Recenzja wyd. DVD filmu

Zrodzony w ogniu (2013)
Scott Cooper
Christian Bale
Woody Harrelson

Człowiek ze stali

Przeciętnemu kinomaniakowi nazwisko Scotta Cooperazapewne nie mówi zbyt wiele. A szkoda, bo ten, dobiegający pięćdziesiątki filmowiec zasługuje na szerszą uwagę.Cooperswój talent reżyserski
Przeciętnemu kinomaniakowi nazwisko Scotta Cooperazapewne nie mówi zbyt wiele. A szkoda, bo ten, dobiegający pięćdziesiątki filmowiec zasługuje na szerszą uwagę.Cooperswój talent reżyserski udowodnił już w obiecującym debiucie pt. "Szalone serca" zJeffem Bridgesemw roli głównej. Na kolejny film kazał czekać aż cztery lata. Efektem pracy jest "Zrodzony w ogniu", który w Polsce został wydany wprost na DVD.

To historia rodzeństwa Bazeów zamieszkałych w Braddock w stanie Pensylwania. Russell (Christian Bale), w ślad za ojcem, pracuje w miejscowej hucie stali. Rodzinnej tradycji nie chce pielęgnować Rodney (Casey Affleck). Po zakończeniu służby wojskowej w Iraku zarabia walką na pięści w pojedynkach ustawianych przez niejakiego Petty'ego (Willem Dafoe). Rutyna prowincjonalnego życia zostaje znienacka przerwana przez wypadek samochodowy, w wyniku którego Russell trafia do więzienia. Niedługo po wyjściu na wolność okazuje się, że Rodney zadarł ze zbirem Harlanem DeGroatem (Woody Harrelson) i znika w niewyjaśnionych okolicznościach. Pozostając nieufnym wobec prowadzącego śledztwo policjanta (Forest Whitaker), który odbił mu dziewczynę (Zoe Saldana), Russell z pomocą wuja (Sam Shepard) decyduje się dociec prawdy na własną rękę.



Tym, co uderza od pierwszej chwili w filmieScotta Coopera, jest jego spokój. Akcja nie biegnie na złamanie karku, kamera wolno przesuwa się po planie, a muzyka nieśmiało rozbrzmiewa w tle. Reżyserowi udało się w ten prosty sposób oddać senność i flegmatyczność życia na pensylwańskiej prowincji. Tutaj nikomu się nie spieszy. Rytm dnia wyznaczają kolejne wschody i zachody słońca. Życie toczy się w linii praca-dom, płynąc wolno, ale konsekwentnie przed siebie, niczym dym z kominów huty. Całości dopełnia na swój sposóbChristian Baleze swoim charakterystycznym szepczącym głosem.

Nie chcę przez to powiedzieć, że z ekranu wieje nudą. Wręcz przeciwnie. Akcja, choć pozbawiona efektownych strzelanin, wybuchów czy pościgów, potrafi przykuć uwagę widza. Ta monotonia budzi niepokój. Powolnego rytmu narracji nie mają nawet dobrze zrealizowane sekwencje walk na gołe pięści rodem z "Sherlocka Holmesa"Ritchiego, oraz finałowy pojedynek Russella z Harlanem.



Siłą "Zrodzonego w ogniu", prócz świetnego klimatu przywodzącego na myśl chociażby "Daleką północ", są także pełnokrwiste kreacje aktorskie. Bryluje przede wszystkimWoody Harrelson, któremu po prostu do twarzy w roli prowincjonalnego zbira. Aktor bawi się swoją rolą, nadając mu to groźny, to dobrotliwywyraz, doskonale oddając złożoność i nieprzewidywalność jego postaci. Nie wiadomo, czy ten gość za chwilę kogoś pogłaszcze czy da mu po mordzie.

ObokHarrelsonawyróżnia się teżCasey Affleck, który po raz kolejny dowodzi swojej wyższości nad bratem w aktorskim rzemiośle. Reszta obsady gra bez większych zastrzeżeń, odhaczając w swoich bogatych CV kolejne solidne kreacje.



Jeżeli więc komuś przejadły się szybkie, głośne i przerysowane dramaty, a obsadę "Zrodzonego..."ubóstwia, najnowsze dziełoCoopera spodoba się na pewno.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones