Recenzja filmu

Światło między oceanami (2016)
Derek Cianfrance
Michael Fassbender
Alicia Vikander

Jedno dziecko dwóch matek

"Światło między oceanami" to jeden z tych melodramatów, którego zakończenia nie da się przewidzieć. Fabuła poprowadzona w zawiły sposób nie czyni filmu telenowelą, ale historią, która łamie każde
"Światło między oceanami" to jeden z tych melodramatów, którego zakończenia nie da się przewidzieć. Fabuła poprowadzona w zawiły sposób nie czyni filmu telenowelą, ale historią, która łamie każde serce.
Latarnik i jego żona, żyjący u wybrzeży Zachodniej Australii, znajdują dryfującą łódź, a w niej niemowlę. Mężczyzna staje przed okrutnym wyborem: wypełnić swój obowiązek i zgłosić znalezienie dziecka, czy pozostawić je przy żonie, pogrążonej w rozpaczy po utracie dwójki własnych dzieci.
"Kłamstwo ma krótkie nogi", pomyślałam, gdy tajemnica latarnika i jego żony wyszła na jaw. Oto okazuje się, że bezprawnie przywłaszczyli sobie miłość, na którą ktoś inny rozpaczliwie czekał. Michael Fassbender (jako latarnik Tom Sherbourne), Alicia Vikander (jako żona latarnika, Isabel) i Rachel Weisz (jako wdowa Hannah Roennfeldt) stworzyli niesamowicie przejmującą historię, pełną szczęścia i bólu, egoizmu i empatii. Każdy z bohaterów popełnia błędy, które prędzej czy później próbuje naprawić. Film aż kipi morałami i refleksjami nad ludzkim pragnieniem szczęścia. Czy jednak potrafimy z niego zrezygnować dla dobra drugiego człowieka?
Najbardziej fascynującą postacią okazuje się być Tom Sherbourne. Mężczyzna staje przed szalenie trudnym wyborem. Pragnie szczęścia ukochanej, lecz jak długo można żyć w kłamstwie? Tym bardziej w kłamstwie, które łamie serce niczemu winnej kobiety. Nie można rozpatrywać tego w kategorii: "szczęście żony jest ważniejsze niż szczęścia obcej kobiety". Człowiek ma jedno serce i jeden rozum. Obie kobiety dźwigają swój krzyż, jeden nie jest cięższy od drugiego. Spotkałam się z okrutną krytykę Toma za jego postępowanie, za złamanie się i wyjawienie prawdy. Jednakże jak wiele może udźwignąć mężczyzna, szczególnie, gdy ma przed sobą ogarniętą rozpaczą najbliższą mu osobę? I znów to kobieta, niczym biblijna Ewa, pojawia się w "Świetle…" jako kusicielka. Matka zła, które narodziło się przez jej potrzebę szczęścia.
Gwiazdorska obsada w reżyserii Dereka Cianfrance’a, w której nie jestem w stanie wskazać faworyta, to największy plus "Światła…". Tuż po nim, na podium, klasyfikuje się wzruszająca muzyka Alexandre’a Desplata. Jest jej dużo, co w omawianym gatunku filmowym jeszcze nigdy nie stało się przesytem. Na zaszczytnym, trzecim miejscu umieszczam kadrowanie. Przepiękna ujęcia, szczególnie te w planie ogólnym, gdzie widok spokojnego oceanu, studzi wzbudzone emocje widza. Uwierzcie, okazji do wzburzenia będzie wiele.
O ile pierwsze 30 minut filmu, do punktu krytycznego, nieco się dłuży, o tyle dalsza część "Światła…" po prostu rozrywa serce. Widzem targają skrajne emocje - raz niechęć, a chwilę później przebaczenie. W symbolicznym znaczeniu ów latarnik zdaje się być tytułowym światłem – łącznikiem, mediatorem - pomiędzy oceanami, Matkami. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Derek Cianfrance zarówno przy okazji "Blue Valentine" jak i "Drugiego oblicza" pokazał widzom, że bardzo... czytaj więcej
Derek Cianfrance, sprawca takich dzieł jak "Blue Valentine" czy "Drugie oblicze", tym razem bierze pod... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones