Recenzja filmu

Katyń (2007)
Andrzej Wajda
Andrzej Chyra
Maja Ostaszewska

Co się stało w Katyniu koło Smoleńska, czyli tragedia pisana ludzkimi losami

"Przepraszam, nie znam Krakowa. Gdzie tu uciekać?". Takie zabawnie brzmiące pytanie stawia jeden z bohaterów, Tadeusz "Tur" (Antoni Pawlicki) przypadkowo spotkanej dziewczynie, córce
"Przepraszam, nie znam Krakowa. Gdzie tu uciekać?". Takie zabawnie brzmiące pytanie stawia jeden z bohaterów, Tadeusz "Tur" (Antoni Pawlicki) przypadkowo spotkanej dziewczynie, córce zamordowanego generała, Ewie (Agnieszka Kawiorska). Sytuacja jednak wcale nie była zabawna, młody akowiec musiał uciekać przyłapany na zrywaniu słynnego plakatu propagandowego, za co groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Tak zaczyna rodzić się miłość tej dwójki młodzieńców, jednak nie przetrwa ona do następnego dnia. Ostatecznie ta scena była jedyną pokazaną w dosyć lekki sposób. Pracę operatorską powierzono Pawłowi Edelmanowi (nominowany do Oscara za zdjęcia do "Pianisty"), scenografia to dzieło Magdaleny Dipont (Orzeł - Polska Nagroda Filmowa za "Mojego Nikifora"), muzyką zajął się Krzysztof Penderecki, którego nie trzeba bliżej przedstawiać. Największy wpływ na scenariusz miał Andrzej Mularczyk ("Sami swoi" i kolejne części tej sagi), także autor związanej z filmem książki "Post mortem" (co przetłumaczymy jako "po śmierci") opowiadającej historię trzech kobiet i trzech mężczyzn, których dotyka zbrodnia katyńska, następnie manipulacje i kłamstwa. Do filmu zaproszono doborową obsadę. Role męskie mają w tym przypadku mniejsze znaczenie. Przekonująco wypada Jan Englert jako polski generał i mówiący po rosyjsku Sergei Garmash jako oficer radziecki. Swoje uznane już umiejętności potwierdza Andrzej Chyra. Większa rola do odegrania przypadła kobietom. Maja Ostaszewska (jako Anna), centralna postać wśród tej licznej grupy bohaterów również potwierdza swój talent w niełatwych niekiedy kwestiach (jak pożegnanie z mężem i rozmowa w parku z teściową). Nie zawodzą też Danuta Stenka (Róża, żona zamordowanego generała) i Maja Komorowska (Maria, teściowa Anny, matka zamordowanego oficera). Akcja filmu zaczyna się 17 września 1939 (tę rocznicę inwazji radzieckiej na Polskę wybrano na uroczystą premierę). Ludzie uciekający przed postępującym Wehrmachtem trafiają na uciekinierów z przeciwnej strony. Okazuje się, że Armia Czerwona wkroczyła do Polski, łamiąc pakt o nieagresji. Nieopodal jest obóz, gdzie Anna (Maja Ostaszewska) odnajduje męża Andrzeja (Artur Żmijewski), polskiego żołnierza wziętego wraz z innymi oficerami do niewoli. Andrzej nie chce uciekać, pozostaje wierny przysiędze wojskowej. Zostaje wywieziony z innymi do obozu w Kozielsku (zorganizowanego w kościele). Znaczna część z nich pół roku później, wiosną 1940 roku zostanie stracona, o czym poinformują Polaków Niemcy w roku 1943. Ironia historii polega na tym, że w nieco ponad rok później sytuacja wojenno-polityczna diametralnie się zmieniła. Z niewiele znaczącego w praktyce sojuszu Polski, Francji i Wielkiej Brytanii powstała wielka koalicja złożona z kilkudziesięciu państw. Przy czym główną rolę odgrywał Związek Radziecki (za nim dopiero Stany Zjednoczone). W takich okolicznościach tragedii z 1940 roku nie byłoby. W nieskomplikowany, symboliczny wręcz sposób mamy pokazane dwie zasadnicze postawy patriotyczne w powojennej Polsce. Jedni uważają, że należy pójść na współpracę z nową władzą (major Jerzy, nauczycielka Irena). Walczyć dopuszczalnymi i bezpiecznymi metodami o "tyle wolności, ile tylko się da". Nie wierzą w sens aktywnego oporu, który uważają za niepotrzebne przelewanie krwi. Drudzy, na apel by stanęli po stronie rozsądku, odpowiadają, że "stają po stronie zamordowanych, a nie morderców" (Agnieszka, Tadeusz "Tur", żona generała - Róża). Wśród tych pierwszych znów widzimy rozłam, porucznik Jerzy (Andrzej Chyra) który cudem przeżył w Kozielsku, obecnie w stopniu majora służy nowej władzy, bo jak sam mówi: do Andersa już nie zdążył. Początkowo przyjął sytuację, w jakiej się znalazł, akceptując kłamstwa na temat sprawy katyńskiej, którą sam znał najlepiej. Niedługo jednak zmienił swoje podejście. Mamy też bezpośrednią konfrontację okrucieństwa i niesprawiedliwości (także propagandy) dwóch najeźdźców. Aresztowanie całej kadry naukowej Uniwersytetu Jagiellońskiego przez Niemców przeciw aresztowaniu tysięcy oficerów przez Rosjan. Wymuszanie przeczytania i podpisania propagandowego oświadczenia przez Różę, żonę generała, pod groźbą osadzenia w Auschwitz przeciw wyświetlaniu kłamliwych filmów i rozklejaniu propagandowych plakatów przez Rosjan. Film nie skupia się na oprawcach jako konkretnych postaciach, i słusznie. Żaden z enkawudzistów nie jest nazwany z imienia. Nie ma po co podniecać i tak gorących nastrojów Polaków co do Rosjan. Trzeba też w tym miejscu dodać, że w ogóle nie było takiej potrzeby, nie tylko w związku z obecną czy niegdysiejszą sytuacją polityczną, a jeśli były jakieś oczekiwania, by tu "przywalić Ruskim" to one były niesłuszne. Jest także postać oficera radzieckiego, który chce pomóc Annie - reżyser pokazuje, że to nie ludzi trzeba winić, ale najwyższe władze które wydawały rozkazy. Trudno przecież nie zgodzić się, że podczas wojny naród rosyjski wycierpiał nie mniej niż polski czy żydowski. Dlatego reżyser słusznie omija kontrowersje, skupiając się nawet nie tak bardzo na zamordowanych, bo na pierwszym planie są ci, którzy przeżyli i ich cierpienie związane pierw z okrutną i haniebną śmiercią bliskich, potem z równie ohydną propagandą. Te akcenty w moim odczuciu zostały dobrze rozłożone. Można dopatrzyć się jednej drobnej, niemającej większego znaczenia przywary. Młody akowiec Tur, pojawiający się w drugiej części, jest bratankiem Anny. Jego ojciec, a jej brat, zginął w Katyniu. Tymczasem zupełnie pominięto ten wątek. Anna słowem nie wspomina o bracie, jakby zginął tylko Andrzej (jest za to mowa o śmierci jej teścia w Sachsenhausen). Trochę to się nie trzyma kupy i wydaje się przesadzone. Anna traci i brata i męża, i teścia, przy czym Andrzej też nic nie wspomina o swoim szwagrze, ani nie ma takiej postaci. Myślę, że Tura należało określić jako dalszego znajomego Anny, a nie syna jej zmarłego w Katyniu brata. W "Katyniu" możemy wychwycić kilka aluzji, nie tylko do wcześniejszych filmów Andrzeja Wajdy, także do literatury. Reżyser, pokazując nam ważne wydarzenie historyczne, kontynuuje pewne dzieło. Po "Kanale" sprzed 50 lat, "Człowieku z marmuru" czy "Człowieku z żelaza" tu znów przedstawia historię mocno osadzoną w konkretnym czasie i na tle konkretnych wydarzeń. Wajda, jak mówi, za swój obowiązek uważa nauczanie historii, ale nie w sposób propagandowy lecz przez pryzmat ludzkich losów, przez swoistą dyskusję z historią. "Katyń" jest w znacznym stopniu pomyślany o widzach którzy nie wiele o całej sprawie wiedzą. Zarówno fabuła jak i postacie są nakreślone w sposób "czarno-biały". Nie ma zbytnio miejsca na luzy interpretacyjne jak w "Kanale" czy "Człowieku z marmuru" (zwróćmy jednak uwagę, że nie ma tu takich kontrowersji, czy rzecz jest słuszna, czy nie). Nie ma też zbyt rozbudowanych portretów psychologicznych bohaterów. Przy czym brak głębi psychologicznej nie jest tu zaniedbaniem, a celowym spłaszczeniem. Jednocześnie przeniesiono akcent na samą tragedię i sytuację rodzin ofiar. Inna rzecz, że bohaterów tych jest wielu, a film ma charakter wręcz epicki (doświadczenia z "Pana Tadeusza"?). Widz nie może związać się z konkretną postacią, gdyż z czasem pojawiają się nowe (młody Tur, Agnieszka). To też w jakiś sposób pokazuje, że choć film (poświęcony rodzicom reżysera) ma charakter osobisty i mówi o osobistych dramatach, jednocześnie pokazuje dramat zbiorowy, czy wręcz masowy - dziesiątek lub nawet setek tysięcy ofiar ludobójstwa [sic!] i ich bliskich. Taka forma filmu może być jednocześnie dla jednych atutem, dla innych poważnym błędem. Emocje u widza nadrobione są za to przez poruszające i bezpośrednie, a nierzadko wstrząsające obrazy (pod tym względem podobieństwo z "Człowiekiem z żelaza"). Rozdzieranie biało-czerwonej flagi, część czerwona z powrotem jest wieszana, białą żołnierz wykorzystuje na onucę. Ta dramatyczna scena ma też łatwy do wychwycenia wymiar symboliczny. Także samobójstwo Jerzego, zbiorowe sceny z "kościelnego baraku" w Kozielsku (szczególnie wigilia i śpiewanie "Bóg się rodzi") czy wreszcie długa, około dziesięciominutowa scena kończąca film. Nastrój podkręca tu brak dialogów i przemywana od niechcenia wiadrem wody zakrwawiona podłoga, widzimy przerażającą monotonię, powtarzalność i mechaniczność tego procesu. Wszystko to okraszone nastrojową muzyką Pendereckiego daje wystarczająco dużo wrażeń, by pełna sala siedziała cicho jak makiem zasiał, nie odzywając się aż do wyjścia na zewnątrz po seansie. Patosu dodaje na początku filmu wizerunek krzyża z oderwaną postacią Chrystusa (wisi tylko prawa ręka) i końcowy obraz wystającej z ziemi dłoni, na której zwisa różaniec. Wątek dwóch sióstr Agnieszki (Magdalena Cielecka) i Ireny (Agnieszka Glińska), które w Katyniu straciły brata (Paweł Małaszyński), przypomina nieco antyczny arcydramat Antygony i Ismeny, gdzie także była kwestia godnego pochówku brata. Imię Agnieszka jest tu nieprzypadkowe. Tak nazywała się podobna do niej z charakteru (i wyglądu) bohaterka "Człowieka z marmuru". Równie pewna swoich racji i zdeterminowana w dążeniu do celu, również skazana na porażkę w nierównej walce z systemem. Determinacja Agnieszki w postawieniu nagrobka bratu przypomina zaś sytuację z "Człowieka z żelaza", gdzie Maciejowi nie pozwolono godnie pochować ojca. Wtedy wbił on metalowy krzyż i zapalił znicz na miejscu śmierci ojca, na ulicy, niosąc ten krzyż (podobnie jak tu Agnieszka) przez miasto. Tur, młody akowiec, ginie dość przypadkowo w ucieczce, co może przypominać śmierć Maćka Chełmickiego z "Popiołu i diamentu". Z drugiej strony swoją buntowniczą postawą przypomina również Mateusza Birkuta ("Człowiek z marmuru"), który także ginie w podobny sposób - od milicyjnych kul. Major Jerzy zaś, zmieniający swoją postawę wobec nowej władzy, głośno o tym mówiąc w barze, przypomina nieco Winkiela z "Człowieka z żelaza" i jego rozmowę telefoniczną ze stoczni. Osobiście taki wybór formy przez reżysera (przekazującej wprost przesłanie filmu) i taki scenariusz nie zraziły mnie. Piękne zdjęcia i muzyka podczas opowiadania tej ciekawej przecież (i pomysłowo ukazanej) historii grupki bohaterów na mnie, jak i na większości widzów podczas seansu wywarły duże wrażenie, zaś emocje, jakich film dostarczył, z nawiązką spełniły moje oczekiwania.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Andrzej Wajda stanął przed najważniejszym zadaniem swojego życia – jakkolwiek górnolotnie by to nie... czytaj więcej
Te słowa padają w Kozielsku w obozie jenieckim z ust Jerzego, porucznika ósmego Pułku Ułanów w Krakowie w... czytaj więcej
5 marca 1940 roku w Rosji zapadła decyzja o wymordowaniu przez NKWD kilkunastu tysięcy jeńców wojennych -... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones