Recenzja filmu

Operacja Samum (1999)
Władysław Pasikowski
Marek Kondrat
Radosław Pazura

Biali górą!

Na pewno wiadomo tylko tyle, że polskim agentom służb specjalnych, tuż przed wybuchem wojny w Zatoce Perskiej, udało się wywieźć z Iraku kilku amerykańskich szpiegów. Prawdziwy przebieg zdarzeń
Na pewno wiadomo tylko tyle, że polskim agentom służb specjalnych, tuż przed wybuchem wojny w Zatoce Perskiej, udało się wywieźć z Iraku kilku amerykańskich szpiegów. Prawdziwy przebieg zdarzeń pozostaje ściśle strzeżoną tajemnicą. Scenarzystom - Maciejowi Dutkiewiczowi i Robertowi Brutterowi - pozostały więc głównie domysły i własna fantazja. Ta podsuwała im zapewne wizję filmu pełnego pościgów, wybuchów, popisów kaskaderskich etc. Kilka z takich atrakcji znalazło się ostatecznie w "Operacji Samum", jeśli jednak nie do końca przypomina ona amerykańskie kino akcji, to chyba nie tylko ze względu na zgoła niehollywoodzki budżet. Ograniczeniem była, jak sądzę, także granica prawdopodobieństwa. Z informacji wyciągniętych od gen. Czempińskiego wyraźnie wynika, że akcja polskiego wywiadu niewiele miała wspólnego z wyczynami Bruce'a Willisa. Twórcy powzięli więc chwalebną decyzję, by w zamian wzbogacić film o inne motywy. Stąd też, na przykład, próba pokazania, jak niewdzięczna i podła bywa praca w wywiadzie, gdzie obowiązek służenia "wyższej sprawie" albo też jakimś politycznym interesom kłóci się często ze zwykłą ludzką przyzwoitością. Sytuację taką ilustruje historia, granego przez Marka Kondrata, Mayera Đ niegdyś asa PRL-owskich służb specjalnych, dzisiaj człowieka śmiertelnie chorego. Jedzie on do Iraku, by odbić uwięzionego tam syna (Radosław Pazura), z którym od lat nie utrzymuje kontaktu. Nie wie, że jego działania mają odwrócić uwagę policji Husajna od misji wypełnianej przez polskich agentów - dwóch zblazowanych rutyniarzy (Bogusław Linda i Olaf Lubaszenko) niepozbawionych jednak całkowicie "instynktu moralnego". Jest więc w filmie Pasikowskiego szpiegowska intryga, jest konflikt polityczny, konflikt rodzinny, konflikt sumienia. Wydaje się, że powinno wystarczyć na stworzenie pełnokrwistej opowieści. Ale "Operacja Samum" to zaledwie szkic, w którym, owszem, pomysłów wiele, ale żaden z nich nie został dostatecznie rozwinięty. I tak - film ten nie zadowoli miłośników sensacji, bo historia przemytu amerykańskich wywiadowców jest mało emocjonująca. Naszym ludziom w Iraku wszystko udaje się zbyt gładko i szybko. Nawet sytuacje, gdy napięcie powinno sięgać zenitu, jak w scenie przejazdu przez granicę autobusu z uciekinierami, nie są do końca wygrane. I bynajmniej nie chodzi tu już o kwestie prawdopodobieństwa, tylko o umiejętność budowania dramaturgii opowiadania. Mogą rozczarować się także ci, których pasjonują dylematy etyczne i uczuciowe szpiegów. Agenci "Operacji Samum" zajęci wypełnianiem swoich zadań niewiele mają czasu na refleksję. A happy end uchroni ich (z jednym wyjątkiem) od smutnego losu szpiegów z powieści Le Carrego i tragizmu wyborów "Donniego Brasco". Rozwiązaniem wszystkich dylematów i zadośćuczynieniem za doznane krzywdy będzie cios w szczękę, jaki Mayer wymierzy swemu wyrachowanemu szefowi (Tadeusz Huk). Równie zdawkowo potraktowane zostały w filmie sprawy osobiste. O chorobie Mayera zapominamy po dziesięciu minutach. Od początku do końca nie wiadomo natomiast, skąd się wziął i na czym polega konflikt między nim a jego synem. Wątek romansu młodego Mayera, człowieka, na którego czeka w Polsce żona, z agentką Mosadu (Anna Korcz) ogranicza się właściwie do jednej początkowej sceny. W drugiej, znajdującej się pod koniec filmu, Karen zostaje zabita, co (znów) łatwo i szybko rozwiązuje problem miłosnego trójkąta. Osobną sprawą, na którą muszę zwrócić uwagę, gdyż wygląda na prawdziwe przekleństwo polskiego kina komercyjnego, są reklamy sponsorów. Umieszcza się je w filmach w sposób nachalny i nieudolny. Różne rzeczy mogę zrozumieć, ale dlaczego w ostatnim ujęciu, przedstawiającym pogodzonych ze sobą ojca i syna, pcha się widzowi przed oczy ogromną reklamę wódki? W ten prosty sposób jakiekolwiek wzruszenie zostaje z miejsca ukatrupione. Zaletą "Operacji Samum" jest natomiast muzyka Gorana Bregovicia. Można temu kompozytorowi zarzucać, że stał się własnym epigonem, nie da się jednak ukryć, że posiada on znakomite wyczucie filmowej materii. Jego muzyka potrafi podbić emocjonalną wartość sceny i nadać jej odpowiedni rytm. Na uwagę zasługują także zdjęcia Pawła Edelmana. Spalone słońcem krajobrazy z majaczącym gdzieś w nieskończoności horyzontem kryją w sobie tajemnicę, której film, niestety, nawet nie dotyka. Udająca Irak Turcja stanowi zaledwie orientalne tło dla szpiegowskiej zabawy w chowanego. Wiem, że tego typu produkcje nie są najlepszym miejscem na dogłębne analizy kwestii politycznych czy kulturowych, ale twórcy filmu mogli włożyć więcej wysiłku w poznanie specyfiki tamtego świata, który przecież nie składa się wyłącznie z Husajna i jego funkcjonariuszy. A tak "Operacja Samum" niebezpiecznie zmierza w stronę komiksowej historyjki o tym, jak to mądrzy, dzielni i sprytni Biali wodzą za nos głupich, okrutnych Arabów.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
<i>Pasikowski po prostu umie robić swoje. Tempo jest prawie jak w "Ogniem i mieczem", akcja jasna, humor... czytaj więcej
Cezary Wiśniewski

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones