Recenzja filmu

Poranek kojota (2001)
Olaf Lubaszenko
Maciej Stuhr
Karolina Rosińska

Gangsterski film z PZPN-em w roli głównej

Emisja telewizyjna filmu "Poranek kojota" skłoniła mnie do zastanowienia się nad fenomenem prostackich, gangsterskich komedii polskich, z których cytaty weszły do użycia w potocznej, rubasznej
Emisja telewizyjna filmu "Poranek kojota" skłoniła mnie do zastanowienia się nad fenomenem prostackich, gangsterskich komedii polskich, z których cytaty weszły do użycia w potocznej, rubasznej mowie młodzieżowej. Oprócz wyżej wspomnianego tytułu mam też na myśli jego poprzednika – "Chłopaki nie płaczą". Wspomniane "dzieła" weszły na ekrany na przełomie XX i XXI wieku, w okresie przypadającym na moje lata studenckie. Stały się niemal obowiązkowymi pozycjami w kolekcji studenta posiadającego komputer, a na nim program do odtwarzania plików wideo. Tak też było w przypadku moich współlokatorów, serwujących sobie od czasu do czasu powtórkę z rozrywki. Smutne? Myślę, że tak, jeśli takie pozycje filmowe z kinematografii polskiej, a komedie typu "American Pie" ze zbiorów amerykańskiej twórczości filmowej, zyskują miano kultowych. Ale z drugiej strony czasy studenckie są też okresem niczym nieskrępowanej zabawy i rozrywki, a wieczory przed ekranem komputera przy piwie musiały być okraszone dodatkami odwołującymi się do najniższych, atawistycznych instynktów. Sławetne "skóra, fura i komóra" może być najlepszym określeniem wartości, jakie przekazują nam takie filmy, jak "Poranek kojota". Spoglądając z perspektywy tych kilku lat i wydarzeń medialnych, jakie w tym czasie miały miejsce, można odnaleźć w filmie dodatkowy smaczek, który przypuszczalnie nie był zamysłem ekipy Olafa Lubaszenki. W epizodach pojawiają się rzeczywiste postacie medialne niezwiązane ze światem filmu. Chodzi mi o przedstawicieli świata sportu, konkretnie piłki nożnej, a jakżeby inaczej, dziedziny, która, wydawać by się mogło ostatnimi czasy, z gangsterką ma wiele wspólnego. Jest to jedyna "głębia" w tym filmie, jaką dostrzegłem. Filmie skrajnie płytkim, powierzchownym i stereotypowym na każdym polu oddziaływania na widza. Lubię takie filmy, jeśli traktują wszystko "z przymrużeniem oka", ale jeżeli wplatane są w nie wątki romantyczne, przez które autor chce nam wcisnąć banały, to taki eklektyzm wywołuje u mnie odruchy wymiotne. Romans gwiazdy estrady – Noemi (Karolina Rosińska), i skromnego, nikomu nieznanego rysownika Kuby (Maciej Stuhr) – przywołuje motyw typowego mezaliansu, mającego potwierdzić bezgraniczną siłę miłości, łamiącą wszelkie bariery społeczne. Taki przykładowo banał został przywołany w recenzowanym filmie. O ile w "Chłopakach…" miłość Gruchy i puszystej striptizerki, której wyrazem jest charakterystyczny sweterek, przyjęła wyraźnie parodystyczny i komediowy charakter, to w "Poranku kojota" wysunięto na pierwszy plan uczucie cukierkowej piosenkarki do skromnego rysownika, które serwuje nam truizmy wywołujące chroniczną niestrawność. Reszta to ciąg zdarzeń komediowych związanych z mętnymi interesami ojczyma Noemi, tarapatami, w jakich znalazł się Kuba czy też perypetiami gangstera Brylanta (Michał Milowicz). "Jestem zbyt młody i zbyt piękny, żeby za to płacić" – ta wypowiedź Brylanta po skończonej zabawie z przydrożną prostytutką może nam nieco przybliżyć poziom i charakter humoru w filmie. O ile niektóre motywy są zabawne – chociażby ten odwołujący się do tytułu filmu, to inne znowu zagrane są w sposób tak sztywny, że wywołują ubolewanie nad miernymi zdolnościami aktorskimi wykonawcy (np. epizod z Jarosławem Jakimowiczem). Broni się Stefan Friedman jako reżyser kina akcji, a scena z castingiem, w którym uczestniczy bohater grany przez Sławomira Packa, jest autentycznie śmieszna. Fenomen popularności wspomnianych komedii Lubaszenki wiąże się, w moim mniemaniu, z pewną funkcją "szkoleniową", jaką jest nauka więzienno-podwórkowego savoir-vivre’u. Wiele dialogów z tych filmów przeszło do języka, powiedzmy skromnie, niesalonowego. Nie są one często ani cięte, ani błyskotliwe, lecz pewnie wskutek wielokrotnego powtarzania w opinii osób ich używających takimi się stały. Nie umniejszam potencjału rozrywkowego tych komedii, przemawia za nimi popularność. Sam obejrzałem je fragmentarycznie lub w całości w liczbie większej niż jeden. Mogą być dobrym sposobem na odcięcie się, "odmóżdżenie", ale gdy stanowią one pewien wyznacznik jakości kina, to śmiało stwierdzę, że z naszym kinem nie jest dobrze.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przemknęła mi ostatnio przez myśl pewna smutna refleksja. Polacy nie potrafią robić komedii. Patrząc na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones