Recenzja filmu

Zanim odejdę (2017)
Ry Russo-Young
Zoey Deutch
Halston Sage

Jeśli nadejdzie jutro

"Zanim odejdę" to mądry film, który porusza wiele istotnych tematów i zmusza do głębokich refleksji. Bezbłędna praca operatora, dostarczyła wielu doznań estetycznych, a świetnie skomponowana
"Siedem razy dziś" autorstwa Lauren Oliver to wysokiej jakości materiał na film, poruszający istotne problemy dzisiejszej młodzieży. Napisana w dobrym stylu powieść zyskała popularność oraz została okrzyknięta międzynarodowym bestsellerem, który został przetłumaczony aż na 21 języków. Coraz większy rozgłos powieści, nie umknął twórcom filmowym z Hollywood, tak więc, po siedmiu latach od pierwszego wydania książki doczekaliśmy się ekranizacji i trzeba przyznać, że warto było czekać na takie dzieło.



Odpowiedzialna za realizacje filmu, Ry Russo-Young w umiejętny sposób przeniosła kadry z książki na klatkę filmową, brawurowo odtwarzając sceny z powieści. Niestety jednak, "Zanim odejdę" niekiedy pomija istotne wątki, które spotęgowałyby wydźwięk kilku scen oraz rozbudowałyby postacie, lecz mimo niedociągnięć to nadal bardzo dobra ekranizacja.

Samantha Kingston jest główną bohaterką filmu, która ma idealne życie: trzy najlepsze przyjaciółki, przystojnego chłopaka oraz należy do najpopularniejszych dziewczyn w szkolę. Wszystko komplikuje jednak impreza, podczas której nastolatka ulega wypadkowi. Od tamtej chwili, codziennie budzi się 12 lutego i próbuje przerwać pętle czasu, w której utknęła. Z pozoru schematyczna fabuła, skrywała w sobie potencjał, który Russo-Young wydobyła, nakręcając jeden z lepszych filmów młodzieżowych ostatnich lat.

Szczególnie film punktuje barwnymi postaciami. Sam początkowo sprawia wrażenie naburmuszonej i zbuntowanej nastolatki, która z każdą kolejną minutą przechodzi metamorfozę i zyskuje szczerą sympatię widza. Jest to postać złożona, ciekawa i charakterystyczna. Nastolatka dostarcza wiele emocji, pozostając w pamięci widza na długo po seansie. Interesująco została zaprezentowana także najlepsza przyjaciółka Sam, Lindsay, która zgrywa twardzielkę, w ten sposób maskując swoje rozterki i emocje. Mimo że została ona dobrze zobrazowana, to  Lauren Oliver poświęciła tej postaci znacznie więcej czasu i uwagi, bogato zarysowując jej historię. Nietrafnym posunięciem ze strony twórców było pominięcie Pana Daimlera (nauczyciela Sam), który w papierowym pierwowzorze miał swój moment, w którym utkwił w pamięci - scena w sali od historii z jego udziałem była jedną z najbardziej kontrowersyjnych i zaskakujących i aż żal, że Ry Russo-Young nie zdecydowała się wprowadzenia jej do filmu.



Mocną stroną "Zanim odejdę" są także piękne zdjęcia, które wykonał Michael Fimognari. Z dokładnością i precyzją przedstawił urzekające widoki. Potrafił zmienić krople deszczu spływające po gałęzi drzewa w pamiętny obraz. Wykazał się kunsztem również, kiedy na ekranie pojawiała się panorama Kolumbii Brytyjskiej (gdzie film powstał) czy tereny górzyste. Ciepła kolorystyka obrazu uwydatniła beztroskie życie bohaterki, które uległo drastycznej zmianie po wypadku. Fimognari zaprezentował wiele barw, tworząc jedno szlachetne zdjęcie za drugim. Dobre ujęcia przy świetnie skomponowanej muzyce Adama Taylora tworzą magiczny klimat. Praktycznie co kilka minut pojawia się nastrojowy i przyjemny dla ucha utwór, potęgujący wydźwięk scen. Tworząca napięcie oraz aurę tajemniczości House Key w wykonaniu Lolawolfa, skoczna Genesis autorstwa zespołu Grimes czy refleksyjna i stonowana Skeletons w wydaniu Yeah Yeah Yeahs – te utwory i wiele innych przyprawiają o gęsią skórkę i na długo zapadają w pamięci.

Ry Russo-Young miała nosa do obsadzania głównych ról. Strzałem w dziesiątkę okazało się powierzenie postaci Sam Zoey Deutch, której kariera od pewnego czasu zaczęła nabierać rozpędu i bardzo słusznie, gdyż pomimo młodego wieku aktorka naturalnie kreuje swoje role. Spisała się świetnie w "Akademii wampirów", podnosząc film na wyższy poziom, dzięki swojemu aktorstwu. Przyciągała wzrok w "Dlaczego on?" czy "Co ty wiesz o swoim dziadku?", a nawet przyćmiła niejednego aktora w "Pięknych istotach", gdzie zagrała niewielką rolę. Z każdym kolejnym filmem, Deutch się rozwija, czego przykładem jest jej fantastyczna kreacja aktorska w "Zanim odejdę". W roli Samanthy odnalazła się idealnie – gołym okiem widać, że aktorka zrozumiała emocje swojej bohaterki i zaprezentowała je po mistrzowsku. Operując naturalną mimiką, spisała się w każdej scenie, szczególnie, gdy Sam budzi się po raz kolejny 12 lutego, zdając sobie sprawę ze swojej bezsilności oraz postanawia mówić i robić co jej się podoba. Ubrana w wyzywającą sukienkę ze sporą ilością makijażu, Deutch daje popis swoim umiejętnościom. Sprzedaje każdą chamską odzywkę z błyskiem w oku czy obraża każdą napotkaną osobę, jednak fenomen tych momentów tkwi w tym, że aktorka bezbłędnie oddaje cały gniew i ból bohaterki, które wylewają się z niej potokiem szczerości. Deutch tym występem zachwyca i śmiało można dopisać jej nazwisko do listy najbardziej zapowiadających się aktorek młodego pokolenia. Warto także wspomnieć o Halston Sage, która w imponujący sposób zaprezentowała Lindsay, sprawną modulacją głosu i wyrazistą gestykulacją. Aktorka swoim chłodnym spojrzeniem stworzyła wiarygodną bohaterkę, przyciągającą wzrok widza. Niestety reszta obsady nie miała zbyt wielu momentów, aby zabłysnąć na ekranie, choć trudno byłoby zarzucić komukolwiek brak szczerych chęci – wina leży tutaj po stronie scenarzystów, którym nie wystarczyło czasu na solidne zarysowanie pozostałych bohaterów.



W "Zanim odejdę" pojawia się wiele symboliki. Wątek Syzyfa nie został tutaj poruszony bez powodu, nawiązuje on przecież do sytuacji, w której znalazła się główna bohaterka. Podobnie jak postać z greckiej mitologii Samantha wtacza głaz na szczyt góry, który za każdym razem wymyka się jej z rąk i stacza na dół zbocza, a bohaterka wraca do punktu wyjścia. Podobnie jest z rysunkami Juliet (niezbyt lubianej dziewczyny w szkole), która tworzy na płótnie mroczne szkice, ukazując bezradność, zagubienie i uzmysławia widzowi, że jej postać pogrąża się w coraz głębszej depresji.

Film zmusza do głębokich refleksji, pokazując, że niektóre błędy można naprawić, ale także to, że na poprawę niektórych może nam zabraknąć czasu. Pojawia się również wiele inteligentnych dialogów, które trafnie obrazują błędne decyzje, mogące odbić się na cudzym życiu. Poza tym, "Zanim odejdę" wyciska z widza potok szczerych łez, szczególnie scena, w której Sam żegna się ze swoją siostrą, czy jej rozmowa z Kentem w jego pokoju, kiedy chłopak opowiada o jej dobrym uczynku, sprzed kilku lat, który pomógł mu w najsmutniejszym okresie jego życia.



Podsumowując, "Zanim odejdę" to mądry film, który porusza wiele istotnych tematów i zmusza do głębokich refleksji. Bezbłędna praca operatora, dostarczyła wielu doznań estetycznych, a świetnie skomponowana ścieżka dźwiękowa nadaje odpowiedni wydźwięk. Ponadto utalentowana obsada wykreowała bohaterów z krwi i kości, z którymi można się utożsamić. Warto przekonać się, czy dla Samanthy nadejdzie jakieś jutro.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wydawałoby się, że "Before I Fall" to film skierowany głównie do młodzieży. Siłą rzeczy porusza sprawy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones