Recenzja filmu

Dziedzictwo Bourne'a (2012)
Tony Gilroy
Jeremy Renner
Rachel Weisz

Gdy znika Jason Bourne, napięcie spada

Kontynuacja według mnie zamkniętej już trylogii opowiadającej o losach Jasona Bourne'a od początku budziła we mnie mieszane uczucia. Uważałem ją za rzut na kasę, film niepotrzebny. Nie miałem
Kontynuacja według mnie zamkniętej już trylogii opowiadającej o losach Jasona Bourne'a od początku budziła we mnie mieszane uczucia. Uważałem ją za rzut na kasę, film niepotrzebny. Nie miałem zamiaru jej obejrzeć prędzej, niż w telewizji. Jednak przekornie, widząc różne opinie o Dziedzictwie, wybrałem się do kina. Muszę powiedzieć - nie żałuję.

Dziedzictwo Bourne'a opowiada historię innego człowieka ( Aaron Cross - w tej roli dobry Jeremy Renner) z całkowicie innego programu - Outcome. W wyniku informacji które Pamela Landy (Joan Allen, której jest zdecydowanie zbyt mało) jeden z dowódców CIA (Edward Norton) postanawia zatrzeć ślady. Jednym z celów jest główny bohater. Jak widać, fabuła produkcji jest dobra - są jednak luki fabularne (co się nie zdarzyło w żadnej z poprzednich części, a przynajmniej ja takich nie zauważyłem) i kilka niezwykle głupich pomysłów.

Tony Gilroy jako reżyser sprawdził się dobrze. Kamera jest dobrze prowadzona, widać każdy szczegół. Dobrze nakręcone są również sceny akcji. Uważam jednak że styl Paula Greengrassa bardziej pasował do serii. Filmy Greengrassa były lepsze również ze względu na zróżnicowanie miejsc akcji - w  "Dziedzictwie" mamy zaledwie kilka miejsc, podczas gdy w "Krucjacie" i "Ultimatum" tych miejsc było znacznie więcej.

Aktorsko nie ma rewelacji. Jedynie Renner jako Cross zalicza bardzo dobry występ. Drugi plan niczym się nie wyróżnia (a szkoda, bo tacy aktorzy jak Rachel WeiszEdward Norton mogliby dać z siebie znacznie więcej).

Jednak to nie aktorstwo ani nie błędy fabularne były tym, co najbardziej doskwierało mi podczas seansu. Brakowało napięcia, które tak odczuwalne było w "Ultimatum". Oglądając losy Jasona w ostatniej części trylogii, miałem ciarki na plecach i truchlałem w fotelu w oczekiwaniu na to, co zdarzy się później. Z kolei losy Crossa były mi całkowicie obojętne. Nie przeczę, film ogląda się bardzo dobrze, jest ciekawy i potrafi wbić w fotel, ale jednak to nie to samo co wcześniej.  To tak dobrze znane fanom serii napięcie, w "Dziedzictwie" pojawia się w ciągu ostatnich 30 minut seansu, i chociażby dla tych ostatnich trzydziestu minut warto ten film zobaczyć. Przy okazji można po raz kolejny wsiąknąć w świat Jasona Bourne'a, tym razem jednak zobaczymy go z innej perspektywy. W moich marzeniach wciąż jest powrót Jasona - cóż, zobaczymy, zakończenie  "Dziedzictwa" nie wyklucza spotkania obu agentów. Więc trzymam kciuki za Gilroya - oby doprowadził do takiego właśnie spotkania. Gdyby kolejna część serii (która z pewnością powstanie) trzymała poziom ciut wyższy niż  "Dziedzictwo", to byłbym w pełni zadowolony. A tak mamy do czynienia z filmem bardzo dobrym, który jednak zdecydowanie przegrywa starcie z poprzednimi częściami.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przed premierą byłam mocnym wsparciem dla "Dziedzictwa Bourne'a". Jako wierna fanka trylogii wiązałam z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones