Recenzja filmu

Mean Creek (2004)
Jacob Estes
Scott Mechlowicz
Rory Culkin

Czasami cisza jest bardziej wymowna niż krzyk

"Mean Creek" prezentowany był na dwóch prestiżowych festiwalach, Sundance i w Cannes, jednakże na żadnym z nich nie oszołomił widzów. A szkoda, bo nie często trafia się równie poruszający i
"Mean Creek" prezentowany był na dwóch prestiżowych festiwalach, Sundance i w Cannes, jednakże na żadnym z nich nie oszołomił widzów. A szkoda, bo nie często trafia się równie poruszający i bezpretensjonalny dramat o młodzieży i dla młodzieży. Film Estesa nie odkrywa niczego nowego, ale opowiada w sposób ciekawy na znane już tematy.

Sam (bardziej utalentowany z Culkinów - Rory) jest typowym szkolnym outsiderem. Nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie fakt, że stanowi też worek treningowy dla szkolnego osiłka George'a. W końcu młody zwierza się swojemu starszemu bratu, że skąd pochodzą jego siniaki. Wtedy brat, razem z kolegami, postanawia zemścić się na dręczycielu.

O czym więc jest "Mean Creek"? O złej młodzieży?, o głupocie?, o tym, że nie warto się mścić? Nie. "Mean Creek" jest o tym, że każdy z nas "pod powierzchnią, ma swe tajemnice" i śladami Gombrowiczowskiej teorii formy, przyprawia sobie samemu gębę. Mimo że sądzimy, iż dobrze znamy każdego z bohaterów, potrafią nas oni zaskoczyć. George w gruncie rzeczy nie różni się wiele od nieśmiałego Sama, tylko że w przeciwieństwie do niego, o swoje miejsce w szeregu walczy pięścią. Zaś Sam, mimo że jest ofiarą, irytuje biernością w obliczu tragedii, a Marty - syn ojca samobójcy, kreuje się na silnego i niezależnego, ale sam zmierza do autodestrukcji. W końcu trudno określić, kto tu jest prawdziwą ofiarą.

"Mean Creek" byłby jednak niczym bez znakomitych aktorów. Estes wykazał się niezwykłą intuicją, obsadzając w głównych rolach znanych już w świecie filmu, ale nieopatrzonych aktorów. I tak Marty'ego zagrał Scott Mechlowicz (Scotty "co nie wie" z "Eurotrip"), Rocky'ego, znany chociażby z "Komedia patriotyczna (1992)Komedia patriotyczna (1992)Patrioty" Trevor Morgan, a Sama Rory Culkin. Średnia wieku całej obsady mogłaby się wahać gdzieś w okolicach
20 lat, ale jak widać czasami to prawdziwy talent, a nie doświadczenie się liczy. Aktorzy dali temu filmowi cząstkę swojej młodzieńczej wiary, energii i pasji życia. Sprostali psychologii filmu, który dzięki ich naturalności nie ociera się o banał.

Uroku całej tej, w gruncie rzeczy, smutnej historii dodają plenery. Rzecz dzieje się na pięknej, otoczonej przez lasy rzece, gdzie diabeł zdaje się mówić dobranoc.
Miejsce zostało niesamowicie sfilmowane przez Sharon Meir. Operatorka pracując z niezwykłym pietyzmem, wydobyła z dzikiej przyrody to co najpiękniejsze. Senny klimat filmu potęgują jednak nie tylko widoki i falowanie wody, ale i muzyka autorstwa dwóch kompozytorów: Andy'ego Milburna i Toma Hajdu, pracujących pod pseudonimem - tomandandy. Panowie, znani z bardzo nietuzinkowych soundtracków (jak np. ten do "Żyć szybko umierać młodo") również i tu stanęli na wysokości zadania. Ich ścieżka z "Mean Creek" to niezwykle relaksująca, eteryczne muzyka, którą można się cieszyć również poza seansem. Pozwala odpłynąć na falach "Mean Creek", daleko od zwykłych problemów. Idąc za znanym kiedyś duetem, zakończę krótkim "Enjoy the silence"!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones