Recenzja filmu

Stygmaty (1999)
Rupert Wainwright
Patricia Arquette
Gabriel Byrne

Ewangelia według Frankie

Po trzech latach od daty produkcji, na nasze ekrany wchodzi film Ruperta Wainwrighta, <a href="fbinfo.xml?aa=9787" class="text"><b>"Stygmaty"</b></a>, horror, uznany w wielu krajach za
Po trzech latach od daty produkcji, na nasze ekrany wchodzi film Ruperta Wainwrighta, "Stygmaty", horror, uznany w wielu krajach za obrazoburczy i godzący w uczucia religijne. Jak to zwykle bywa, obraz jest w rzeczywistości mniej wyzywający i groźny, niż można było wnosić po zamieszaniu, jakie wywołał w kręgach kościelnych. Aczkolwiek parę aspektów tej produkcji o bohaterce naznaczonej chrystusowymi ranami zawiera treści, które katolickim ortodoksom mogą wydać się niepokojące i daleko odbiegające od standardowych przedstawień walki dobra i zła w filmach grozy. Pierwszą rzeczą, która odróżnia "Stygmaty" od szeregu horrorów opisujących gwałtowną ingerencję mocy nadprzyrodzonych w realny świat jest właśnie charakter owej siły. W większości filmów grozy do akcji wkracza bowiem zło, burząc spokój i porządek rzeczywistości. W tym zaś filmie nadprzyrodzoną mocą, ingerującą w oswojoną rzeczywistość jest siła boska, która do przekazania istotnego posłania wybiera sobie dość niecodzienne "naczynie". Inkarnacja sacrum następuje bowiem w dwudziestoparoletnią, na wskroś nowoczesną dziewczynę, nie przejmującą się zanadto sprawami wiary. Główna bohaterka, Frankie Paige, (Patricia Arquette) jest twardo stojącą na ziemi kobietą, która w ciągu dnia pracuje w salonie kosmetycznym, noce zaś spędza w klubach. Pewnego dnia na jej ciele pojawiają się stygmaty. Sprawę tajemniczych ran ma za zadanie zbadać wysłannik Watykanu, Andrew Kiernan, (Gabriel Byrne), ksiądz i uczony w jednej osobie, który w trakcie obserwacji nabiera przekonania, iż słowa wypowiadane przez dziewczynę w stanach nawiedzenia zawierają przekaz pochodzący od samego Chrystusa, który to przekaz zagraża jednak stabilności instytucji kościoła w jego obecnym kształcie. Wiele jest horrorów, poruszających zagadnienie wcielania się w zwykłych śmiertelników postaci z innego wymiaru rzeczywistości. Tytułami, które chyba nasuwają się w tym kontekście jako pierwsze są "Omen" oraz jego kontynuacje, a także "Egzorcysta". O ile jednak zazwyczaj "inną rzeczywistością", manifestującą się w zwyczajnej, ludzkiej codzienności bywa metafizyczne zło, o tyle w tym filmie jest nią sacrum. W realną, namacalną i zwykłą codzienność wkracza tu święta moc, mająca do przekazania ważne, a wyrażające się w przytaczanych w "Stygmatach" po wielekroć wersach przesłanie: "Królestwo boskie jest w tobie. I wokół ciebie. Nie w pałacach z drewna i kamienia. Rozłup kawałek drewna, a ja tam będę. Podnieś głaz, a mnie tam znajdziesz." Można mieć oczywiście zastrzeżenia co do oryginalności i odkrywczości ukrytego za przytoczonymi słowami sensu, który neguje zasadność istnienia jakichkolwiek pośredników między Bogiem i jego wyznawcami, bez cienia jednak wątpliwości można uznać, iż to właśnie przesądziło o niechętnym stosunku do filmu. W sferze wiary i religii od dawna następuje już odwrót od oficjalnych instytucji, reprezentujących konserwatywną i dogmatyczną postawę strażnika boskich tajemnic. Rzadko jednak zdarza się, by tego rodzaju postawa była tak silnie eksponowana w horrorze metafizycznym - gatunku, który po stronie dobra walczącego z ponurymi mocami umieszczał zawsze przedstawicieli kościelnej hierarchii. Tutaj ta jednoznaczna opozycja została mocno zachwiana - kardynał, usiłujący zachować w tajemnicy ewangeliczne słowa, jest postacią broniącą wyłącznie interesów zinstytucjonalizowanego Kościoła, zdeklarowana dotychczas ateistka zaś, doznająca budzących grozę nawiedzeń - posłańcem Chrystusa. Nieco niepokojący jest też wybór owego posłańca przez boską siłę. W klasycznych horrorach bowiem kobiety i wszystko, co związane z kobiecością, reprezentuje uosobienie ciemnych, niebezpiecznych mocy, przeciwnych boskiemu prawu. Od wieków zakorzeniona w licznych kulturach niechęć i lęk przed kobiecą seksualnością znalazły w filmach grozy mało sympatyczny wyraz w postaci żeńskich monstrów, strzyg i wszelkiej maści upiorów. Kobiety są przecież w tradycji religijnej symbolem natury, czyli przeciwieństwem ładu cywilizacyjnego i kulturowego, mamiącymi dzielnych i czystych moralnie mężczyzn swoim wyuzdanym erotyzmem. W mitach i dziełach sztuki sakralnej zazwyczaj po stronie dobra stał mężczyzna, strażnik boskiego ładu, po stronie zła i szatana zaś płeć piękna, z całą swoją "brudną" cielesnością. W przypadku "Stygmatów" znów mamy do czynienia z odwróceniem utartego schematu. I gdyby nie nachalne, opierające się na spiskowej teorii dziejów Kościoła "przesłanie" o potrzebie zerwania ze skorumpowaną instytucją, możnaby uznać film Ruperta Wainwrighta za horror całkiem udany, w zgrabny sposób przesuwający akcenty typowe dla tego typu produkcji. Tym bardziej, że nadrzędny warunek stworzenia dobrego filmu grozy, czyli wzbudzenie u widza lęku, został chyba spełniony bez zarzutu. Jeśli dodać do tego niebywale atrakcyjną oprawę wizualną, dobrą muzykę i świetne aktorstwo Patrici Arquette oraz Gabriela Byrne'a, otrzymamy zupełnie przyzwoity horror, który na tle podobnych produkcji ostatnich lat wypada wyjątkowo korzystnie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tytuł filmu, dostrzeżony w prasie, czy też na plakatach filmowych, jednoznacznie nazywa pewne bardzo... czytaj więcej
Różne są oblicza "komerchy". Jedni stawiają na mordobicie pełne wybuchów, bomb rozbrojonych w ostatniej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones