Recenzja filmu

Projekt: Monster (2008)
Matt Reeves
Lizzy Caplan
Jessica Lucas

Dokument z ataku potwora na Nowy Jork

Pamiętacie "Blair Witch Project"? Film nakręcono zwykłą kamerą, która jest jednym z najbardziej powszechnych urządzeń audio-video, posiadanych przez amerykańskie rodziny. Ponadto ludziom
Pamiętacie "Blair Witch Project"? Film nakręcono zwykłą kamerą, która jest jednym z najbardziej powszechnych urządzeń audio-video, posiadanych przez amerykańskie rodziny. Ponadto ludziom sprzedano bajeczkę, że jest to dokument, a co z tym idzie, wszystko zdarzyło się naprawdę. Społeczeństwo to kupiło i tłumnie uderzyło do kin. Pomysł na "Cloverfield", w Polsce znany jako "Projekt: Monster" (znów uderza to idiotyczne tłumaczenie), był podobny. Zważywszy jednak na fabułę filmu, nie za bardzo można było nazwać go "opartym na faktach". Mimo tego, specjaliści od reklamy w taki sposób nagłośnili obraz Matta Reevesa, że było o nim głośno już na długo przed premierą. W przeddzień wyjazdu do Japonii, przyjaciele urządzają imprezę pożegnalną dla Roba Howkinsa. Przyjęcie zostaje jednak gwałtownie przerwane, przez coś przypominającego trzęsienie ziemi. Wkrótce potem okazuje się, że bohaterowie mają do czynienia z wielgachnym potworem, który rzuca głową Statuy Wolności, niczym piłeczką pingpongową. Hawkinsowi oraz jego przyjaciołom pozostaję więc jedynie ucieczka przed monstrum. Tylko jak tu przeżyć, jeśli bestia sterroryzowała tak wielką i tak trudną do ewakuacji metropolie, jaką jest Nowy Jork? To co rzuca się od razu w oczy, to właśnie sposób ukazania akcji. Wiemy tyle, co bohaterowie - zupełnie jak w "Wojnie Światów" Stevena Spielberga. Taki zabieg do spółki z trzęsącą się kamerą powoduje, że film ogląda się w pełnym napięciu, a w międzyczasie zastanawiamy się, co takiego zaatakowało miasto, skąd się wzięło i tak dalej, i tak dalej. Ponadto, dzięki wykorzystaniu cyfrowej kamery widz przeżywa inwazje ogromnego potwora wraz z bohaterami. Dużo trudniej byłoby to oddać za pomocą tradycyjnych metod. "Projekt: Monster" nie jest jednak - co najmniej moim zdaniem - filmem powalającym. Denerwuje przede wszystkim przydługi początek - widz oglądając relację z imprezy-niespodzianki Roba Hawkinsa, po prostu się nudzi. Akcja rozkręca się dopiero w momencie, gdy potwór po raz pierwszy daje znać o sobie, wcześniej idzie zasnąć. Ponadto, początkowo może denerwować często trzęsąca się ręka operatora kamery, później można się do tego przyzwyczaić, lecz jestem pewien, że wiele osób taki sposób filmowania po prostu odrzuci. "Cloverfield" właściwie nie spełnił moich oczekiwań. Biorąc pod uwagę głośną kampanie reklamową, spodziewałem się naprawdę wiele, a dostałem po prostu dobry obraz, który doceniłem dopiero parę godzin po seansie. Warto wspomnieć, że za "Projekt: Monster" odpowiedzialni są ci sami ludzie, co za serialowy fenomen - "Lost". Jak łatwo się domyślić, zakończenie nie wyjaśnia wszystkiego. Skąd się wziął potwór? Nie wiadomo. Owszem, powstają różne hipotezy, lecz żadna nie jest ostateczną, oficjalną odpowiedzią na to pytanie. Nie zdziwię się, jeśli w przyszłości powstanie parę sequeli i co najmniej jeden prequel. Z ataku ogromnego monstrum na Nowy Jork można jeszcze wiele wykrzesać. "Cloverfield" to właściwie dopiero próbka możliwości Matta Reevesa i spółki. Pozostaje mi tylko jeszcze raz polecić "Projekt: Monster", bo to naprawdę dobry film. Warto jednak pamiętać, żeby nie nastawiać się na jakieś wielkie arcydzieło.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na początku był tajemniczy zwiastun. Trailer, który mocno mną wstrząsnął i zainteresował. Potem był... czytaj więcej
„Cloverfield” lub jak kto woli "Projekt: Monster" to jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów... czytaj więcej
"Cloverfield" aka "Projekt: Monster" - co to jest? Polski tytuł daje jakieś pojęcie, o czym będzie film,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones