Recenzja filmu

W paszczy szaleństwa (1994)
John Carpenter
Sam Neill
Jürgen Prochnow

Czyhający w progu

W drugiej połowie lat 80. John Carpenter, twórca często określany mianem "mistrza horroru", zaczął prezentować formę spadkową. Po ostatnich sukcesach, jakimi były filmy "Coś" i "Christine",
W drugiej połowie lat 80. John Carpenter, twórca często określany mianem "mistrza horroru", zaczął prezentować formę spadkową. Po ostatnich sukcesach, jakimi były filmy "Coś" i "Christine", kolejne obrazy zdawały się coraz bardziej oddalać od charakterystycznego stylu tego reżysera - specyficzny klimat i świetnie budowane napięcie coraz bardziej ustępowały miejsca licznym efektom specjalnym. Każde następne dzieło spotykało się z coraz chłodniejszym przyjęciem krytyki i publiczności. Stan ten niestety utrzymywał się również w latach 90., a Carpenter coraz częściej zaczął odbiegać od formuły kina grozy. Nakręcone w 1994 roku "W paszczy szaleństwa" nie zmieniło złej passy twórcy, ale moim zdaniem nie ulega wątpliwości, iż jest to najbardziej udana pozycja z dorobku tego reżysera powstała w latach 90. Pozycja, która mogła stać się przyczynkiem do powrotu do dawnej formy, choć niestety stało się zupełnie inaczej. Ale o tym zaraz, a tymczasem postaram się pokrótce przybliżyć fabułę omawianej pozycji. Główny bohater historii, John Trent (Sam Neill), jest pracownikiem firmy ubezpieczeniowej. Na zlecenie wydawnictwa ma się zająć odnalezieniem poczytnego pisarza grozy Suttera Cane'a (Jürgen Prochnow), który przed oddaniem swej najnowszej, wyczekiwanej przez fanów powieści zaginął w tajemniczych okolicznościach. Trent dochodzi do wniosku, iż Cane porzucił cywilizację i wyjechał na daleką prowincję, do opisanej przez siebie miejscowości Hobb's End. Co prawda nie ma jej na żadnej mapie, ale dzięki wskazówkom zawartym w twórczości pisarza Johnowi, na spółkę z pracownicą wydawnictwa Lindą Styles (Julie Carmen), udaje się ją odnaleźć. Co więcej, zgodnie z podejrzeniami, odnajdują tam Suttera. Okazuje się jednak, że w miejscowości panuje jakaś tajemnicza, złowroga siła, która zamienia mieszkańców w istoty przepełnione agresją i nienawiścią, a wszystko to zdaje się jakby wyjęte wprost z prozy Cane'a. "W paszczy szaleństwa" szybko wciąga widza i trzyma w skupieniu do końca seansu. Co prawda film Carpentera nie straszy zbytnio, ale całkiem nieźle trzyma w napięciu i posiada ciekawy klimat. To już dużo w przypadku filmu grozy, zwłaszcza gdy przypomni się sobie kilka wcześniejszych pozycji z dorobku twórcy "Halloween". Całość ogląda się lekko i z zainteresowaniem, tym bardziej że znalazły się tu również odniesienia do twórczości "samotnika z Providence", czyli Howarda Philipsa Lovecrafta. Oto bowiem zbliża się koniec ludzkiego panowania na Ziemi, gdzie władzę chcą przejąć tajemniczy i przerażający "przedwieczni". Wątek jak najbardziej smakowity, choć chyba nieco za mało wyeksploatowany. Pomimo tego miły posmak po seansie pozostaje i widz może śmiało powiedzieć, że jest usatysfakcjonowany. Jaka jest w takim razie ostateczna ocena "W paszczy szaleństwa"? Z jednej strony są tu dość liczne niedociągnięcia, ale film broni się sprawną realizacją i przyzwoitym aktorstwem (zwłaszcza w wydaniu Neilla). Nie jest to na pewno dzieło na miarę największych osiągnięć Carpentera, ale gdy porównać je chociażby z kiepską "Wioską przeklętych" czy tragicznymi "Łowcami wampirów", to wypada nadzwyczaj dobrze. W oczekiwaniu na lepsze czasy dla tego twórcy (oby nadeszły), warto sięgnąć po tę pozycję.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Lata 90. nie były łaskawe dla Johna Carpentera. Okres chwały, jaką przyniosły mu "Halloween", "Mgła",... czytaj więcej
Recenzja "In the Mouth of Madness" jest jak na mnie nietypowa - bowiem zajmuję się tutaj jednym z moich... czytaj więcej
Jest to jeden z moich ulubionych horrorów, który straszył mnie, jak miałem "naście" lat. Niedawno... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones