Głęboka czerwień

Choć dzieło Zhanga jest iście chińskie, to jego charakter jest uniwersalny. Można nie zrozumieć mniejszych, subtelnych przekazów, lecz utalentowany reżyser oparł owe historie na cierpieniu, które
Azjatycki repertuar kina niezależnego nie mógł obyć się bez jednej z najlepszych chińskich produkcji. Ta naznaczona przenikliwą symboliką i subtelną kulturową otoczką opowieść niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, którego do końca utalentowany reżyser Yimou Zhang nie mógł w pełni wykorzystać. A więc na tle tytułowych czerwonych latarni rysuje się wstrząsająca farsa łamiącą silnie zakorzenioną w tradycji chińską kulturę, którą reżyser przeinacza na swój własny seans pełen kontrastów, nienawiści i mistyfikacji.

Do tego czerwień. Mnóstwo czerwieni. W zasadzie film jest zbudowany tylko z tego koloru. Metaforyczny wydźwięk produkcji pozwala dostrzec to, czego nie zdołalibyśmy uchwycić, gdyby nie ta czerwień. Może poza jednym. W każdym ujęciu gdzie występuje Pan, jego twarz jest zasłonięta. Takie zabiegi reżyserskie w prawdzie nie są niczym nowym, ale mi zawsze łechtają podniebienie.

Pozbawiona perspektyw młoda studentka Song Lian (Li Gong) podejmuje ważną życiową decyzje. Postanawia wyjść za mąż. Trafia więc do monumentalnej, utrzymanej w starochińskim stylu, ogromnej posiadłości pewnego Pana. W domu, gdzie rządzi twarda chińska tradycja, znajdują się trzy potencjalne kandydatki na żonę. Od teraz Song musi permanentnie ustosunkować się do zasad panujących w domu. Jedną z tych osobliwych zwyczajów jest wieszanie czerwonych latarni.

Warsztat reżyserski Zhanga przypomina vontrierowskie spuścizny. Obraz podzielono na pory roku, przy czym każda choć inna wizualnie, stylowo nawiązuje do chińskiej tradycji. Stąd ta uwypuklona do granic możliwości symbolika. Szare mury pradawnej kulturowej okazałości, kontrastują tutaj z blaskiem czerwonych latarni zawieszanych za każdym razem wtedy, kiedy Pan odwiedza jedną z czterech konkubin. Codzienność dyktowana jest dekalogiem rytuałów, które dla młodej studentki okazują się lakoniczne i przestarzałe. Szara, ekhem, czerwona codzienność obfituje także w niezdrową rywalizacje. Trzy konkubiny, które poznaje Song, choć na pierwszy rzut oka wykazują się uprzejmością, tak z czasem cała ta fałszywa otoczka nabiera znamiona gorzkiej farsy zbudowanej na cierpieniu, okrutnej nienawiści a nawet prywatnej zemsty. Zupełnie jak w "Dogville."

Choć dzieło Zhanga jest iście chińskie, to jego charakter jest uniwersalny. Można nie zrozumieć mniejszych, subtelnych przekazów, lecz utalentowany reżyser oparł owe historie na cierpieniu, które dotknie każdego. Niewinność to cnota, ból i krzywda w całej swej okazałości, a przecież krew także ma czerwony kolor...

Entuzjaści wyszukanego stylu będą zapewne piać z zachwytu. "Zawieście czerwone latarnie" to naznaczona krwią wizytówka prosto z Państwa Środka, dla jednych wstrząsająca, dla drugich ukazująca prawdziwe oblicze tego kraju. Niemniej Zhang dość nieumiejętnie rozłożył dramaturgie na czynniki pierwsze, pozbawił ją należytej estymy i kameralności, serwując nam coś na wzór błahych domysłów. Zakończenie jest jednym z ciekawszych zbiegów przyczynowo-skutkowych. Jeśli szukacie filmów z duszą słynnej ideologii kręcenia "Dogma 95", tylko coś bardziej orientalnego, to drzwi do czerwonego pokoju stoją otworem.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy młoda Songlian (Li Gong) przybywa do domu Chen Zuoqian, nie zdaje sobie jeszcze sprawy z wagi... czytaj więcej
Songlian (Li Gong) podjęła decyzję, że wyjdzie za mąż za zamożnego pana Chena i zostanie jedną z jego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones