Recenzja filmu

Kryptonim U.N.C.L.E. (2015)
Guy Ritchie
Henry Cavill
Armie Hammer

Człowiek ze stali w garniturze

Jeśli ktoś wątpi, że aktor wcielający się w Supermana potrafi odegrać rolę Jamesa Bonda z lat 70. ubiegłego wieku, niech natychmiast kupi bilety do kina na Kryptonim U.N.C.L.E., gdyż odgrywa tę
Jeśli ktoś wątpi, że aktor wcielający się w Supermana ("Człowiek ze stali") potrafi odegrać rolę Jamesa Bonda z lat 70. ubiegłego wieku, niech natychmiast kupi bilety do kina na "Kryptonim U.N.C.L.E.", gdyż odgrywa tę rolę, moim zdaniem, bardzo dobrze, a sam film jest mieszanką emocji, na szczęście, w większości pozytywnych. CavillHammer oraz reżyser Guy Ritchie serwują nam dwugodzinną rozrywkę na najwyższym poziomie.



Agenci CIA oraz KGB, którzy dzień wcześniej wypełniali swoje misje przeciwko sobie, następnego dnia dowiadują się, iż muszą połączyć siły przeciwko tajnej organizacji, pragnącej potęgowania chaosu za pomocą broni nuklearnej. 

Solo (Cavill) uzbrojony w nienaganną fryzurę, brytyjski akcent, kilka drogich garniturów oraz zdolności bojowe rozpoczyna trwającą niemal dwie godziny rywalizację z Illyą (Hammer) - rosłym, rosyjskim osiłkiem o epizodach tracenia panowania nad sobą, który "pocałunkiem" z KGB potrafi unieruchomić cel na 20 minut w pozycji stojącej, mówiąc przy tym z przyjemnym, rosyjskim akcentem, nie kaleczącym przy okazji języka angielskiego. Ich rywalizacja zaczyna się od umiejętności bycia agentem, przez modę aż po kobiety, które do brytyjskiego aktora lgną niczym komary do ludzkiej krwi w letni wieczór.

Połączone przymierze amerykańsko-rosyjskie uzupełnione o piękną Gaby (Alicia Vikander) rusza do Włoch, by odnaleźć ojca pani mechanik, który przetrzymywany wbrew woli ma za zadanie zbudowanie broni nuklearnej, a to, co zaraz stanie się na ekranie, dostarcza czystej przyjemności oglądania.



Mnóstwo bijatyk, strzelanin, eksplozji, scen walki na wysokim poziomie oraz przeprowadzonych w bardzo dynamiczny sposób, który mi przypadł do gustu, jednak nie każdy musi podzielać to zdanie, gdyż dla niejednego widza mogą wydać się zbyt dynamiczne, przez co stają się po prostu chaotyczne. Kilka chwytów Ritchiego znanych np. z Sherlocka Holmesa zdają egzamin, a film to uczta zarówno ze strony filmu szpiegowskiego, jak i doskonała porcja humoru (scena jedzenia kanapki przez Cavilla sprawiła, iż salę kinową zalała salwa śmiechu).

Mankamentem wydaje mi się mało czarnego bohatera w czarnym bohaterze, głównie ze względu na mało scen z Elizabeth Debicki, która na ekranie sprawdza się, jednak nie porywa. Dodatkiem do czarnych charakterów jest nazistowski doktor, który specjalizuje się w zadawaniu bólu i sianiu strachu u swoich "pacjentów". Jednak zamiast terroru otrzymujemy od niego zastrzyk śmiechu.

Jeśli przymrużymy oko na kilka drobnych szczegółów i ze dwa prawa fizyki, film wydaje się bardzo dobry, a dla mnie stanowi coś pomiędzy "Mission: Impossible" a filmami z Jamesem Bondem. Po dwóch godzinach rozrywki dostajemy nieco zaskakujące zakończenie, a główni bohaterowie nowy kryptonim - tytułowy U.N.C.L.E. Nic, tylko czekać na sequel!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kino szpiegowskie ostatnimi czasy ma się całkiem nieźle. Najnowszy Bond odniósł największy sukces z... czytaj więcej
Jeśli jest coś, czego Guy Ritchie nie musi udowadniać, jest to jego niepowtarzalne poczucie filmowego... czytaj więcej
Czego można oczekiwać po filmie, którego tytuł jest tak... kuriozalny? Może tego, co oferuje serial. Ale... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones