Recenzja filmu

Angel-A (2005)
Luc Besson
Jamel Debbouze
Rie Rasmussen

I'm on a mission from God

Premiera filmu "Angel-A" - na tę chwilę czekało przez, bez mała, sześć lat wiele osób. Wielbiciele Luca Bessona mieli nadzieję, iż produkcja ta będzie ostatecznym dowodem na geniusz ich idola,
Premiera filmu "Angel-A" - na tę chwilę czekało przez, bez mała, sześć lat wiele osób. Wielbiciele Luca Bessona mieli nadzieję, iż produkcja ta będzie ostatecznym dowodem na geniusz ich idola, reżysera kilku kultowych filmów m.in. "Leona Zawodowca" i "Nikity", który ponownie stanął za kamerą. Natomiast jego zagorzali przeciwnicy, a tych również nie brakuje, liczyli na kolejną wpadkę pokroju chłodno przyjętej "Joanny d'Arc". Wydaje mi się, że obraz z Jamelem Debbouzem i Rie Rasmussen w rolach głównych dostarczył odrobinę satysfakcji obu wymienionym grupom widzów. Delektując się czarno-białą panoramą Paryża, poznajemy André (Jamel Debbouze), która właśnie zwisa z Wieży Eiffla i błaga o litość. Tak kończą w tym wielkim mieście wszyscy, którzy nie spłacają swoich długów na czas. Można jednak powiedzieć, że szczęście się do niego uśmiechnęło, co prawda szyderczo, ale jednak lichwiarze dali mu czas do północy. Nie mając specjalnie dobrych perspektyw na zdobycie dwudziestu kawałków w sześć godzin, Andre postanawia zrobić jedyną rozsądną rzecz, czyli skończyć ze swoim marnym, zakłamanym życiem. Biorąc pod uwagę liczbę mostów w mieście zakochanych, utonięcie wydaje się być dość atrakcyjną opcją. Wszystko poszłoby idealnie, gdyby nie to, że na ten sam pomysł wpadła nieszczęśliwa prostytutka, Angela (Rie Rasmussen). André, motywując się resztkami swojej godności, ratuje dziewczynę przed pewną śmiercią. Dalsza akcja przypomina w dużej mierze baśń: uratowana z opresji dama przyrzeka wierność swemu bohaterowi i postanawia mu pomóc na wszelkie możliwe sposoby. Przede wszystkim stara się podnieść jego samoocenę, która, już od chwili narodzin, bardzo kuleje. Co więcej, pomaga mu zdobyć pieniądze na spłacenie wszystkich dłużników i udowadnia mu, jakim w rzeczywistości jest wspaniałym facetem. Nie uważacie, że to prawdziwy anioł? Cóż, macie rację, gdyż Angela rzeczywiście przybyła na ziemię z misją od Boga. Luc Besson pokazuje to w sposób bezwzględnie oczywisty, nie zostawiając choćby najmniejszych niedomówień. Wszystko, począwszy od plakatu, reklamującego film, przez imię bohaterki, a na magicznych sztuczkach kończąc, wskazuje na anielski motyw. Osobiście, poczytuję ten zabieg za wielki minus, gdyż burzy całą tajemniczość i nie pozwala widzowi na snucie domysłów, skoro wszystkie karty są od początku odkryte. Ile razy wracam myślami do filmu "Angel-A", tyle razy dochodzę do wniosku, iż poszczególne elementy kompozycji zrobiły na mnie duże wrażenie i zapadły w pamięć. Niestety, gdy połączę te wszystkie aspekty w całość, czuję, że czegoś mi bardzo brakuje. Piękny motyw odzyskiwania wiary w siebie samego i szukania dobrych stron każdego człowieka, został bardzo uproszczony przez tak nachalne uświadamianie widzowi, iż ma do czynienia z siłami paranormalnymi. Wszystko ratuje trochę motyw nieszczęśliwego anioła, który pragnie zaznać prawdziwej, ziemskiej miłości. Kolejnymi plusami obrazu Bessona jest niewątpliwie ciekawe aktorstwo, w szczególności pani Rasmussen, która wywarła na mnie niemałe wrażenie. Jej kreacja była wielowymiarowa i bardzo ekspresyjna. Nieszczęście, które przeżywała było nad wyraz autentyczne. Nie gorzej spisał się Jamel Debbouze, który wręcz idealnie pasuje do roli życiowego nieudacznika (tak z wyglądu, jak i zachowania). Warto też zwrócić uwagę na czarno-białą konwencję, zdecydowanie pasującą do tego obrazu. Trochę mniejsze wrażenie robi muzyka, na którą nie zwróciłem większej uwagi podczas seansu, jest to przynajmniej dowodem na to, że nie przeszkadza. "Angel-A" zdecydowanie warto obejrzeć. Po pierwsze, by przekonać się, że Luc Besson interesuje się czymś więcej niż efektownymi strzelaninami i walkami wręcz. Po drugie, by obejrzeć naprawdę ciekawy film. Posiada on, według mnie, wiele wad i to dość poważnych - niemniej jednak, kilka scen naprawdę mnie wzruszyło. Gdyby autor pozostawił chociaż jedną furtkę do dalszych rozmyślań oraz pokusiłby się o zdecydowanie większą tajemniczość, mógłby powstać obraz wiekopomny. A tak? Cóż, najlepiej poczekać i zobaczyć, co nam przyniesie przyszłość...
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Luc Besson jest jednym z tych reżyserów, którzy kręcą filmy dla ludzi. Jego produkcje nie niosą ważnych... czytaj więcej
"Angel-A" to bardzo sympatyczna historia, która zapada w pamięć dzięki swej prostocie (ale nie... czytaj więcej
Sześć lat kazał nam czekać Luc Besson na swój nowy film. W międzyczasie co prawda nie próżnował, ale... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones