Recenzja filmu

Transcendencja (2014)
Wally Pfister
Johnny Depp
Rebecca Hall

Człowiekiem (nie) być

Siłą "Transcendencji" jest jej moralna niejednoznaczność. W przeciwieństwie do futurystycznych, czysto rozrywkowych widowisk tu nie ma jasnego podziału na dobro i zło, tych, co mają rację, i
Przygotujcie się na niespodziankę. "Transcendencja" z całą pewnością zaskoczy tych, którzy kojarzą nazwisko reżysera (Wally Pfister) z widowiskami Christophera Nolana. Ponieważ "Transcendencja" jest obrazem SF, oczekiwanie, że będziemy mieć do czynienia z dziełem z ducha nolanowskim, były powszechne. Ale Pfister to nie Nolan. Jego film nie jest oszałamiającym spektaklem o piętrowej narracji. "Transcendencja" odwołuje się do innego wzorca gatunkowego: kina solidnego, lecz skromniejszego, stawiającego pytania, a nie oferującego wyłącznie rozrywkę. Z tego też powodu najlepiej odnajdą się w nim fani kina science fiction z lat 80. ("Burza mózgów").



Akcja filmu rozgrywa się w bardzo niedalekiej przyszłości. Naukowcy na całym świecie pracują nad rozwojem sztucznej inteligencji. Marzą o chwili, gdy stanie się ona samoświadoma i potężniejsza od zbiorowej inteligencji wszystkich ludzi. Ale entuzjazm takich badaczy jak Will Caster (Johnny Depp) nie jest powszechny. Istnieje grupa osób, które z przerażeniem myślą o chwili, gdy naukowcy stworzą elektronicznego boga. By temu zapobiec, gotowi są nawet zabić. Niestety ich plan spalił na panewce. Caster został postrzelony i otruty radioaktywnym pierwiastkiem. Jego śmierć jest nieuchronna. Jednak zdesperowana żona (Rebecca Hall) nie cofnie się przed niczym, by uratować ukochanego. I tak rozpocznie się ostatni etap na drodze ku przemianie gatunku ludzkiego...

Siłą "Transcendencji" jest jej moralna niejednoznaczność. W przeciwieństwie do futurystycznych, czysto rozrywkowych widowisk tu nie ma jasnego podziału na dobro i zło, tych, co mają rację, i tych, którzy się mylą. Pfister obie strony konfliktu traktuje identycznie. Wszyscy pragną dobra i gotowi są zapłacić każdą cenę, by cel osiągnąć. Różnica polega jedynie na tym, jak owo dobro jest definiowane. Dla Castera świat bez chorób i brudu warty jest utraty jednostkowej świadomości. Dla jego przeciwników indywidualność "ja" jest absolutem, dla którego obrony są w stanie zniszczyć całą cywilizację i skazać ludzi na głód, smród i ubóstwo. Pfister nie opowiada się po żadnej stronie. To widzom pozostawi do końca wolny wybór w ocenie działań i motywacji bohaterów.



Przy takiej strukturze narracji nie powinien dziwić fakt, że "Transcendencja" nie oszołomi Was widowiskową wizją przyszłości. Strona wizualna filmu jest zaskakująco stonowana. Efekty specjalne, poza kilkoma scenami, są wyraźnie przesunięte na drugi plan; wspierają całość, ale jej nie przytłaczają. Dla niektórych to może być wada "Transcendencji". I po części będą usprawiedliwieni. Pfister, przygotowując się do swojego debiutu, nie zrobił bowiem nic, by uwolnić się od Nolanowego cienia. Angażując aktorów, którzy są kojarzeni z filmami Christophera Nolana, tylko wzmocnił oczekiwania widzów. W rezultacie okazało się, że czasami od przybytku głowa boli. Wszystkie gwiazdy w obsadzie przyćmiewają wartość "Transcendencji". Wydaje się, że mniej znani aktorzy byliby w stanie lepiej wydobyć atuty debiutu Pfistera. Jeśli jednak nie będziecie się sugerować nazwiskami Deppa, Hall, Freemana, Bettany'ego i reszty, macie szansę poznać ciekawą historię stawiającą ważne pytania, na które każdy z nas powinien znaleźć własną odpowiedź.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Za pasem majówka, wszyscy rozleniwiają się przed wakacjami, nadchodzi sezon blockbusterów. Na czele jeden... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones