Recenzja filmu

Jurassic World (2015)
Colin Trevorrow
Chris Pratt
Bryce Dallas Howard

Dinopark na współczesną miarę

"'Jurassic World', tak jak i gigantyczny Indominus rex weń ukazany, jest swoistą hybrydą dwóch różnych elementów. Z jednej strony film hołduje poprzednikom w godny pochwały sposób, z drugiej
Kręcenie kolejnej części trylogii po, bagatela, 14 latach przerwy od ostatniej odsłony może wydawać się iście karkołomnym pomysłem. Tyle czasu upłynęło bowiem od trzeciego "Parku Jurajskiego", który już podczas premiery rozczarował wielu fanów zarówno dinozaurów, jak i kultowej serii. Ja co prawda na żadną z części psioczyć nie zamierzam ze względu na niezwykły sentyment do dino-sagi, tym niemniej wyniki finansowe filmowego zamknięcia trylogii mówią same przez się (najsłabsze z całej serii). Tak czy inaczej, niesatysfakcjonujące wpływy z biletów dały sporo do myślenia tęgim głowom w Fabryce Marzeń, prowadząc do pochowania wciąż dochodowej marki za życia. W końcu szefowie wytwórni Universal wpadli na pomysł odkopania skamieliny z charakterystycznym logiem dinozaura, niczym ekipa dociekliwych archeologów buszująca wśród zakopanych szczątków gadów. Czy reaktywacja zasłużonej serii po latach uśpienia wyszła fanom mięsożernych kreatur na dobre?



Isla Nublar to jedyna w swoim rodzaju wyspa, na której znajduje się ogromne centrum rozrywki wypełnione żywymi dinozaurami. Blisko 22 lata po tragedii mającej miejsce w pierwszym "Parku Jurajskim", niewielu pamięta tragiczne wydarzenia z przeszłości. Nowa miejscówka przyciąga rzesze amatorów głodnych nowych wrażeń. Ze względu na stale rosnące zapotrzebowania przyjezdnych, włodarze wyspy decydują się na wprowadzenie świeżej atrakcji. W probówkach laboratorium powstaje hybryda welociraptora i tyranozaura, która ma za zadanie podbić wyniki finansowe parku. Niestety, w wyniku nieszczęśliwego wypadku, bestia wydostaje się na wolność. W bezpiecznym dotąd miejscu wybucha panika, turyści zaś stają się celem innych wygłodniałych dinozaurów, które również uwolniły się z klatek...



"Jurassic World", tak jak i gigantyczny Indominus rex weń ukazany, jest swoistą hybrydą dwóch różnych elementów. Z jednej strony film hołduje poprzednikom w godny pochwały sposób, z drugiej jednak dzieło Trevorrowa stara się zachować własny charakter, tworząc podwaliny pod nową trylogię. Brawurowa próba zadowolenia fanów starszych odsłon oraz nowej gawiedzi popcornowej zakończyła się sukcesem, przede wszystkim finansowym.



Podczas seansu uważny widz co rusz odnotuje nawiązania do klasycznych odsłon cyklu, ze wskazaniem na "jedynkę". Gdzieniegdzie przewiną się wysłużone modele samochodów, w niektórych przypadkach na ekranie zagoszczą starzy znajomi (i nie mam tu na myśli bohaterów z trylogii), w jeszcze innych momentach pracownicy w humorystyczny sposób nawiążą zaś do wydarzeń z oryginalnego "Parku Jurajskiego". Różnorodność i wyczucie w dozowaniu nostalgicznych elementów ucieszy oddanych fanów serii, których przecież nie brakuje.



Idąc tropem odniesień do wcześniejszych filmów, "Jurassic World" poz względem fabuły ma zdecydowanie więcej wspólnego z "trójką" aniżeli z kultowym pierwowzorem. Bynajmniej nie piję w tym miejscu do mrugnięć okiem do widza, lecz do samej jakości skryptu. Tak jak i w momentami niedorzecznej trzeciej odsłonie, tak i w obrazie Trevorrowa pełno jest skrótów myślowych oraz bzdurnych elementów tłumaczących się chyba jedynie lenistwem czwórki (!) scenarzystów. Osobiście mocno liczyłem na przekonujący motyw prowadzący do zaburzenia równowagi na idealnej wyspie, niestety, otrzymałem raczej standardowy zabieg oscylujący wokół niezbyt wymyślnego błędu ludzkiego. Co gorsza, jak przystało na kino z familijnym rodowodem, historia raczej nie zaskakuje w żadnym momencie, zmierzając do przewidywalnego końca jak po sznurku. W dodatku sami protagoniści, pomimo iż całkiem sympatyczni, są jedynie cieniem dawnej ekipy paleontologów.



Na pewno w oddaniu skali przedsięwzięcia, jakim jest Jurajska Wyspa, pomagają cyfrowe cuda, które już dawno wyparły przestarzałe efekty mechatroniczne. Co prawda te drugie obecne są choćby w jednej ze scen stanowiących oczywiste nawiązanie do pierwowzoru (nawet okoliczności zdarzenia pozostały bliźniaczo podobne), jednakże to komputerowe sztuczki w głównej mierze stoją za ożywieniem kinowych dinozaurów. Starych wyjadaczy, przyzwyczajonych do tradycyjnych, trącących dziś myszką mechatronicznych wymysłów, na pewno nie ucieszy fakt, iż sama sekwencja otwierająca ukazująca narodziny gadów uderza sztucznym CGI prosto w oczy. Na szczęście ogólny poziom efektów specjalnych stoi za wysokim poziomie, jak na wielomilionowy blockbuster przystało.



Odświeżony charakter serii podkreślają motywy zapożyczone z innych gałęzi kina akcji. Sekwencja tropienia budzącego trwogę Indominusa rexa to ugrzeczniona wersja polowania na robale z "AliensCamerona. W obu tytułach bowiem żołdacy mają zamontowane kamery na bieżąco przekazujące wydarzenia z pola bitwy do centrum dowodzenia, w obu filmach również liczny oddział szybko ulega skurczeniu, czemu towarzyszą odpowiednie sygnały dźwiękowe. Niejeden kinoman doceni sprawną reżyserię w momencie, gdy na ogromnych ekranach umieszczonych w przytulnej i bezpiecznej bazie miarowo pulsujące wykresy EKG poczną przypominać płaskie linie, zaś dowódców odpowiedzialnych za najemników obleje zimny pot. Równe emocje wzbudza rajd żyrosferą (przeźroczysta kula), który kończy się bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z jednym z milusińskich. O krwiożerczych welociraptorach trzymanych w ryzach stalowymi kagańcami nawet nie wspominam... Szkoda jedynie, iż niedostatek tak klimatycznych scen doskwiera widzowi przez cały seans...



Twórcy "Jurassic World" uznali klasę kompozytorską Williamsa, dzięki czemu najbardziej rozpoznawalne motywy muzyczne z trylogii są w nowej odsłonie jak najbardziej obecne, do tego użyte zostały w idealnych momentach. Niejednemu twardzielowi zakręci się w oku łezka na dźwięk znajomo brzmiącego utworu pobrzmiewającego dumnie przy scenie otwarcia podwojów parku czy podczas podziwiania panoramy wyspy z helikoptera. Szata muzyczna "Jurassic World" dobitnie potwierdza, iż osoby trzymające pieczę nad "czwórką" podeszły do duchowej spuścizny serii z odpowiednim szacunkiem i respektem.



Oczywiście malkontenci nadal będą narzekać, iż czwarta odsłona to kolektyw wyświechtanych motywów częściowo wypranych z magii "jedynki"; co gorsza, niektóre autorskie wątki są dość kontrowersyjne, by wymienić choćby tresowane welociraptory. Pomimo odtwórczej fabuły oraz nudnej i przeciągniętej końcówki stanowiącej jedynie popis komputerowych osiągnięć, film broni się jako "Park Jurajski" naszych czasów. Zgodnie z obecnymi trendami, jest szybko, efektownie i niekoniecznie mądrze, co rozsierdzi oddanych fanów cyklu, zachwyci zaś osoby lubujące się w niezobowiązującej rozrywce. Jak na kinematograficzną skamielinę mogło być znacznie gorzej.

Ogółem: 7-/10

W telegraficznym skrócie: powrót dinozaurów po latach z pewnością jest świeższy niźli gadzie truchło sprzed wieków, do ideału droga jednak długa niczym ogon Indominusa; film jest ostry jak pazury welociraptora i równie mądry co i kompsognat (tip: jedna z najmniejszych prehistorycznych bestyj); komputerowe efekty na wysokim poziomie; dający się lubić bohaterowie i liczne mrugnięcia okiem do fanów uprzyjemniają seans; muzyka Johna Williamsa często "robi" klimat, którego niekiedy brakuje.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wyspa Isla Nublar zaprasza powtórnie i wita w najlepszym parku rozrywki, wyjątkowym zoo, gdzie na żywo... czytaj więcej
Żyjemy w erze remake'ów, rebootów i quasi-sequeli, które starają się wskrzesić dawne marki. Niedawno swą... czytaj więcej
Na plakatach reklamujących "Jurassic World" powinien widnieć następujący napis: Nie podchodźcie do tego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones