Recenzja filmu

Wesele Sione'a (2006)
Chris Graham
Oscar Kightley
Shimpal Lelisi

Dziewnczyny pilnie potrzebne!

Michael to typowy playboy, świetnie zbudowany, dbający o kondycję, ze słabością do białych kobiet. Podobnie jak jego koledzy musi znaleźć sobie w ciągu tygodnia dziewczynę, z którą pójdzie na
Michael to typowy playboy, świetnie zbudowany, dbający o kondycję, ze słabością do białych kobiet. Podobnie jak jego koledzy musi znaleźć sobie w ciągu tygodnia dziewczynę, z którą pójdzie na wesele brata. Nie ma być to jednak przelotna znajomość, w jakich się "wyspecjalizował". Wraz ze swymi kompanami rozpoczyna poszukiwania. Albert ma o tyle utrudnione zadanie, że nie dość, że mieszka z matką, to jeszcze zapomina języka w buzi w najmniej odpowiednim momencie. Ale szukać nie przestaje. Sefa, mimo iż jest już w poważnym związku, to jednak kryzys wisi w powietrzu, bo według jego lubej, jest zbytnim bawidamkiem i musi się zmienić. Stanley natomiast, świetnie czujący się na parkiecie, rzadko jednak doceniany, postanawia spotkać sie z dziewczyną z sex telefonu, w której, jak utrzymuje, zakochał się. Jeśli zatem to wszystko jest takie skomplikowane, to po co się męczyć? Otóż po to, żeby móc wejść na wesele piątego z nich, tytułowego Sione'a. A restrykcje stąd, że owi panowie raczej średnio potrafią zachować się na imprezach. Panie u ich boków mają to zmienić... Inteligentna komedia, a przede wszystkim niezwykle zabawna. Mimo iż fabuła ociera się o amerykańskie produkcje dla młodych, średnio poważnych ludzi z syndromem Piotrusia Pana, to jednak bohaterowie tej historii emanują olbrzymią sympatią, a wykorzystany humor ukazany jest w jak najbardziej przyswajalny sposób. Nie jestem pewien, czy na moją ocenę tegoż filmu większy wpływ miał fakt, że była to jedna z niewielu komedii w przepełnionym tragizmem i dramatami bohaterów programie festiwalu Era Nowe Horyzonty, gdzie miałem przyjemność obejrzeć recenzowany film, co stanowiłoby oczywistą odskocznię, czy też fakt, że po prostu lubuję się w komediach wszelakiej maści. Nie zmienia to jednak tego, że film oceniam bardzo pozytywnie, o czym niżej. Twórcy, mając do dyspozycji czwórkę bohaterów, cwanie uciekają od typowego happy endu. Owszem, miłość miłością, czymże byłoby życie bez niej, ale równie ważne jest poczucie własnej wartości, pewność siebie, dążenie do wyznaczonych celów i umiejętność radzenia sobie z problemami, a także oczy szeroko otwarte, a umysł gotów na zmiany. Brzmi pompatycznie? Nie jest to komedia romantyczna! Nie liczcie na rozstania i powroty zatem! Fabuła niekoniecznie jest przewidywalna, a słodycz idealnie wyważona jest z goryczą. Film od pierwszej sceny już zapowiada ciekawe kino, bo po pierwsze z odległej filmowo Nowej Zelandii, której produkcje można było sobie w znacznej ilości przybliżyć na tegorocznych Nowych Horyzontach, a po drugie rzecz miejsce ma w tradycyjnej maoryskiej rodzinie w Auckland – multikulturowym mieście, co w filmie widać i co ma znaczenie. Bohaterów tego filmu nie sposób nie lubić. Michael - ciągle myślący swoim mniejszym mózgiem, Albert - urzędnik wciąż mieszkający z mamą, Sefa - ciągle przepraszający swoją dziewczynę i tłumaczący się przed nią, i w końcu Stanley - marzyciel, zakochany w dziewczynie, której oczywiście nigdy nie widział, jedynie słyszał. Panowie ci, o jakże egzotycznej, maoryskiej urodzie, urzekają nas od pierwszych scen, a przecież oprócz nich występują również inni, równie zabawni, a na pewno bardzo autentyczni bohaterowie. Każdy z czwórki głównych bohaterów posiada różny charakter. Jest to niewątpliwie ułatwienie dla scenarzystów, którzy wykorzystali ów fakt, tworząc zabawne sceny. Od zarania dziejów był to niezwykle udany zabieg komediowy. Jednak w tym filmie nie jest jedynym. Nie brakuje też, a może przede wszystkim, świetnych potyczek słownych, choć jest też, wspomniany na początku, humor typowy dla lekkich komedii zza oceanu. Są na przykład wymiociny, ale widza rozbawia nie to, że bohater wydala je do kaptura innego, a ten drugi zakłada kaptur na głowę, co zapewne miało by miejsce w takiej właśnie komedii, lecz dlatego, że bohater pyta właśnie wtedy, czy wciąż wygląda atrakcyjnie, bo zależy mu na dziewczynie z którą przyszedł. Humor jest najnormalniej w świecie inteligentniejszy. A i temat nie jest przecież błahy. Kiedyś będzie trzeba się ustatkować. Dlaczego więc nie teraz, przed ślubem kolegi. Co prawda nie z własnej woli, ale jednak. W przeciwnym razie o weselisku, gdzie może stać się dosłownie wszystko (i jeszcze więcej, co pokazują twórcy) można tylko pomarzyć. Choć "ustatkować" to i tak za dużo powiedziane. Znaleźć sobie porządną dziewczynę, zakochać się, zaangażować się w związek. Może wtedy wesele przebiegnie bez większych usterek. Duckrockers (nazwa ekipy do której należeli) bowiem potrafią się bawić. Ostro. Podsumowując... warto.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones