Recenzja filmu

Moon (2009)
Duncan Jones
Sam Rockwell
Kevin Spacey

Dzienniki gwiazdowe

Kino sci-fi przeżywa ostatnimi czasy renesans. To zasługa młodych, zdolnych i piekielnie kreatywnych twórców, którzy powrócili do złotej tradycji niesienia oświaty pod płaszczem fantastyki
Kino sci-fi przeżywa ostatnimi czasy renesans. To zasługa młodych, zdolnych i piekielnie kreatywnych twórców, którzy powrócili do złotej tradycji niesienia oświaty pod płaszczem fantastyki naukowej. Bo czym tak naprawdę jest sci-fi? To przypowieści o tym, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, a także czy to, co nas otacza, jest tak naprawdę tym, za co to uważamy. Jeśli obrać moje poprzednie zdanie za swoistą kwintesencje tego gatunku, mogę spokojnie powiedzieć, że "Moon" to wybitny film w swojej klasie. Zresztą, nie tylko w niej.

Film Duncana Jonesa opowiada o misji astronauty Sama Bella (Sam Rockwell) na Księżycu. Główny (i praktycznie jedyny) bohater filmu ma podpisany trzyletni kontrakt na stacjonowanie w bazie na naszym satelicie, w ramach wydobywania z niego surowca napędzającego całą ziemską gospodarkę. Do zakończenia misji pozostają mu dwa tygodnie. Jednak nagle, osamotniony Sam, który za jedynego towarzysza na stacji ma robota, zaczyna odkrywać, że nic nie jest takie, jak się wydaję i z każdą chwilą coraz bardziej zanurza się w otchłaniach obłędu, a widz wchodzi w ten świat wraz z nim. Czym tak właściwe jest ten film? To dogłębna analiza nas samych, tego, kim jesteśmy, tego, co nami kieruje, a przede wszystkim tego, czym jest homo sapiens.

Jones dokonał rzeczy naprawdę trudnej - nakręcił film hipnotyzujący, mimo tego że nic specjalnego się w nim nie dzieje. Niespieszna narracja i narastająca z każdą minutą psychoza i uczucie zaszczucia sprawiają, że trudno oderwać wzrok od ekranu. W "Moon" widać bardzo wyraźne naleciałości po "Odysei Kosmicznej" Kubricka, a przede wszystkim po prozie Stanisława Lema. Powiedziałbym wręcz, że "naleciałości" to trochę za mało. Przez cały seans miałem wrażenie, że reżyser zekranizował jedno z Lemowskich opowiadań. Widzowie, którzy doskonale znają choćby jego niektóre dzieła, poczują się jak w domu. Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek, ma szanse nakręcić porządną ekranizację "Solaris", to nazywa się on Duncan Jones. Jestem tego pewien nawet bardziej niż tego jak się nazywam.

"Moon" to film jednego aktora i uważam, że jakość tego obrazu, to w dużej mierze jego zasługa. Od zawsze powtarzam, że Rockwell to jedno z najbardziej niedocenianych nazwisk we wszechświecie. Ten facet odnajduje się praktycznie w każdym gatunku i gdziekolwiek by się pojawił, kradnie swoją charyzmą każdą scenę. Tutaj ma na barkach cały obraz i nie dość, że dźwiga to brzemię, to jeszcze tworzy wybitną kreację. Ale jak to zwykle bywa Amerykańska Akademia Filmowa, absolutnie pominęła go przy zeszłorocznym rozdawaniu Oscarów (tak, zeszłorocznych, bo "Moon" ląduję w naszym kraju prawie rok po swojej światowej premierze, w, uwaga, uwaga, liczbie aż jednej kopii. Boże błogosław dystrybutora!). To kolejny dowód na to, co mówię od wielu lat - niektóre filmy i niektóre role są za dobre, by dostać "złotego rycerza", a ich jakość doceniana jest dopiero po wielu latach. Żeby jednak nie było tak różowo, muszę napisać o jednym poważnym defekcie. Do pewnego momentu to film zakrawający wręcz o miano arcydzieła, ale pod koniec miałem wrażenie, że cała para poszła w gwizdek. Jones chyba nie do końca wiedział, jak to wszystko zgrabnie zamknąć, efektem czego dostajemy finał bardzo dobry, ale w stosunku do jakości poprzednich dziewięćdziesięciu minut jedynie niezły.

"Moon" to kawał soczystego sci-fi z powalającym klimatem. To film dla ludzi, którzy szukają w kinie nie tylko rozrywki, ale także tematu do wielogodzinnych rozważań. Nie nazwałbym tego może nową "Odyseją Kosmiczną", bo nie trawię takich prostackich porównań skrojonych specjalnie dla przygłupiej, "popcornowej", widowni, ale zdecydowanie coś w tym sformułowaniu jest. Myślę także, że jeśli Stanisław Lem ogląda nas gdzieś z gwiazd, to jest dumny z tego, że jego ulubiony gatunek ma jeszcze takich nietuzinkowych twórców jak Duncan Jones.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości – powiedział Armstrong, gdy jako pierwszy człowiek... czytaj więcej
Czy nie każdy z nas chciałby kiedyś polecieć na Księżyc? Stanąć na srebrzystym globie jak niegdyś Neil... czytaj więcej
Film z początku zapowiadał się na thriller. W niepokojącej scenerii opustoszałej bazy kosmicznej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones