Recenzja filmu

Marsylski łącznik (2014)
Cédric Jimenez
Jean Dujardin
Gilles Lellouche

Francuska ruletka

Ze względu na sposób prowadzenia głównych bohaterów, połączonych podobną obsesją, blisko stąd do "Gorączki" Michaela Manna, jednak film Jimeneza rezygnuje z epickiej narracji na rzecz
To nie jest reboot "Francuskiego łącznika". Powtarzam. To nie jest nowy "Francuski łącznik". Jeżeli oczyścicie już sobie kubki smakowe, okaże się, że film Cédrica Jimeneza to rozsądna i konieczna ucieczka przed ogromnym cieniem rzuconym przez arcydzieło Friedkina. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby mierzyć się z filmem, który zrewolucjonizował schematy kina policyjnego i tchnął w nie frenetyczny realizm. Jimenez podjął więc jedyną słuszną decyzję: "Marsylski łącznik" tematycznie stanowi drugą stronę tej samej monety, formalnie nie ma jednak z dziełem Friedkina nic wspólnego. Fabuła osnuta jest wokół prawdziwych wydarzeń związanych z funkcjonowaniem największego na świecie kanału przerzutowego heroiny. Podczas gdy Jimmy "Popeye" Doyle walczył o przechwycenie w Nowym Jorku pojedynczej dostawy, w Marsylii trwała gra o powstrzymanie całego idącego w dekady i wartego miliardy dolarów przedsięwzięcia. Naprzeciw siebie stają dwie postaci, które zapisały się na zawsze w historii Marsylii: sędzia Pierre Michel i szef gangu Gaetan Zampa.



Ze względu na sposób prowadzenia głównych bohaterów, połączonych podobną obsesją, blisko stąd do "Gorączki" Michaela Manna, jednak film Jimeneza rezygnuje z epickiej narracji na rzecz precyzyjnego spojrzenia przez soczewkę, skupiającą w sobie niemal dekadę wzajemnej walki. Dla reżysera, rodowitego marsylczyka, to historia, w której cieniu wyrastał: jego ojciec był właścicielem klubu sąsiadującego z barem należącym do brata Zampy; doskonale pamięta dzień, w którym Francję piorunem obiegła wiadomość o jeszcze niewydrukowanym nieprawdopodobnym nekrologu. Znajomość realiów Marsylii lat 70. i osobisty stosunek do tematu widać w niemal każdym detalu. Twórcy udaje się, co dziś dość rzadkie, nie przestylizować obrazu, unika filtrów, które w prosty sposób sugerują widzowi, że ma do czynienia z produktem "vintage". Zamiast tego wykorzystano prawdziwe wnętrza biur i wyłącznie naturalne źródła światła lamp, świec i śródziemnomorskiego słońca. Zamiast przebierać aktorów za postacie z innej epoki jak w kuriozalnym "American Hustle", korzysta się z ich naturalnego emploi. Jean Dujardin i Gilles Lellouche mają w sobie staroświecką elegancję i charyzmę gwiazd starego Hollywood. Przede wszystkim jednak reżyser umiejętnie lawiruje między dwoma sprzecznymi pragnieniami. Zampa i Michel jeszcze za swego życia stali się miejskimi legendami. Reżyser podąża tym tropem, przedstawiając ich trochę jak postacie mityczne – gdy triumfują, cały świat zdaje się kręcić wokół nich, gdy upadają – niebo wali im się na głowę. Z drugiej strony wyraźnie zależy mu na pokazaniu także bardziej przyziemnego, ludzkiego oblicza. Sceny z życia rodzinnego nie zajmują w filmie dużo miejsca, ale żadna nie jest zmarnowana ani powierzchowna. Małżeńskie szczęście realizuje się w dwóch różnych modelach związków. Żona Zampy żyje w jego cieniu, dom i rodzina wystarczają jej za cały sens życia, ale jej pokora i oddanie nigdy nie zostają przez męża nadużywane. Relacje Michelów są bardziej partnerskie – niezależna zawodowo żona ma silny wpływ na Pierre'a, nie boi się postawić ultimatum, ani odejść, gdy mąż nie skłania się ku kompromisom. Emocjonalne skróty perspektywiczne czynią z "Marsylskiego łącznika" raczej klasyczny dramat niż film gangsterski.



Bohaterowie toczą ze sobą morderczą rozgrywkę, a każde posunięcie ma umocowanie w ich charakterze, światopoglądzie i niechlubnej przeszłości. Rozmowa Michela z uzależnioną nastolatką ujawnia, dlaczego tak bardzo nienawidzi narkotykowego biznesu. Fakt, że sam był kiedyś uzależniony od hazardu, dopełnia obrazu człowieka opętanego ciągłą walką o zaprowadzenie porządku. Skojarzenie pracy śledczego z hazardzistą niepotrzebnie zostaje wypowiedziane wprost w trakcie kłótni z żoną; dużo subtelniej pokazuje to moment, gdy Michel, będąc w klubie, zagląda przez uchylone drzwi do pokoju VIP-ów. W środku Zampa z żoną i przyjaciółmi świętuje kolejny sukces w starciu z policją. Michel nie zazdrości mu pieniędzy, popularności czy pozycji społecznej – zazdrości mu samego poczucia triumfu. Podobne uczucia towarzyszą Zampie, gdy konkurencja zaczyna rosnąć w siłę, a policja staje się coraz mniej chętna do przyjęcia łapówki. Klub Krypton, zjadający większość pieniędzy gangstera, przepełnia czarę goryczy i tylko miłość do żony nie pozwala Zampie zamknąć nieprzynoszącego zysków lokalu. Gdy snuje się po nim podczas kolejnej "szampańskiej" imprezy, patrzy z obrzydzeniem, jak goście tańczą w rytm dekadenckiej "Cambodii" Kim Wilde. Zajęty ciągłą gonitwą o palmę pierwszeństwa z Michelem przegapił moment, gdy lata 70. się skończyły, a wraz z muzyką New Wave nastała nowa epoka, której ducha Zampa nie potrafi przeniknąć. Desperacki okrzyk: "Wyłączcie tę gejowską muzykę!" to jedyny protest wobec osaczającej nowoczesności, na jaki go stać.



"Marsylskiemu łącznikowi"
blisko do klasycznego westernu – prostej opowieści, w której antagoniści toczą bój na śmierć i życie. Michel był swego czasu nazywany "francuskim kowbojem", co skwapliwie podchwytuje Jimenez, rzucając czasem gatunkowe tropy: podczas jedynego spotkania twarzą w twarz, na rozstaju dróg, przeciwnicy, jak rewolwerowcy przed pojedynkiem, mierzą się groźnie wzrokiem; w końcowej mowie prezydent François Mitterrand patetycznym tonem obwieszcza zwycięstwo sprawiedliwości i porządku, a końcowa bluegrassowa piosenka "Waiting around to die" Townesa van Zandta nie zostawia już żadnych wątpliwości. "Marsylski łącznik" nie jest obrazem specjalnie oryginalnym, ale też nie chce nim być, jest w nim jakaś tęsknota za klasycznymi opowieściami o dobru i złu. Dzięki emocjonalnemu ciężarowi jej morał nie brzmi jak truizm.
1 10
Moja ocena:
7
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones