"Bóg wciąż jest Bułgarem, ale sędzia niestety Francuzem" - mówił Christo Stoiczkow po przegranym na mundialu w Stanach Zjednoczonych półfinałowym meczu z Włochami. Arbitrowi oberwało się za
"Bóg wciąż jest Bułgarem, ale sędzia niestety Francuzem" - mówił Christo Stoiczkow po przegranym na mundialu w Stanach Zjednoczonych półfinałowym meczu z Włochami. Arbitrowi oberwało się za niepodyktowanie jedenastki w drugiej części spotkania, jednak religijna retoryka nie jest niczym zaskakującym w przypadku genialnego napastnika. Poświęcony mu dokument Borysława Kolewa potwierdza, że podobnie jak wielu wybitnych piłkarzy (vide Maradona i jego "boska" ręka), Bułgar lubi traktować swoje sukcesy w kategoriach świętego planu.
Stoiczkow jest nie tylko najwybitniejszym sportowcem w historii swojego kraju, ale i piłkarzem, bez którego futbol lat 90. nie byłby taki sam. Szybki, silny, nieustępliwy, z niesamowitym snajperskim instynktem, siał postrach wśród obrońców rywali zarówno podczas gry w CSKA Sofia, jak i w Barcelonie, Parmie, kilku egzotycznych klubach w rodzaju japońskiego Kashiwa Reysol i saudyjskiego Al-Nassr, a także reprezentacji narodowej. Na boisku był liderem i egzekutorem, poza nim – bezwzględnym i wygadanym szydercą, do którego przydomek "wulgarny Bułgar" pasował jak ulał. Stoiczkow nie przebierał w słowach i nie kłaniał się kulom: otwarcie krytykował sędziów, pogardzał publicznie madryckim Realem, dawał wyraz nacjonalistycznej identyfikacji z Katalonią, a własnego "ojca", czyli odkrywcę jego talentu, Dimitra Penewa, wywłaszczył z sukcesu odniesionego w Stanach Zjednoczonych (kadra Bułgarii, po sromotnej klęsce 4:0 ze Szwecją, zajęła wówczas czwarte miejsce na mundialu). Bezkrytyczny był tylko wobec Johana Cruyffa. "Nauczył mnie wszystkiego" - przekonywał. W ustach Stoiczkowa to niemal miłosna deklaracja.
Trudno nie pisać o Stoiczkowie w czasie przeszłym, skoro właśnie taką optykę narzuca cierpliwie dłutujący pomnik swojego idola Kolew. Wspominający własne dzieje piłkarz to w jego filmie rubaszny mędrzec i czarujący aforysta, który swoje przeżył i wie już, jak ten świat jest poukładany. Aż chciałoby się, żeby reżyser go uszczypnął, zadał parę kłopotliwych pytań, przesunął akcent na słabo zasygnalizowany wątek batalii o niepodległość Katalonii, nadał ironiczny sens przewijającemu się na ścieżce dźwiękowej klasykowi "Nessun Dorma" w wykonaniu Jose Carrerasa. Jeśli jednak szukacie w kinie przekory, trafiliście pod zły adres: począwszy od dzieciństwa, poprzez okres nastoletni i konflikt z komunistycznymi władzami, po wielką karierę w Hiszpanii, dokument Kolewa to zapisany na celuloidzie hołd dla niezłomnego ducha. Tego akurat nie można było Stoiczkowowi odmówić – na boisku gryzł trawę. "Przygotowywał się do każdego meczu tak jak ludzie przygotowują się do wesela" - wspomina jego kolega z CSKA Sofia.
Opatrzone komentarzem Bułgara oraz jego przyjaciół piłkarskie pocztówki jak zwykle okazują się sednem podobnego kina. Bramki, asysty i dryblingi nie dostarczają już takich emocji jak przed laty, ale wciąż przypominają o poezji ruchu – esencji zarówno kina, jak i sportu.
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu