatale" wykazuje fascynację także starszą klasyką kina: przecież Laure nie przypadkowo ogląda w telewizorze "Podwójne ubezpieczenie" Wildera, a ponadto w filmie pobrzmiewają echa "Zawrotu głowy" Hitchcocka z jego całą alternatywną wersją zdarzeń i podwójną tożsamością bohaterki. Istotnym elementem scenariusza jest oniryzm. Bo nie dość, że cała intryga jest kunsztownie poprowadzona i spójna, to na dodatek reżyser pozwolił sobie na całkowite popuszczenie wodzy fantazji i umieścił wydarzenia, które mogą się toczyć wyłącznie w marzeniach sennych. A to bynajmniej nie koniec drugiego dna. De Palma pyta również o ludzkie wybory i wpływ różnorakich interakcji na nasze życie. Natomiast kolaż z zakończenia filmu symbolizuje żmudny proces tworzenia dzieła filmowego na które składają się drobne elementy powiązane w idealną całość. Reżyser jest panem i władcą opowiadanej historii, mogącym wedle własnego uznania kształtować filmową rzeczywistość otaczającą bohaterów.

Na osobną pochwałę zasługują wspaniałe zdjęcia autorstwa Thierry'ego Arbogasta ("Leon zawodowiec"). Kąty filmowania, długie i zwolnione ujęcia, najazdy kamery i jej odjazdy, podzielony ekran umożliwiający symultaniczne śledzenie wydarzeń z wielu perspektyw, zarówno bohaterów, jak i miejsc. Brian De Palma już wcześniej stosował te wszystkie triki, ale w "Femme Fatale" doprowadził je do czystej perfekcji. W dzisiejszym kinie tylko on mógł w tak wysmakowany wizualnie sposób zaplanować i rozegrać całą opowieść. A gdy dodatkowo scenariusz również jest dla niego ważny, to mamy do czynienia z sytuacją w której De Palma realizuje swój najwybitniejszy obraz w karierze. Chapeau bas!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z czym kojarzy się femme fatale? Z czerwoną szminką, wysokimi obcasami i niebezpieczną urodą, która... czytaj więcej
Aleksandra Salwa

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones