Recenzja filmu

007 Quantum of Solace (2008)

Jestem średnim miłośnikiem Bonda, ale na część 22. czekałem z wielkim zaciekawieniem i nie mogłem się doczekać, kiedy wejdzie do kin. Chciałem znowu przeżyć nowe i niebezpieczne przygody przystojnego oraz dowcipnego Jamesa Bonda. Dżentelmena w każdym calu. Agenta, który z łatwością rozkochuje w sobie najpiękniejsze kobiety świata. Z najtrudniejszych nawet sytuacji wychodzi bez szwanku. Radzi sobie z najsilniejszymi wrogami. Otoczonego kobietami, bogactwem i przepychem. Niestety, muszę przyznać, że film „Quantum of Solace” w reżyserii Marca Forstera nieco mnie rozczarował, a zwłaszcza nowym wcieleniem superagenta. To średni, typowy film akcji. Historia zaczyna się, gdy James Bond (Daniel Craig) chce się zemścić na ludziach, którzy zabili Vesper, jego ukochaną. Tropem dociera na Haiti. Dowiaduje się, że za wszystkim stoi organizacja, którą zarządza Dominic Greene. Agent 007 poznaje piękną Camilie, która jak on pała zemstą. Kiedy prowadzi misję dowiaduje się, że Greene, aby przejąć całkowitą kontrolę nad jednym z najważniejszych surowców, musi zawrzeć kontrakt ze złym generałem Medrano. W „Quantum of Soleace” swoich wrogów, Bond traktuje przedmiotowo. Zamiast ich najpierw przesłuchać, od razu dostają kulkę w łeb. Trup ściele się za trupem. Traci zaufanie swojej szefowej. Nie ma już eleganckiego dżentelmena z zasadami. Poznajemy drugie i mroczne oblicze Agenta 007, pałającego żądzą zemsty. Pragnie wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Pytam się, więc: co się stało z dawnym Bondem? Wszyscy pamiętamy go jako człowieka schludnego, dobrze ubranego, wokół którego kręciło się dużo pięknych i inteligentnych kobiet. Dowcipnego w chwilach napięcia i uśmiechniętego. Ci, co oglądali  poprzednia część, wiedzą, że stracił miłość swojego życia i być może tym właśnie jest spowodowana przemiana Agenta 007. Próbuje zemścić się na ludziach, którzy są winni za dokonanie tego czynu. Lubiłem Bonda wyposażonego w różne gadżety oraz w niezawodnego Aston Martina. W tej części ma do dyspozycji tylko normalny pistolet oraz swoją silną pięść. Zbyt szybka akcja powodowała, że widz za nią nie nadążał i musiał domyślać się niektórych sekwencji. Takim przykładem mogą być dwie sceny. Jedna, kiedy Bond dotarł na miejsce swoim zniszczonym Aston Martinem. Posadził na krześle pana White'a i po pewnym czasie zaczęła się bójka. Kamera latała w prawo, w lewo, a nawet w górę. Druga scena, kiedy Bond płynie łódką, wtedy zarzuca hak o jakiś inny przedmiot, ale tego wam nie powiem, bo do dzisiaj się zastanawiam, co to było. W „Quantum of Solace” dziewczyną Bonda jest tym razem Camilie (Olga Kurylenko). Chce się zemścić na generale Medrano, który zabił na jej oczach matkę i siostrę oraz spalił dom. Są doskonałymi partnerami w walce ze wspólnym wrogiem. Przeciwnikiem, czarnym charakterem jest Domonic Greene, którego zagrał francuski aktor, posiadający duży dorobek artystyczny, Mathieu Amarlic. To człowiek okrutny, bezwzględny, stojący na czele całej tajnej organizacji. Pomimo że w filmie nie spotkamy dawnego Bonda, którego uwielbiamy i pamiętamy, to jednak stała fabuła została zachowana. Staje do walki z niebezpiecznym przeciwnikiem, jest ścigany, stacza pojedynek z wrogiem, zwycięża i oczywiście uwodzi piękne kobiety. Uważam, że „Quantum of Solace” to kolejny film sensacyjny jakich wiele. Nowy James Bond zawiódł jednak moje oczekiwania. Chociaż muszę przyznać, że dostarcza gorącą rozrywkę w długie, zimowe i jesienne wieczory. Doskonale dobrana muzyka oraz prawie ciekawa gra aktorów, sprawia, że oczekujemy na dalsze losy agenta. Czy tak jest? Warto się o tym przekonać samemu.