Recenzja filmu

Winx. Magiczna przygoda 3D (2010)
Iginio Straffi
Dariusz Błażejewski

Czarodziejki bez czaru

Tutaj wszystko jest słodkie, lukrowane, pastelowo mdłe. Od patrzenia na ekran upstrzony wszystkimi kolorami tęczy dostać można oczopląsu.
Kiedy jako dzieciak potajemnie zjadłem całą tabliczkę czekolady, na stałe pozbyłem się zamiłowania do słodyczy. Jeśli ktoś z Was zdecyduje się zabrać córkę, siostrzenicę lub jakiegokolwiek nieletniego pociotka na seans "Winx. Magicznej przygody 3D", istnieje spore prawdopodobieństwo, że do końca swych dni dziecko zaspokoi zapotrzebowanie na estetykę lukru i słodkości. Jedno jest pewne – po lekturze "Winx..." żaden dorosły widz nigdy więcej nie będzie już chciał oglądać nastoletnich czarodziejek ubranych w pastelowe łaszki. Ale nie dla nich przeznaczona jest ta włoska animacja. "Winx..." to produkcja dla małych dziewczynek, które lubią opowiastki o nastoletnich czarodziejkach gadających przez komórki, ładniutkich książętach i złych czarownicach.

Bloom (Magdalena Krylik) to młoda czarodziejka dawniej należąca do tytułowego Klubu Winx. Aktualnie zna już swoje biologiczne korzenie i pełni obowiązki księżniczki krainy Domino. Obowiązki to niełatwe, bo obejmujące pląsanie po wielkim zamku, rekreacyjną jazdę na koniu, zabawę z małym niebieskim królikiem oraz selekcję kawalerów ubiegających się o jej rękę (żałosnych, oczywiście). Bo choć rudowłosa księżniczka z wzajemnością zakochana jest w Skyu (Waldemar Barwiński), dwojgu młodym nie dane jest żyć razem długo i szczęśliwie. Bloom mogłaby użalać się nad sobą i walczyć o niemożliwe uczucie, gdyby nie fakt, że ma do wykonania zadanie ciut większego kalibru. Wraz z przyjaciółkami z Klubu Winx musi powstrzymać trzy złe czarownice, które chcą zniszczyć Drzewo Życia utrzymujące równowagę między siłami dobra i zła. Nastoletnie czarodziejki rzucają więc swoje dotychczasowe zadania, by ocalić świat przed mrokiem.

Jeśli twoje dziecko ogląda "Winx Club", wiedz, że nic się nie dzieje. Po prostu jego odporność na nudę jest nieporównanie większa od tej, jaką jest w stanie wykrzesać z siebie dorosły widz. Kolejna odsłona przygód kolorowych czarodziejek to zdecydowanie nie jest film dla starych ludzi. Kto ukończył dziesiąty rok życia, prawdopodobnie nie odnajdzie w tej historii nic ciekawego. Reżyser Iginio Straffi celuje bowiem w dobrze rozpoznaną i precyzyjnie określoną grupę docelową – interesują go fanki popularnej serii (prócz serialu animowanego "Winx..." firmuje także gry komputerowe dla najmłodszych), wtajemniczone w historie bohaterek i oswojone z estetyką tej opowieści.

Dla postronnego widza to właśnie estetyczne walory filmu włoskiego twórcy okazują się nieznośne. Przy "Winx..." nawet przygody uczniów z "High School Musical" wydają się mroczną opowieścią na miarę Dickensa, a "Kevin sam w domu" to już prawdziwe kino gore. Tutaj wszystko jest słodkie, lukrowane, pastelowo mdłe. Od patrzenia na ekran upstrzony wszystkimi kolorami tęczy dostać można oczopląsu, a sama historia słodkich dziewuszek, co to ratują świat przed złem, wydaje się zupełnie drugorzędna i wtórna. "Winx..." nie proponuje też niczego świeżego na poziomie filmowej formy: animacja jest dość banalna, a muzyczne ilustracje złożone z popowych pląsów to typowa konfekcja familijnego kina. Nie ma się jednak co obruszać na obraz włoskich twórców – ten skrojony jest dla określonej widowni i z pewnością będzie się jej podobał. Pozostałych widzów rozczaruje nawet wtedy, gdy nie będą sobie obiecywać niczego wielkiego. Ale kogo obchodziłoby ich zdanie?
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones