Recenzja filmu

Superstar (2012)
Xavier Giannoli
Kad Merad
Cécile De France

Celebryta mimo woli

Już pobieżny opis fabuły sugeruje, że reżyser filmu, mimo czterdziestki na karku, urodził się wczoraj. W swojej krytyce jest tak kategoryczny, że raz po raz przekracza granicę śmieszności.
Autorzy francuskiego filmu "Superstar" podkładają nam nogę, kiedy powinni jedynie uszczypnąć nas w ramię, kiedy zaś powinni wytrącić nas z równowagi, sięgają po łopatę. Jak w scenie, gdy próbujący rozwiązać zagadkę swojej nagłej popularności bohater maluje szminką na lustrze wielki znak zapytania i wpatruje się weń z namaszczeniem. Brakuje jedynie dalszego ciągu, w którym rozwala pięścią lustro w drobny mak, a odłamki układają się w kolejny pytajnik.  

Oczywiście Martin (Kad Merad) ma o co pytać. Z dnia na dzień stał się celebrytą. Bez powodu, bez wyboru: w jednej chwili zauważony przez młodą dziewczynę w metrze, w kolejnej – obcałowywany tysiącem fleszy. Wkrótce sytuacja robi się coraz bardziej absurdalna: Martin nie może przejść ulicą, by tłum gapiów i paparazzich nie próbował rozerwać go na sztuki, nie może również pracować, bo ciekawscy wciąż nagabują jego niepełnosprawnych współpracowników z fabryki utylizującej komputery. W końcu za sprawę bierze się lokalna stacja telewizyjna. Rozpoczyna się walka o duszę straumatyzowanego szaraczka, który szybko zostaje symbolem pogardzanej przez możnych klasy średniej niższej.

Już pobieżny opis fabuły sugeruje, że reżyser filmu, mimo czterdziestki na karku, urodził się wczoraj. W swojej krytyce jest tak kategoryczny, że raz po raz przekracza granicę śmieszności. Telewizja to w jego filmie instytucja odmalowana w zgodzie z poetyką poglądowej czytanki – siedlisko amoralności, cynizmu i jaskrawy znak odhumanizowanej współczesności. Nic więc dziwnego, że bohaterowie zaludniający ten świat to chodzące postulaty: zblazowany, etycznie skompromitowany producent z nieodłącznym papierosem, przylizany na żel prezenter, dla którego słowo straciło wszelką wartość, niegodziwy prezes stacji – cień medialnych magnatów z trzecich stron gazet.       

Z tej struktury wyłamuje się jedynie postać idealistycznej producentki, zagranej w zróżnicowanych emocjonalnie rejestrach przez świetną Cecile De France. Pochodzi ona co prawda z tej samej czytanki co reszta, jednak aktorka robi co może, by wyciągnąć bohaterkę ze scenariopisarskiej matni – widać w niej jakieś wątpliwości, jakiś nieoczywisty język ciała, drobne nawyki, natręctwa, intelektualną pracę.  

Gwoździem do trumny tej zamaszystej satyry jest nie tyle ton tragedii, podbijany dodatkowo pompatyczną muzyką, co tylko pozorna wiwisekcja kultury celebrytów. Giannoli zatrzymuje się na lekturze tabloidu i trudno pozbyć się wrażenia, że widzi dokładnie tyle, ile jego bohaterowie.  
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones