Recenzja filmu

Fryzjerka (2010)
Doris Dörrie
Gabriela Maria Schmeide
Natascha Lawiszus

Człowiek z krwi i kości

Reżyserka popełnia wiele błędów, jednocześnie udaje się jej niebanalna sztuka. Patrzy na swoją bohaterkę i stara się widzieć człowieka, a nie jego tuszę.
Najnowszy film Doris Dörrie jest tyleż uroczy, co niepotrzebny - zbyt nieśmieszny jak na komedię i zbyt lekki, by być zaangażowanym dramatem. Film niemieckiej reżyserki mimo wszystko okazuje się przyjemną, niezobowiązującą lekturą. Bo choć Dörrie nie jest w stanie uwieść widza poczuciem humoru, za bardzo dosłownym i pozbawionym smaku, rozmiękcza nas temperaturą swojej opowieści. Jej "Fryzjerka" jest bowiem filmem zwyczajnie ciepłym. Jednych rozdrażni pastelową nijakością, dla innych będzie chwilą terapeutycznego odpoczynku.

Kathi (Gabriela Maria Schmeide) nie ma lekkiego życia. Głównie za sprawą kilkudziesięciu kilogramów nadwagi. To przez swą tuszę radosna pani w średnim wieku ma problemy ze swobodnym poruszaniem się - z łóżka wstaje wyłącznie dzięki przywiązanej do kaloryfera skakance, a stojąc w kolejce, woli mieć ze sobą przenośne krzesełko. Wielki tyłek, rozlazły brzuch i obwisłe piersi najwyraźniej nie pomagają w codziennych czynnościach. Na tym nie kończy się lista nieprzyjemności, jakie spotykają filmową grubaskę. Nastoletnia córka (Natascha Lawiszus) patrzy na nią z mieszaniną wstydu, smutku i miłości, a właścicielka ekskluzywnego zakładu fryzjerskiego nie chce zatrudnić Kathi ze względu na niedostatki jej urody i naddatki figury. Mimo to dzielna niemiecka kobieta nie poddaje się w walce o lepsze jutro i wbrew wszelkim zrządzeniom losu zachowuje coś więcej niż tylko urzędowy optymizm.

Tak, bohaterka Dörrie jest niepoprawna. Kiedy świat pluje jej w twarz, ta nie traci uśmiechu. Nie wiadomo, skąd w niej aż tyle świętej naiwności i optymizmu. Ot, wzorcowa czytelniczka psychologicznych poradników przekonujących, że pozytywne myślenie jest kluczem do rozwiązania wszystkich życiowych problemów. Dörrie nie tłumaczy swojej bohaterki. Przygląda się jej z czułością, czasem robi z Kathi bohaterkę niewybrednych żartów, ale kreśląc jej portret, używa delikatnej kreski. Dobrotliwa powierzchowność, z jaką reżyserka traktuje swoją bohaterkę, sprawia, że nie jesteśmy w stanie traktować jej jako osoby z krwi i kości, choć wcielająca się w postać Kathi Gabriela Schmeide dwoi się i troi, żeby zdobyć naszą sympatię i uwiarygodnić swą postać.

Dörrie nie przekonuje też swym poczuciem humoru (co nie powinno być niespodzianką dla tych, którzy czasem oglądają niemieckie komedie). Jej dowcipy albo rażą infantylizmem i slapstickowym banałem prezentowanym bez odpowiedniej konsekwencji, albo też okazują się zwyczajnie niesmaczne (staruszek onanizujący się podczas fryzjerskich zabiegów – doprawdy, wyrafinowany komizm). Reżyserka "Nagich" popełnia w swym filmie bardzo wiele błędów, nieumiejętnie balansuje pomiędzy filmowymi stylistykami, a scenariuszowe wolty są zbyt proste i niewiarygodne. Jednocześnie trzeba przyznać, że udaje się jej niebanalna sztuka. Opowiadając o problemach swej otyłej postaci, autorka "Fryzjerki" nie stygmatyzuje jej otyłości, ani też nie wynosi Kathi na ołtarze jako męczennicy walczącej ze społecznymi stereotypami. Patrzy na swoją bohaterkę i stara się widzieć człowieka, a nie jego tuszę. Może to banalne, ale we współczesnym kinie, które tak często instrumentalizuje postaci grubasów, to zdroworozsądkowe podejście okazuje się całkiem ożywcze.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones