Recenzja filmu

Metropolis (1927)
Fritz Lang
Alfred Abel
Gustav Fröhlich

Czerń i biel

Słynny film Fritza Langa wraca na ekrany kin w postaci najbliższej pierwotnej wersji, która po finansowej klapie padła ofiarą nożyc producentów.
Słynny film Fritza Langa wraca na ekrany kin w postaci najbliższej pierwotnej wersji, która po finansowej klapie padła ofiarą nożyc producentów i w kolejnych odsłonach stała się bladym cieniem historycznego dzieła. Jak to często z klasyką bywa, próbę czasu przetrwały tylko niektóre elementy, inne zaś wypadają anachronicznie i należy oddzielić je od całości jak ości od ryby. Na dzień dzisiejszy irytować może to samo, co stanęło ością w gardle przedwojennym krytykom i komentatorom tego filmu (w tym Słonimskiemu i H.G.Wellsowi). Jak na przedstawiciela schyłkowego okresu niemieckiego ekspresjonizmu, "Metropolis" nie przypomina wcale o emocjonalnej i intelektualnej potencji tego nurtu. Scenariusz małżonki reżysera, Thei von Harbou, wzniesiony jest na oczobitnych kontrastach, brakuje mu subtelności wybitnych dzieł ekspresjonistycznych w budowaniu wewnętrznego świata bohaterów. Mówimy o kinie, które zbiorowe lęki oddawało w formach sugestywnych plastycznie, ale też wiarygodnych psychologicznie i nieskażonych przesadnym melodramatyzmem. "Metropolis" jest melodramatyczne, toporne i… czarno-białe (nie tylko z powodu ortochromatycznej taśmy). Ciągle Góra i Dół. Myśliciele i Robotnicy. Mistrz Fredersen i jego syn Freder. Maria-aktywistka i Maria-robot. Czerń i biel, bez międzyujęciowej "szarości" charakteryzującej ten płodny i zróżnicowany prąd (po streszczenie fabuły zapraszam do opisu filmu). Aktorska nadekspresja dziwi, gdy przywoła się z mroków pamięci twarze niemieckiego Kammerspielu, które wyniosły sztukę filmowego aktorstwa na nowy poziom. Wizja twórcy "M - mordercy" okazała się jednak niedościgniona, jeśli chodzi o rozmiary swojej wizualnej szaty. Ilość fabuł, animacji, komiksów, gier i teledysków inspirowanych katastroficzną wizją miasta przyszłości idzie pewnie w setki, a najlepsze z nich adaptują na własne potrzeby przesłanie oryginału. To pozostało aktualne, bo zawsze znajdzie się chwila, żeby ponarzekać na technicyzację życia, autokratyczne rządy i kapitalizm. Oprócz scenografii, wspaniale zainscenizowanych scen zbiorowych i wielu nowych zwrotów w języku kina (na planie operatorski dream-team Rittau - Freund) ponadczasowe pozostaje motto z plakatu promującego film: "Między umysłem i rękoma pośredniczy serce". Szkoda, że dzisiaj mówi to mniej niż tekst z kiepskiego wydania DVD: "Widziałeś Matrixa? Obejrzyj Metropolis!". Tak upośledza się klasykę, która nie może już sobie poradzić bez wsparcia zanurzonych w podkulturze potomków.
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kamień milowy w historii kina, uważany za pierwszy obraz science fiction. Obok "Nibelungów" najbardziej... czytaj więcej
„Metropolis” jest niewątpliwie pierwszym istotnym filmem SF. Warto też pamiętać o takich wcześniejszych... czytaj więcej
"Metropolis" to film jedyny w swoim rodzaju. Wielu uważa go za początek poważnych produkcji science... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones