Recenzja filmu

Najważniejsze to kochać (1975)
Andrzej Żuławski
Romy Schneider
Michel Robin

Jesteś lekiem na całe zło

Od razu na wstępie muszę zaznaczyć, że jeśli chodzi o "Najważniejsze to kochać", to nie stać mnie ani na odrobinę obiektywizmu w jego ocenie, gdyż od momentu, kiedy zobaczyłam ten film po raz
Od razu na wstępie muszę zaznaczyć, że jeśli chodzi o "Najważniejsze to kochać", to nie stać mnie ani na odrobinę obiektywizmu w jego ocenie, gdyż od momentu, kiedy zobaczyłam ten film po raz pierwszy kilka lat temu, zakochałam się w nim i ten stan trwa nieprzerwanie do dnia dzisiejszego; a jak wiadomo zakochani widzą obiekt swych uczuć zawsze w sposób wyidealizowany i rzadko dostrzegają jego wady. Tak więc jeśli ktoś chciałby tu znaleźć jakąś krytykę, to muszę go zmartwić – takowej tu nie będzie. "Najważniejsze to kochać" jest pierwszym obrazem zrealizowanym przez Żuławskiego na Zachodzie (musiał on opuścić kraj po nieporozumieniach z cenzurą związanych z jego wcześniejszym filmem pt. "Diabeł") i przez wielu krytyków uznanym za najlepsze dzieło reżysera. Ja pod takimi opiniami podpisuję się obiema rękoma. Sama nie należę do wielbicieli talentu i kinowej wizji, jaką serwuje w swoich filmach reżyser, ale "Najważniejsze to kochać" jest na tle reszty dokonań Żuławskiego dziełem naprawdę wyjątkowym.  Fabuła filmu nie jest specjalnie zawikłana. Jest to historia miłosnego trójkąta, ale bez taniego sentymentalizmu i melodramatycznych schematów. Oto Servais Mont, młody fotograf – wolny strzelec, robi "chałturę" dla jakiegoś brukowca, próbując sfotografować na planie Nadine Chevalier – aktorkę, która była kiedyś wielką gwiazdą, dziś występującą w tanich, softcorowych produkcjach. Gdy spostrzega, że Servais robi jej zdjęcia, prosi, żeby przestał, tłumacząc się, że jest dobrą aktorką, a tu występuje, żeby mieć za co jeść. Skonsternowany fotograf, przeszyty wzrokiem aktorki, nie wie, jak się zachować. W wybrnięciu z sytuacji pomagają mu realizatorzy, wypraszając go z planu za pomocą siarczystych ciosów w twarz  i kopniaków. Servais uchodzi cało, ale osoba Nadine już go "opętała". Od tej chwili będzie już myślał tylko o niej i o tym jak wyciągnąć ją z dna, w którym chcąc nie chcąc się znalazła. Najpierw, żeby zatrzeć negatywne wrażenie z pierwszego spotkania, odwiedza ją w domu i okłamuje, że przyszedł zrobić jej profesjonalną sesję dla ekskluzywnego magazynu. Tu też poznaje męża Nadine – Jacquesa. Później zapożycza się u mafiozy Mazelliego, aby sfinansować wystawienie sztuki z jej udziałem. Jednak próby zbliżenia się do aktorki oraz pomocy w wyjściu jej na prostą uruchamiają całą lawinę wydarzeń, które prowadzą do tragicznych konsekwencji... Film ten jest ekranizacją powieści Noc amerykańska Christophera Franka, jednak jest od oryginału książkowego bardzo odległy. Żuławski "wydobył" z niego tylko to, co wydało mu się interesujące. Sam mówi o tym w następujący sposób: "Po przeczytaniu odkryłem w głębi tej książki pewien rodzaj ruchu, rodzaj palpitacji ludzi, którym się wydaje, że widzą, gdzie są, a w rzeczywistości nie wiedzą nic. Odkryłem w niej rodzaj ciemności, w której poruszają się krety, między dobrem i złem – żeby coś z tego zrozumieć". Wizja świata, jaką kreuje reżyser w filmie, jest ponura, pełna przemocy i perwersji. To świat, w którym niemal wszyscy są przegrani. Zaludniają go pijacy, narkomani, nieudacznicy, marnotrawcy własnego talentu w służbie pornobiznesu. Każdy tu się sprzedaje. Jak słusznie zauważa Jakub Majmurek w swoim artykule o Żuławskim pt. Wieczny enfant terrible, pornografia jest tutaj metaforą współczesnej kultury, a sprawująca władzę nad nią mafia – przemysłu kulturowego. "Władza jest wyłącznie nagą siłą, zostaje także utożsamiona z władzą kapitału. Po raz pierwszy przybiera ona także wyraźnie obsceniczny charakter, jej przedstawiciele są groteskowymi, odrażającymi postaciami, pozbawionymi jakiejkolwiek tragicznej wzniosłości". Ale w tym całym brudzie i ohydzie jest jeden jasny akcent – uczucie, które połączyło dwójkę głównych bohaterów. Tylko ono chroni Servais’a i Nadine od stania się takimi samymi odrażającymi postaciami jak np. Mazelli. To ono sprawia, że Servais widzi ohydę swoich wcześniejszych konformistycznych działań i chce zerwać z poprzednim życiem. Miłość staje się tu jedynym źródłem ocalenia, chociaż jest też traktowana jak choroba (kiedy Servais jest pytany przez byłą kochankę o to, co się z nim dzieje, odpowiada: "je suis malade" – "jestem chory"), która odbiera rozum i sprawia, że człowiek postępuje kompletnie irracjonalnie. Jednak warta jest swojej ceny, co udowadnia ostatnia scena, kiedy padają "najważniejsze" słowa w filmie. Film ten jest dla mnie doskonały pod każdym względem: scenariusz, gra aktorska, dramaturgia, klimat, ale także – co często podkreślają recenzenci – jest doskonale dopracowany formalnie. Oskar Sobański (Najważniejsze to kochać, "Film" 1993, nr 7) mówi o nim jako o najstaranniej wykończonym z wszystkich filmów Żuławskiego, o zwartej strukturze i płynnej narracji. Ja dodam od siebie jeszcze klamrę kompozycyjną, spinającą akcję, czyli dwie analogiczne sceny wyznania (sekwencja początkowa i końcowa) – w pierwszym przypadku udawana, grana, w drugim przypadku autentyczna, oraz pewną stylistyczną powściągliwość; to, czego u Żuławskiego jest zazwyczaj za dużo (czyli: barokowej dekoracyjności, nadekspresji w wyrażaniu uczuć i irracjonalnych zachowań), tutaj jest w sam raz. To wszystko składa się na to, że każdy, kto ten film raz obejrzy, będzie już zawsze chciał do niego wracać.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones