Recenzja filmu

Miasto z morza (2009)
Andrzej Kotkowski
Jakub Strzelecki
Julia Pietrucha

Gdynia jak szpachlowana

Emocjonalna temperatura filmu jest minusowa, a reżyseria stoi na poziomie kiepskiej produkcji telewizyjnej.
Hej ho, hej ho, do pracy by się szło! Film Andrzeja Kotkowskiego to nieformalna kontynuacja lub, jak zwykło się dziś mawiać, duchowy spadkobierca socrealistycznych hitów spod znaku młotka i kielni. Budujemy w Gdyni port, budujemy port! Symbolu nam trzeba, symbolu! Szpachle w ruch, niech nam wstanie lepszy świt! I tak w koło Macieju, przez sto dwanaście minut. Fabuła? Odnotowano! Perypetie? Zaprojektowane! Bohaterowie? Na warcie! Tak, tak, po drodze do wspaniałego finału, równego szczęśliwemu końcu budowy, coś się jednak dzieje. Niewiele (z dramaturgicznego i emocjonalnego punktu widzenia liczy się tylko port i np. wiszące nad nim widmo przerwania prac budowlanych), ale zawsze. Oto dwóch chłopców z lakierowanego drewna zaprzyjaźnia się przy okazji wiadomego Przedsięwzięcia. Jeden jest biedny, śpi w łodzi z grupą brodatych przodowników pracy i smali cholewki do pięknej kaszubskiej autochtonki, której strzeże niedźwiedziowaty chłop w kaloszach. Drugi mówi po francusku, ma bogatego, zepsutego tatusia i loczki cherubinka. Brzydzi się forsą z ojcowskiej kiesy, dlatego angażuje wszystkie siły w stawianie fundamentów nowego świata. Obaj często korzystają z rad doświadczonej restauratorki Heleny, która w interpretacji Małgorzaty Foremniak przypomina nawróconą na altruizm, prowincjonalną Hrabinę de Merteuil. Na drugim planie pałętają się szykowne damy oraz męskie krzyżówki Stanisława Wokulskiego z Bobem Budowniczym. Teoretycznie zabawa powinna być przednia: miłość, przyjaźń, historia, polityka, szum fal, śpiew mew. Nie jest. Poza scenograficzną warstwą realizacji, nie ma na czym oka zawiesić. Postaci są wycięte z kartonu, ich psychologia jest zerowa, dialogi, jeśli nie dotyczą technicznych aspektów stawiania portu, sprowadzają się do egzaltowanego bełkotu. Emocjonalna temperatura filmu jest minusowa, reżyseria stoi na poziomie kiepskiej produkcji telewizyjnej. Zaś historia? Tej akurat jest pod dostatkiem, choć nie wiem, czy w tak pomnikowym wariancie nie obrazi widzów "Rewersu" Lankosza i "Domu złego" Smarzowskiego. Na festiwalu w Gdyni publiczność waliła na film Kotkowskiego drzwiami i oknami, co łatwo wytłumaczyć lokalnym patriotyzmem. Ale przecież to dzieło opuściło już macierz, idzie w Polskę długą i szeroką, wchodzi do kin, ma powstać serial telewizyjny. Co będzie dalej, dopiero się okaże. Nie od razu Gdynię zbudowano.
1 10
Moja ocena:
1
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rozpoczyna się budowa portu w Gdyni. Młody mężczyzna, Krzysztof (Jakub Strzelecki), przyjeżdża na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones