Recenzja filmu

Ojciec chrzestny (1972)
Francis Ford Coppola
Marlon Brando
Al Pacino

Chciałbym Ci złożyć propozycję nie do odrzucenia...

Lata 70. XX wieku z pewnością były jednymi z najważniejszych okresów w historii kina. To w tym czasie powstały klasyczne, niezapomniane "Gwiezdne wojny", niezbyt inteligentny, niezbyt przystojny,
Lata 70. XX wieku z pewnością były jednymi z najważniejszych okresów w historii kina. To w tym czasie powstały klasyczne, niezapomniane "Gwiezdne wojny", niezbyt inteligentny, niezbyt przystojny, ale za to silny Sylwek Stallone wzbudzał "zachwyt" jako "Rocky"... Jednak niezaprzeczalnie to film F.F. Coppoli stał się jednym z najgłośniejszych wydarzeń artystycznych swoich czasów. Opowieść o żyjącej w Ameryce sycylijskiej mafii, życiu w półświatku i wojnie pomiędzy rodzinami zelektryzowała publiczność na całym świecie. Film szybko zyskał miano kultowego i na stałe zapisał się w historii kinematografii. Był jednym z tych nielicznych, który zawsze gromadził całą moją rodzinę, niezależnie od tego, że każdy preferuje inny gatunek, zaś temat przewodni muzyki był niemalże drugim hymnem narodowym. Pierwszy raz z dziełem Coppoli zmierzyłem się, kiedy miałem zaledwie kilka lat, a sam film wydawał mi się mroczny, wręcz paraliżował klimatem. Lata jednak minęły, a treść jakoś "wyleciała" mi z głowy. Niemniej obraz wciąż był dla mnie symbolem perfekcjonizmu. Ostatnio pewna stacja telewizyjna postanowiła odświeżyć ten niezapomniany film. Nie mogłem oprzeć się pokusie, aby go ponownie zobaczyć i sprawdzić, czy wytrzymał próbę czasu. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że twórcy nie wybudowali pomnika spiżowego. Dom Corleone wiedzie prym wśród nowojorskich rodzin mafijnych. Jego głową jest Vito Corleone, człowiek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Vito nie jest jednak osobą, która rządzi w sposób porywczy czy przypadkowy. Kiedy nie zgadza się pomóc w rozkręceniu narkobiznesu, staje się celem zamachu. Na szczęście udaje mu się ujść z życiem, zaś obowiązki ojca przejmuję porywczy syn, Sonny. Rozpoczyna się jedna z najkrwawszych wojen w historii mafii. Dochodzi do wielu kolejnych zamachów, z ręki drugiego syna Vita, Michaela, ginie szef nowojorskiej policji. Michael musi się ukrywać na Sycylii, gdzie poznaje swoją żonę. Wkrótce to on będzie musiał przejąć obowiązki Ojca Chrzestnego i położyć kres wojnie. Oczywiście "Ojciec chrzestny" to coś więcej niż opowieść o gangsterskich porachunkach. Cała rodzina Corleone jest raczej symbolem swoich czasów. Władza przechodzi z ojca na syna. Honor rodziny jest najważniejszy, stare rachunki muszą być wyrównane. Jest to także film o ścieraniu się tego, co nowe, z takimi wartościami jak tradycja, szacunek. To, co najbardziej oczarowało mnie w tej historii, to sposób pokazania całej familii. Wspaniale zobrazowano struktury mafijne, gdzie każdy może zrobić karierę, każdy jednak może tez stać się ofiarą, nie ważne jak ugruntowana jest jego pozycja. Rodzina jednak wspiera się gromadząc w trudnych chwilach wokół Ojca, który wydaje się być osobą wszechwładną. Ta wizja wciąga widza swoją misternością, która nie ma nic wspólnego z dzisiejszymi realiami świata przestępczego. Scenariuszowi trudno jest coś zarzucić, ale mimo wszystko czuje się pewien niedosyt. Chyba za wcześnie jednak postanowiono rozprawić się z bohaterem Marlona Brando. Moim zdaniem, gdyby jego postać stała na czele rodziny przez zdecydowaną część filmu, obraz o wiele bardziej by mnie wciągnął. Autor powinien bardziej skupić się na tej właśnie postaci, która fascynuje widza. Po tym, jak Sonny obejmuje władzę, film traci swój urok, mroczny czar, który wręcz obezwładnia widza, którego fenomenalnym przykładem jest mistrzowska, początkowa sekwencja, kiedy ojciec pobitej dziewczyny prosi o pomszczenie krzywdy córki. Nie mniej ogląda się go bez większego znużenia, co jest nie lada wyczynem jak na trzy godziny. Aktorsko prezentuje poziom wybitny. Oczywiście największa gwiazdą jest tu niepokorny Marlon Brando w roli don Vita. Jego postać przyciąga nas swą charyzmą. Jesteśmy pełni szacunku dla niego i kiedy widzimy go na ekranie, nie śmiemy nawet mrugnąć okiem w obawie, że obrazimy Ojca Chrzestnego. Aktor fenomenalnie odtwarza swoją rolę, co jest w dużej mierze zasługa jego wrodzonych predyspozycji. Brando wytworzył wokół siebie aurę, która do nas emanuję spoza ekranu. Jest bardzo sprytny, potrafi powstrzymać swoje emocje. Aktor zagrał oszczędnie, nie szarżuje, mówi swoim charakterystycznym głosem. Ta rola zostaje z nami na długo. Dobrze prezentuje się także nominowany do Oscara James Caan. Jego postać jest zupełnie inna niż wcześniej omawiana osoba don Vita. Sonny jest porywczy, niepokorny, aż nazbyt pewny siebie. Aktor bardzo wiarygodnie odtwarza swoją rolę. Natomiast mieszane uczucia pozostawił po sobie Al Pacino. Zagrał bardzo nierówno. Miejscami bardzo podobała się i się jego gra. Innym razem mnie irytował. Niekiedy drewniana wręcz twarz aktora wołała o pomstę do nieba. Nominacja do Oscara, w mojej subiektywnej ocenie, to chyba jednak lekka przesada. W filmie bardzo ważna rolę odgrywa muzyka autorstwa Nino Roty. Była ona swego czasu świetnie przyjęta na całym świecie, wnosząc coś świeżego do muzyki filmowe. Jak już wspomniałem motyw przewodni filmu znałem doskonale zanim jeszcze umiałem wymówić Ojciec Chrzestny. Rewelacyjnie ilustruje wydarzenia w filmie i słucha się jej z najwyższą przyjemnością. Scenografia, zdjęcia, kostiumy - chyba nie trzeba wspominać, że w tym filmie odgrywają rolę bardzo ważną i stoją na poziomie podobnym jak sam film - są bardzo dobre. To właśnie dzięki nim w pełni czujemy atmosferę półświatka. Jednakże rok 1972 przyniósł kinu inny film, który bardzo niespodziewanie przeszkodził "Ojcu" stać się najważniejszym dziełem roku. To w 1972 roku pojawił się "Kabaret" Boba Fosse'a, który, mimo że musiał uznać wyższość "Ojca" w najważniejszej kategorii (+ scenariusz adaptowany), to już w 4 innych kategoriach było na odwrót. Dla Coppoli (i nie tylko) "Ojciec chrzestny" stał się bez wątpienia jednym z najważniejszych osiągnięć życia. To jego sposób na rozliczenie się z Ameryką, jej korzeniami, a także dniem dzisiejszym. I trzeba przyznać, że robi to piekielnie dobrze. Nic nie koloryzuje, nic nie zataja. Po prostu pokazuje. To głównie dzięki niemu film, mimo że nie pozbawiony wad, stoi nie poziomie, do którym daleko dzisiejszym produkcjom. "Ojciec chrzestny" to film bardzo dobry i z pewnością trzeba go zobaczyć. Nie jest pozbawiony jednak kilku wad, które sprawiają, ze nie mogę go niestety zaliczyć do najlepszych produkcji w historii kina. Obraz zrodził pewną legendę, której sam stał się ofiarą, nie jest bowiem prawdą, że jest idealny. Jednakże z przyjemnością składam, Tobie czytelniku, propozycję nie do odrzucenia. Obejrzyj ten film koniecznie. Może, podobnie jak ja, troszkę się zawiedziesz, może jednak stanie się twoją ulubiona pozycją. Jedno jest pewne, nigdy nie pożałujesz, że go obejrzałeś, a to naprawdę dużo - szczególnie w dzisiejszym kinie. *Recenzja dedykowana Vito.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Wierzę w Amerykę". Tak zaczyna się jedno z najważniejszych dzieł kinematografii, film wielokrotnie... czytaj więcej
"Ojca chrzestnego" Francisa Forda Coppoli widział lub chociaż słyszał o nim każdy szanujący się miłośnik... czytaj więcej
Film F. F. Coppoli "Ojciec chrzestny", zwycięzca wielu nagród, w tym Oscara za najlepszy film i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones