Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Mądrość ludowa od wieków każe zwracać uwagę na pochodzenie każdej rzeczy, na jej rodowód. Żadne dzieło artystyczne nie powstaje w totalnej próżni, w oderwaniu
Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Mądrość ludowa od wieków każe zwracać uwagę na pochodzenie każdej rzeczy, na jej rodowód. Żadne dzieło artystyczne nie powstaje w totalnej próżni, w oderwaniu od istniejących nurtów i konwencji. Dlatego osią mojej recenzji będzie właśnie analiza porównawcza filmu Takashiego Miike ''Ichi zabójca" z mangą Hideo Yamamoto pod tym samym tytułem, której to mangi film jest ekranizacją. Ta manga mogła powstać tylko w takim społeczeństwie jak japońskie, z jego sztywną, zhierarchizowaną strukturą, siecią nakazów, zakazów i seksistowskich stereotypów. Tylko sadoerotyzm wypełniający kino pornograficzne pozwala wyrazić frustrację i ekspresję znacznej części Japończyków. Swoją potrzebę władzy i dominacji realizują w onieśmielających Europejczyka produkcjach soft- i hardcore porno. Pamiętajmy, że gwałt, obok aktu płciowego, uważany jest za siłę wyzwalającą.
Hideo Yamamoto nie stworzył zwykłej mangi. On nadał sadomasochizmowi rangę filozofii markiza de Sade i, podobnie jak w dziełach kontrowersyjnego Francuza, problem polega tutaj nie na drastycznych elementach pornograficznych, lecz na rzadko poruszanej, oryginalnej wizji człowieka i świata. Bohaterowie Yamamoto są ilustracją koncepcji człowieka Natury i seksualizmu, jaką stworzył de Sade. Interes jednostki stawiają ponad wszystko, cechuje ich żądza użycia za wszelką cenę, zbrodniczość, szukanie wokół siebie nie partnera, lecz ofiary. W okrucieństwie szukają źródła największych wrażeń seksualnych. Tylko ten, kto osiąga pełnię władzy karzącej i niszczycielskiej, wyzwala się całkowicie.
Jak ten filozoficzny materiał wykorzystał Takashi Miike? Otóż film jest rzeczywiście wierną ekranizacją mangi. Mamy dwóch głównych antagonistów: bossa Yakuzy, sadomasochistę Kakiharę, jak i antybohatera Ichiego, tchórzliwego fajtłapę, z równą biegłością siekającego wrogów na kawałki, co onanizującego się przy wspomnieniach gwałconej koleżanki. Obaj na swój sposób walczą o kontrolę nad Shinjuku Kabuki-Cho, największym japońskim miastem grzeszników, miastem realizowanych i zniweczonych marzeń, gdzie ludzie odreagowują stresy nie inaczej, jak bijąc i tyranizując bliźnich. Otoczenie i sceneria są jak u de Sade’a: kluby sado-maso, wymyślne burdele i przeciwnie, ciasne, klaustrofobiczne pokoiki i korytarze, wzmagające tylko atmosferę osaczenia i beznadziei. Ludzie bez względu na pozycję społeczną i płeć znikają tam bez śladu, by zostać poddanymi czułej opiece katów. Podniecenie uzyskuje się tu przez gwałt i okaleczenie, bo tylko to jest w stanie poruszyć zblazowanych bohaterów, jak Kakihara czy bliźniacy.
Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to Takashi Miike poszedł w kierunku komediowego gore, z jego groteskowymi scenami rzezi, hektolitrami krwi i sztucznych wnętrzności. Całość podkreślają klimatyczne oświetlenie i rzadkie, wpadające w ucho elektroniczne kawałki muzyczne. Sam ubiór głównych bohaterów jest pastiszem: w mandze dystyngowani Yakuza, w filmie Kakihara, bliźniacy oraz ekipa Ichiego ubierają się jak połączenie drag queen z punkami z teledysku ''Eisgekühlter Bommerlunder''.
Mimo oparcia w tak znakomitym materiale, Miike poszedł na artystyczny kompromis. Nie pokazał w filmie tego, co stanowiło o sile mangi, a więc psychologiczno-filozoficznego źródła fabuły. W konsekwencji takiej metody film zyskuje na sporej liczbie słabo powiązanych ze sobą epizodów, płytkich w dodatku i pozbawionych warstwy znaczeniowej. Zamiast dyskursu filozoficznego wplecionego w przerysowaną, pełną grozy rzeczywistość, otrzymaliśmy feerię chaosu. Zbrodnie nie mają dostatecznego uzasadnienia i ładunku emocjonalnego.
Podsumowując, film nie jest wcale tak okrutny jak głosi opinia. Istotą okrucieństwa w sztuce nie jest sama potworność przedstawianych aktów, ale kultura filozoficzna, jaka za nimi stoi. Takashi Miike przedstawił ją niedostatecznie, przez co jego obraz uważam za wydmuszkę - skorupka, jaką są sceny gore, nie wystarczy.