Recenzja filmu

Watchmen. Strażnicy (2009)
Zack Snyder
Malin Akerman
Billy Crudup

Filmowa uczta komiksowego arcydzieła

Komiks "Watchmen" Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa jest arcydziełem. Oczywiście posiada sporo cech, których osobiście u Moore'a nie lubię, ale nie przeszkadza mu to miażdżyć komiksową konkurencję
Komiks "Watchmen" Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa jest arcydziełem. Oczywiście posiada sporo cech, których osobiście u Moore'a nie lubię, ale nie przeszkadza mu to miażdżyć komiksową konkurencję swoją wymową, klimatem i ogólną genialnością. To prawdopodobnie dzięki tej pozycji, komiksy, które powstają dzisiaj, są o 90% mroczniejsze, brutalniejsze i ciekawsze niż dziecięce przygody Fantastycznej Czwórki. Czy taki materiał da się zmieścić i przenieść na ekran tak, żeby nie zanudzał (komiks w paru miejscach się niepotrzebnie dłużył) i zachował przy tym całą swoją wymowę? Zack Snyder pokazał, że można. Wiele osób psioczyło, że powinien to zrobić Darren Aronofsky czy Paul Greengrass, bowiem po Snyderze spodziewano się uproszczenia historii na rzecz efektownych walk w stylu matriksowego slow-motion. Ja w niego wierzyłem od początku, bowiem jego adaptacja "300" wypadła świetnie. Oczywiście sam komiks Franka Millera jest lżejszy w swojej wymowie, cechują go efektowność i symbolika - Snyder uchwycił w tamtej produkcji obie rzeczy w mniej więcej równym stopniu. Podjęcie się ekranizacji "Strażników" było trudniejsze - ale jak już wspomniałem, Reżyserowi udało się zachować najlepsze cechy komiksu, wyrzucić zbędne wątki, nie zatracając wymowy, w kilku miejscach jego zabiegi wypadły lepiej niż w pierwowzorze. Jedną z największych sił arcydzieła Moore'a były fenomenalnie pokazane różnorakie charaktery postaci. Filmowi herosi, również nie zawiedli. Jackie Earle Haley urodził się, by zagrać psychopatycznego, świrniętego z zapędami faszysty Rorschacha. Matthew Goode jako Ozymandiasz uosobienie "nowego" Aleksandra Wielkiego jest rewelacyjny. Komediant grany przez Jeffrey Dean Morgana jest takim samym brutalem i człowiekiem bez moralności co komiksowy pierwowzór. Jedyny posiadający super moce Dr. Manhattan (Billy Crudup) jest idealnym odzwierciedleniem obojętności do wszystkiego z wyjątkiem własnego nosa, mimo iż ludzie widzą w nim Boga. Patrick Wilson dobrze spisał się jako Dan Dreiberg, czyli emerytowany "Nocny Puchacz II", który po zrzuceniu kostiumu nie potrafi odnaleźć siebie w otaczającym go świecie. Nieźle pokazany został też wątek Sally Jupiter (Carla Gugino) z córką Laurie (Malin Akerman), choć nie ustrzegł się on kilku cięć. Dobrze natomiast wypadł motyw Laurie, która sercowo krąży pomiędzy Dr. Manhattanem a Dannym. Fabuła jest tu tak rozległa, że nie da jej się streścić - "herosi"w maskach nie mają żadnych praw i są uznawani za zwykłych bandytów, w czasie gdy zegar zagłady wskazuje "za 5 dwunasta"i świat stoi  na krawędzi wojny nuklearnej, jeden z "herosów" zostaje zamordowany. Aby dowiedzieć się więcej, pozostaje mi tylko zalecić zapoznanie się z komiksem. Najważniejszą zmianą, jaka zaszła w fabule, jest techniczna różnica w końcówce filmu. Przed premierą wywołała ona burzę na forach, jak się okazało - nie potrzebnie. Filmowy ending, w moich oczach, wypadł o wiele lepiej niż komiksowy, jest bardziej logiczny i wiarygodny dla całej historii. Jednak zmiana zakończenia przyniosła trochę negatywnych zmian i niektórych scen nie uświadczymy, przede wszystkim żałuję, że monolog Ozymandiasza o Aleksandrze Wielkim nie został poparty wstawkami  i dłuższą historią przeszłości oraz scenerią roślinności zasypywanej śniegiem, w filmie jest to krótka opowiastka, przez co postać Adriana Veidta jako jedyna ma swoją przeszłość pokazaną w wymaganym minimum. Dla mnie jest to największy mankament produkcji. Znajdziemy również inne sceny, których przedstawienie w filmie wypadło lepiej, a niektórych gorzej niż w komiksie, to są jednak zmiany kosmetyczne nie mające wielkiego wpływu na ocenę. Film w genialny sposób oddaje ducha lat 80., w których osadzona jest akcja. Ubiory, budowle, samochody, design graficzny gazet czy programów TV wszystko to zostało świetnie odwzorowane dodając smaczku całości, nawet lekko karykaturalna charakteryzacja prezydenta Nixona dobrze  wpisuje się w całą historię. Jednym z najmocniejszych punktów produkcji jest muzyka, ona podobnie wcześniej wymienione aspekty zawiera wszelkie znane hity tamtych lat - "Hallelujah" Leonarda Cohena czy "sounds of silence" rewelacyjnie pasują do scen, w których zostały użyte, a wisienką na tym torcie jest zastosowanie piosenki Boba Dylana "The Times They Are A-Changin" w fenomenalnej sekwencji napisów początkowych pokazujących zmianę historyczno-polityczną od pierwszych "gwardzistów" do tytułowych "strażników". Podsumowując, pozostaje mi tylko zachęcić do zapoznania się z komiksem i filmem. Dla mnie, osoby zakochanej w dziele Alana Moore'a, film był silnym pozytywnym ciosem - odczuwałem ten sam dreszcz emocji, co przy lekturze pierwowzoru. Oczywiście można mówić, że Snyder tak wiernie oddaje ducha komiksu, że osoba nieznająca tego klimatu może go nie kupić - ale to już wina osoby nieobeznanej w temacie, a nie reżysera. "Strażnicy" Zacka Snydera to filmowa uczta komiksowego arcydzieła.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zegar Zagłady wskazuje pięć minut do północy. Richard Nixon jest prezydentem Stanów Zjednoczonych już po... czytaj więcej
Jestem świeżo po obejrzeniu wersji reżyserskiej tego filmu i być może pod wpływem emocji stawiam mu... czytaj więcej
Na początku gwoli wyjaśnienia – nigdy nie czytałam komiksów. Wyjątkiem jest "Sin City - Miasto grzechu",... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones