Recenzja filmu

Czas próby (2016)
Craig Gillespie
Chris Pine
Casey Affleck

Deszcz ze śniegiem

Reżyserski styl Gillespiego przywodzi na myśl późnego Spielberga. Nasączona patosem opowieść płynie nieśpiesznym tempem, kamera napawa się urodą pieczołowicie odwzorowanych kostiumów i
Zdarzyło się naprawdę: w lutym 1952 roku potężny sztorm sprawił, że u wybrzeży Nowej Anglii  doszło do katastrofy. Smagane falami o wysokości do 20 metrów tankowce Fort Mercer i Pendleton przełamały się na pół. Temu pierwszemu na odsiecz ruszyła cała kawaleria: kutry, statki, łodzie oraz samoloty. 34 ocalałych marynarzy Pendleton  nie miało tyle szczęścia. Po długiej dyskusji wysłano po nich jedną, zdolną pomieścić zaledwie 12 pasażerów drewnianą motorówkę. Film Craiga Gillespiego ("Ramię za milion dolarów") stanowi relację z wyprawy, która do dziś uważana jest za najbardziej heroiczną akcję w dziejach amerykańskiej straży przybrzeżnej.



Reżyser opowiada tę historię zarówno z punktu widzenia załogi tankowca, jak i garstki ochotników, którzy podjęli się misji ratunkowej. Na przywódcę pierwszej grupy wyrasta mechanik Ray Sybert (Casey Affleck), który – jak sam mówi – zna Pendleton jak własną kieszeń. Drugą ekipą zarządza prostolinijny, przywiązany do regulaminu strażnik Bernie Webber (Chris Pine). Ani Ray, ani Bernie nie są naturalnymi liderami – brakuje im charyzmy, a współtowarzysze akceptują ich raczej z obowiązku niż sympatii. Gillespie pokazuje jednak, że bohaterstwo jest nie tyle stanem ducha co okoliczności. W najczarniejszej godzinie to właśnie outsider i niepozorny szarak mogą wykazać się niezłomnym charakterem, ofiarnością oraz walecznym sercem.

Fabuła "Czasu próby" wydaje się samograjem. Marynarze walczą tu z czasem i bezlitosnym żywiołem, klaustrofobiczna atmosfera sprzyja konfliktom wewnątrz grupy, a szalejące dookoła pogodowe pandemonium to okazja do popisu speców od efektów specjalnych. Tym trudniej jest mi więc zrozumieć, dlaczego temperatura zdarzeń w filmie Gillespiego jest tak niska. Zawodzi przede wszystkim uproszczony, potraktowany po macoszemu psychologiczny rysunek postaci. W konsekwencji zamiast pełnowymiarowych bohaterów ekran zaludniają ludzie-plakaty: Szlachetny Idealista, Wyczekująca Powrotu Męża Wierna Żona, Nieopierzony Majtek, Wątpiący w Powodzenie Misji Wilk Morski, Zaślepiony, Podejmujący Błędne Decyzje Przełożony i tak dalej. Nasza sympatia do tego towarzystwa jest więc raczej pochodną sympatii do grających go aktorów, aniżeli zasługą scenariopisarskiego teamu.

   

Reżyserski styl Gillespiego przywodzi na myśl późnego Spielberga. Nasączona patosem opowieść płynie nieśpiesznym tempem, kamera napawa się urodą pieczołowicie odwzorowanych kostiumów i scenografii z epoki, zaś rozpisana na pianino i łkające smyczki muzyka próbuje nachalnie manipulować wzruszeniami widowni. Jestem jednak przekonany, że przy całej swojej staroświeckości twórca "Mostu szpiegów" potrafiłby wycisnąć z tej opowieści więcej emocji. U Gillespiego historia, zamiast porządnie szarpnąć widzem, po prostu po nim spływa.
1 10
Moja ocena:
5
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Craig Gillespie swoją opowieść rozpoczyna spokojnie. Poznajemy niepozornego Berniego Webbera (Chris... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones