Recenzja filmu

Ciemna strona Księżyca (1990)
D.J. Webster
Camilla More
Wendy MacDonald

Gdy pomysł jest, a kasy brak…

"Ciemna strona księżyca" nie jest dla każdego. Nie jest nawet dla przeciętnych fanów gatunku – większość bowiem będzie seansem zniesmaczona.  Załoga promu Spacecore 1 zmaga się z tajemniczą
"Ciemna strona księżyca" nie jest dla każdego. Nie jest nawet dla przeciętnych fanów gatunku – większość bowiem będzie seansem zniesmaczona. 

Załoga promu Spacecore 1 zmaga się z tajemniczą usterką. Dryfuje ku ciemnej stronie Księżyca, gdzie próżno szukać kontaktu radiowego z Ziemią. Znajduje tam statek widmo, a w nim jedno ciało. Kosmonauci zabierają je na pokład. To spotkanie mogłoby się okazać zbawienne; zastrzyk powietrza z odkrytego statku oraz jego części zamienne mogą pomóc w przeżyciu awarii. Wkrótce jednak liczebność załogi zaczyna zmniejszać się w niewyjaśnionych okolicznościach, a prawdziwym problemem jest tajemnica statku widmo.

Tak wygląda w uproszczeniu zarys fabuły. Jest typowy. Nie ma nic złego w eksploatacji starych schematów, jeśli tylko są dobre. Nie ma także nic złego w "Ciemnej stronie księżyca", jeśli tylko podejdzie się do niej z dystansem i wiele jej wybaczy. Między innymi kiepskie aktorstwo. Próżno tu szukać znanych twarzy i gry na poziomie lepszym niż przeciętna produkcja telewizyjna (chociaż prawdziwi wyjadacze powinni kojarzyć Joe Turkela oraz Johna Diehla). Wybaczyć trzeba całkowity brak realizmu i jawny gwałt na prawach fizyki, a także karabinki Steyer AUG. Choć zostały opracowane w 1977 roku, za sprawą swoich ciekawych kształtów, do dziś robią za "broń przyszłości" w niemal każdym niskobudżetowym filmie. Wybaczyć trzeba statki kosmiczne (w tym prom kosmiczny z naszych czasów), które w środku okazują się sto razy większe niż pozwala na to ich budowa, a w wystroju wnętrz bliźniaczo podobne do fragmentów fabryk, hut stali i ogólnie pojętego złomu. Wybaczyć trzeba także żółtookiego Księcia Ciemności i jego podrasowany głos oraz papierowe makietki w ostatnich scenach.

Jeśli ktoś potrafi to zrobić, czeka go dobra zabawa. "Ciemna strona księżyca" to film dla smakoszy kina B i ludzi, którzy potrafią dostrzec szczere chęci twórców oraz ich związane niskim budżetem ręce. W tym potopie tandety, jaka wylewa się z ekranu, można z łatwością dostrzec dobre pomysły i zaczerpnięcia oraz sprawne realizowanie założeń przy skromnych środkach. 

Jeśli ktoś film już widział i uważa, że upadłem na głowę, to polecam wieczór z "Draculą 3000". Zmiana zdania gwarantowana. Jeśli nie, a jest fanem takich klimatów, to warto go zobaczyć w charakterze gatunkowej ciekawostki. 

Za zachętę niech świadczy przekonanie, że na pewno oglądał go Paul W.S. Anderson, bo podobieństw do "Ukrytego wymiaru" po ciemnej stronie Księżyca nie brakuje.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones