Recenzja filmu

Ichi zabójca (2001)
Takashi Miike
Tadanobu Asano
Susumu Terajima

Gdyby de Sade żył, byłby Kakiharą

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Mądrość ludowa od wieków każe zwracać uwagę na pochodzenie każdej rzeczy, na jej rodowód. Żadne dzieło artystyczne nie powstaje w totalnej próżni, w oderwaniu
Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Mądrość ludowa od wieków każe zwracać uwagę na pochodzenie każdej rzeczy, na jej rodowód. Żadne dzieło artystyczne nie powstaje w totalnej próżni, w oderwaniu od istniejących nurtów i konwencji. Dlatego osią mojej recenzji będzie właśnie analiza porównawcza filmu Takashiego Miike ''Ichi zabójca" z mangą Hideo Yamamoto pod tym samym tytułem, której to mangi film jest ekranizacją.
Ta manga mogła powstać tylko w takim społeczeństwie jak japońskie, z jego sztywną, zhierarchizowaną strukturą, siecią nakazów, zakazów i seksistowskich stereotypów. Tylko sadoerotyzm wypełniający kino pornograficzne pozwala wyrazić frustrację i ekspresję znacznej części Japończyków. Swoją potrzebę władzy i dominacji realizują w onieśmielających Europejczyka produkcjach soft- i hardcore porno. Pamiętajmy, że gwałt, obok aktu płciowego, uważany jest za siłę wyzwalającą.

Hideo Yamamoto nie stworzył zwykłej mangi. On nadał sadomasochizmowi rangę filozofii markiza de Sade i, podobnie jak w dziełach kontrowersyjnego Francuza, problem polega tutaj nie na drastycznych elementach pornograficznych, lecz na rzadko poruszanej, oryginalnej wizji człowieka i świata. Bohaterowie Yamamoto są ilustracją koncepcji człowieka Natury i seksualizmu, jaką stworzył  de Sade. Interes jednostki stawiają ponad wszystko, cechuje ich żądza użycia za wszelką cenę, zbrodniczość, szukanie wokół siebie nie partnera, lecz ofiary. W okrucieństwie szukają źródła największych wrażeń seksualnych. Tylko ten, kto osiąga pełnię władzy karzącej i niszczycielskiej, wyzwala się całkowicie.

Jak ten filozoficzny materiał wykorzystał Takashi Miike? Otóż film jest rzeczywiście wierną ekranizacją mangi. Mamy dwóch głównych antagonistów: bossa Yakuzy, sadomasochistę Kakiharę, jak i antybohatera Ichiego, tchórzliwego fajtłapę, z równą biegłością siekającego wrogów na kawałki, co onanizującego się przy wspomnieniach gwałconej koleżanki. Obaj na swój sposób walczą o kontrolę nad Shinjuku Kabuki-Cho, największym japońskim miastem grzeszników, miastem realizowanych i zniweczonych marzeń, gdzie ludzie odreagowują stresy nie inaczej, jak bijąc i tyranizując bliźnich. Otoczenie i sceneria są jak u de Sade’a: kluby sado-maso, wymyślne burdele i przeciwnie, ciasne, klaustrofobiczne pokoiki i korytarze, wzmagające tylko atmosferę osaczenia i beznadziei. Ludzie bez względu na pozycję społeczną i płeć znikają tam bez śladu, by zostać poddanymi czułej opiece katów. Podniecenie uzyskuje się tu przez gwałt i okaleczenie, bo tylko to jest w stanie poruszyć zblazowanych bohaterów, jak Kakihara czy bliźniacy.

Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to Takashi Miike poszedł w kierunku komediowego gore, z jego groteskowymi scenami rzezi, hektolitrami krwi i sztucznych wnętrzności. Całość podkreślają klimatyczne oświetlenie i rzadkie, wpadające w ucho elektroniczne kawałki muzyczne. Sam ubiór głównych bohaterów jest pastiszem: w mandze dystyngowani Yakuza, w filmie Kakihara, bliźniacy oraz ekipa Ichiego ubierają się jak połączenie drag queen z punkami z teledysku ''Eisgekühlter Bommerlunder''.

Mimo oparcia w tak znakomitym materiale, Miike poszedł na artystyczny kompromis. Nie pokazał w filmie tego, co stanowiło o sile mangi, a więc psychologiczno-filozoficznego źródła fabuły. W konsekwencji takiej metody film zyskuje na sporej liczbie słabo powiązanych ze sobą epizodów, płytkich w dodatku i pozbawionych warstwy znaczeniowej. Zamiast dyskursu filozoficznego wplecionego w przerysowaną, pełną grozy rzeczywistość, otrzymaliśmy feerię chaosu. Zbrodnie nie mają dostatecznego uzasadnienia i ładunku emocjonalnego.

Podsumowując, film nie jest wcale tak okrutny jak głosi opinia. Istotą okrucieństwa w sztuce nie jest sama potworność przedstawianych aktów, ale kultura filozoficzna, jaka za nimi stoi. Takashi Miike przedstawił ją niedostatecznie, przez co jego obraz uważam za wydmuszkę - skorupka, jaką są sceny gore, nie wystarczy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ważnym aspektem czyniącym współczesne kino grozy Kraju Kwitnącej Wiśni tak intrygującym, jest z całą... czytaj więcej
Azjatyckie kino ma to do siebie, że lubi zaskakiwać widza ciekawymi, niestosowanymi nigdzie indziej... czytaj więcej
Wraz z "Grą wstępną" jest to najbardziej znane dzieło pana Miike. Jest to (ponoć bardzo wierna)... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones