Element zaskoczenia

To, co jeszcze niedawno mogło uchodzić za średni żart primaaprilisowy, dzisiaj wylądowało na sklepowych półkach. Czy jednak poza elementem zaskoczenia gra ma coś do zaoferowania?


"Mario + Rabbids Kingdom Battle" - recenzja
Gdyby pół roku temu ktoś powiedział mi, że powstaje "Mario + Rabbids Kingdom Battle", prawdopodobnie obśmiałbym go, zerkając kątem oka w kalendarz. To, co jeszcze niedawno mogło uchodzić za średni żart primaaprilisowy, dzisiaj wylądowało na sklepowych półkach. Czy jednak poza elementem zaskoczenia gra ma coś do zaoferowania?





Fabuła, podobnie jak w większości gier z Marianem, jest tu zaledwie przyczynkiem dla rozgrywki. I chociaż opowiastka o międzywymiarowej aferze z udziałem kórlików nie jest najbardziej porywającą intrygą w historii sagi o wąsaczu, gra skutecznie nadrabia braki humorem. Interakcje bohaterów Nintendo z ich kórliczymi odpowiednikami obfitują w błyskotliwe gagi, chętnie łamiące czwartą ścianę. Co prawda niewybredny toaletowy humor postaci Ubisoftu pasuje do cukierkowego królestwa, jak pięść do nosa, ale już ich wzajemne ścieranie się bywa naprawdę komiczne. Czuć tu faktyczną radość płynącą z zabawy obydwoma światami.





"Mario + Rabbids" zaskakuje jednak nie tylko karkołomnym miksem uniwersów, ale przede wszystkim gatunkiem. Trzon rozgrywki stanowi tu pełnokrwista strategia turowa, czerpiąca pełnymi garściami z takich tuzów, jak "XCOM" czy "Disgaea". Z tego pierwszego tytułu zapożyczono mechanikę osłon i rozwiązania dla rozwoju postaci, z drugiego – szalone elementy systemu walki, jak choćby możliwość miotania członkami drużyny. Pomiędzy starcia wetknięto z kolei etapy przygodówkowe, podczas których zbieramy liczne znajdźki i rozwiązujemy proste zagadki logiczne. I trzeba przyznać, że dzięki umiejętnie dobranym proporcjom obie sekcje znakomicie się uzupełniają.





Jeśli chodzi o system walki – mamy tu do czynienia z zaskakującą elastycznością. Twórcy zdecydowali się na rozdział czynności na trzy grupy: przemieszczanie się (w tym – wykonywanie wślizgów, skoków oraz korzystanie z transportu rurami), umiejętności specjalne oraz oddawanie strzału. W trakcie trwania tury każda postać może wykonać po jednej czynności z każdej grupy w dowolnej kolejności. Gra bardzo często urozmaica też sytuację na polu bitwy, dokładając zmienne warunki pogodowe lub chaotycznych niemilców z uniwersum Super Mario, którzy atakują i nas, i wrogie kórliki. Słowem: rozgrywka jest w "Mario + Rabbids Kingdom Battle" szybka, efektowna i wymagająca, jednak dzięki czytelności interfejsu opanowanie jej tajników zajmuje niewiele czasu.





Ciekawie prezentuje się model rozwoju naszych podopiecznych, stawiający na taktyczne wykorzystanie umiejętności. Otóż, postacie w "Mario + Rabbids Kingdom Battle" nie zdobywają tradycyjnych poziomów doświadczenia, a jedyny sposób na poprawienie statystyk to nabywanie nowych broni oraz umiejętności. Zakup tych pierwszych jest najczęściej możliwy dopiero po uprzednim znalezieniu ich na mapie (co skutecznie zachęca do uważnej eksploracji), za te drugie zaś płacimy kulami, otrzymywanymi za pokonywanie przeciwników. I chociaż w grze nie występują losowe potyczki, które umożliwiałyby farmienie tego surowca, to każdy z rozgrywanych etapów możemy do woli powtarzać, osiągając coraz to lepsze wyniki w tabeli końcowej.





Chociaż rozgrywka jest w omawianej produkcji wykonana z należną uwagą, nie obyło się bez drobnych zgrzytów – pierwszym z nich jest kamera. Co prawda plansze, na których przyjdzie nam walczyć, nie są zazwyczaj przesadnie skomplikowane, jednak zawężenie manewrowania widokiem do zaledwie czterech sztywnych kątów to dość mocne ograniczenie. Jest co prawda także kamera taktyczna, która pokazuje większy wycinek mapy, ale w jej trybie nie możemy wydawać rozkazów. Przydałaby się też opcja pomijania tury przeciwnika, bo chociaż mamy możliwość przyspieszenia jej wyświetlania, to i tak w ogólnym rozrachunku zajmuje ona sporo czasu.





Jedną z najmocniejszych stron "Mario + Rabbids" jest oprawa muzyczna. Nic w tym dziwnego – za utwory odpowiada Grant Kirkhope – kompozytor muzyki do takich klasyków, jak "Perfect Dark", "Banjo-Kazooie" czy "GoldenEye 007". Orkiestralne aranżacje wpadają w ucho i znakomicie podkreślają epickie potyczki z bossami. Co więcej, znajdziemy tu takie smaczki, jak dynamiczne przejścia utworów w zależności od sytuacji na ekranie, czy nawet starcia ze wstawkami wokalnymi rodem z "Conker’s Bad Fur Day". Cud, miód i orzeszki - aż żal grać w to na systemowych głośniczkach.



Ukłony należą się autorom oprawy graficznej. Twórcy skutecznie połączyli oba światy w składną całość, tworząc jedną z ładniejszych produkcji dostępnych na Switchu. Szczególnie dobrze prezentują się projekty poziomów, łączące dobrze znane elementy ze świata Super Mario z rozmaitymi przedmiotami codziennego użytku. Rewelacyjne są też animacje postaci – kórliczy odpowiednicy bohaterów Nintendo rozbrajają bogatą gamą hiperekspresyjnych zachowań. I tylko szkoda, że liczba klatek na ekranie w najgorętszych momentach potrafi bardzo wyraźnie spaść poniżej docelowej trzydziestki. 



"Mario + Rabbids Kingdom Battle" to jedno z największych growych zaskoczeń tego roku. Twórcy nie tylko pogodzili ze sobą dwa zupełnie różne, niepasujące do siebie uniwersa, ale też zaserwowali naprawdę znakomitą grę strategiczną starczającą na kilkadziesiąt godzin zabawy. Gra ma kilka mankamentów, jednak całość jest na tyle świeża i wciągająca, że rzadko kiedy zwraca się na nie uwagę. Czapki z głów!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones