Recenzja filmu

Wykidajło (1989)
Rowdy Herrington
Patrick Swayze
Kelly Lynch

Istota męskości w dwie godziny

Walki na pięści, walki na nogi, walki na broń białą – to wszystko znamy, ale bądźmy szczerzy, dyskoteka to nie walka bokserska, turniej karate czy szermierka, tu obowiązuje jedna prosta zasada
Walki na pięści, walki na nogi, walki na broń białą – to wszystko znamy, ale bądźmy szczerzy, dyskoteka to nie walka bokserska, turniej karate czy szermierka, tu obowiązuje jedna prosta zasada – żadne nie istnieją. W wypadku zadymy jedynie urodzony samiec alfa i zarazem konkretny wykidajło może wziąć sprawy w swoje ręce i poskromić niesforne towarzystwo. Sława takich bramkarzy oczywiście wykracza poza mury lokalnej dyskoteki i trafia nawet do ludzi, którzy mają problemy z identyfikacją własnego prezydenta. Prawie nikt go nie widział, a słyszeli o nim wszyscy – Dalton – facet budzący tak skrajne uczucia, że swoją obecnością zwykle powoduje dwie reakcje: zmienia ludzi w potulne baranki lub zwyczajnie ustawia kolejnego wilczka w długiej kolejce wśród tych, którzy chcą zmierzyć się z legendą bramkarskiego półświatka.



Scenariusz "Wykidajło" skleciłby na poczekaniu uczeń szkoły podstawowej, więc próżno szukać tu większych ambicji. Kolejne zlecenie i kolejny klub do naprostowania. Efekty działań Daltona (Patrick Swayze) są oczywiście błyskawiczne, jednak komuś szczególnie zależy na tym, by podtrzymywać przy życiu cały ten bałagan. Szybko dochodzi więc do konfrontacji naszego bramkarza z lokalnym bogaczem – Bradem Wesley (Ben Gazzara). O kwestiach "gender" można zwyczajnie zapomnieć. Działania kobiet wyrażają się tu zwykle w trzech postawach: dopingowaniu, podziwianiu lub hamowaniu swojego mężczyzny. Jak przystało na film kipiący testosteronem, nie mogło oczywiście zabraknąć pięknej dziewczyny oraz szczypty romansu. W tle pojawia się więc zjawiskowa doktor Elizabeth (Kelly Lynch) – ofiara syndromu pielęgniarki zakochującej się w pacjencie, którym jest oczywiście nie kto inny jak Dalton. Do plejady bohaterów dorzućmy jeszcze sprzymierzonego z Wesleyem Jimmy'ego (Marshall R. Teague) – głównego rywala Daltona o dość podejrzanej orientacji seksualnej.

 

"Wykidajło" nie bez powodu został nagrodzony aż pięcioma nominacjami do Złotej Maliny, w tym również za scenariusz… ale zaraz, zaraz, czemu film nadal cieszy się niesłabnącą popularnością? Podejrzewam, że tak jak i dla mnie, tak dla wielu chłopaków, "Wykidajło" był skondensowaną do rozmiarów pigułki życiową prawdą, którą każdy mężczyzna doświadcza i zgłębia przez pierwsze 20 lat swojego życia. Czego tu nie było… walki na pięści, noże, kopniaki z półobrotu, podryw dziewczyn, seks, honor, odwaga, przyjaźń, braterstwo i rzecz jasna - niezapomniana scena striptizu. Dwugodzinny seans spokojnie wystarcza nie tylko na to, by z chłopca zrobić mężczyznę, ale również w pełni pokazać,  czym były lata 80. Zabójcza dawka kiczu, tandety, różu oraz dawna męska moda na długie włosy, którą w kinie obok Patricka Swayze z powodzeniem lansowali również Mel Gibson i Sylvester Stallone – oto symbole tego filmu.

Z tego wszystkiego można wnioskować, że "Wykidajło" jest małym potworkiem – nic bardziej mylnego, ale powiedzmy sobie otwarcie, popisów w stylu Bruce'a Lee tu raczej nie uświadczymy. Patrick Swayze, choć tancerzem był wybornym, to karateka był z niego raczej kiepski. Miejscami kulawa reżyserka przywodzi na myśl wejścia z soap opery w stylu "Mody na sukces". Pomimo tych wszystkich wad "Wykidajło" to wciąż twarde męskie kino kategorii R opakowane w gustowne różowo-kiczowate pudełko z lat 80. Kino, które daje się obejrzeć bez większego zgrzytania zębami, a nawet z uśmiechem na twarzy.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones