Recenzja filmu

Czarna Wenus (2010)
Abdellatif Kechiche
Yahima Torres
Andre Jacobs

Kanibalizm show-biznesu

Kechiche wykorzystał kostiumowy sztafaż do pokazania bezwzględnego okrucieństwa świata show-biznesu.
Wakacje się skończyły. Po czym można to poznać? Oczywiście po poziomie premier kinowych. "Czarna Wenus" stawia bardzo wysoko poprzeczkę wszystkim artystycznym produkcjom, jakie pojawią się w ciągu najbliższych miesięcy. Abdellatif Kechiche stworzył monumentalne, zapierające dech minimalistyczne widowisko, które powinno przypaść do gustu wszystkim szukającym w kinie czegoś więcej niż tylko eskapistycznej rozrywki.

W podstawowej warstwie fabularnej "Czarna Wenus" jest zapisem tragicznych losów Saartjie Bartman. Ta młoda kobieta o bardzo charakterystycznej fizjonomii przybyła do Londynu wraz ze swoim pracodawcą, by występować przed spragnioną egzotyki gawiedzią. W tamtych czasach w Europie czarny kolor skóry był wciąż rzadkością. Podczas przedstawień Bartman udawała dzikuskę, prawie zwierzę, które musiało być trzymane w klatce. Czyniła to tak przekonująco, że część bogobojnych londyńczyków pozwała jej pracodawcę, twierdząc, że znęca się on nad kobietą.

Choć pod koniec pobytu w Londynie Bartman była zazwyczaj cały czas pijana i pragnęła czegoś więcej niż bycia dziką człekokształtną małpą z Afryki, to ogólnie powodziło jej się całkiem nieźle. Przekonała się o tym, kiedy zmieniła pracodawcę i przeniosła się do Paryża. Dała się zwieść ładnym słówkom i na własnej skórze odkryła, czym jest prawdziwy wyzysk...

Bardzo łatwo jest patrzeć na "Czarną Wenus" jak na historyczny obraz okrucieństwa XIX wieku, kiedy to prawa człowieka były w powijakach. Kechiche nie narzuca bowiem prawie żadnych ram interpretacyjnych. Jego narracja jest bezosobowa, za to niezwykle drobiazgowa. Każdy etap upadku Bartman reżyser pokazuje z przyprawiającą o ból pedanterią, nie szczędząc ani bohaterce ani widzom przykrych szczegółów. Jest całkowicie skupiony na głównej postaci. Bliskie ujęcia i brak rozpraszających elementów, takich jak muzyka ilustracyjna, powodują, że widz współuczestniczy w jej doświadczeniach.

Warto jednak spojrzeć na film z szerszej perspektywy. Przesłanie "Czarnej Wenus" jest bowiem wciąż aktualne. I nie chodzi mi tylko o traktowanie odmienności, ale o to, jak świat rozrywki wykorzystuje ludzi. Obecnie, za sprawą przeróżnych reality show odradza się konflikt pomiędzy prawdziwymi aktorami a całą resztą ludzi dostarczającą masom rozrywki. Ten zgrzyt w sposób symboliczny i bardzo dosadny zaprezentowano w scenach z londyńskiego procesu Bartman, podczas którego łatwiej londyńczykom był zobaczyć w kobiecie niewolnicę niż prawdziwą artystkę. Kechiche wykorzystał kostiumowy sztafaż do pokazania bezwzględnego okrucieństwa świata show-biznesu. Tu każdy ma szansę na swoje 5 minut sławy, nawet największy odmieniec. To przyciąga ludzi, mamiąc ich nadzieją na akceptację, pojawianie się na salonach i bogactwo. W rzeczywistości są przeżuwani, kanibalizowani, po czym wyrzucani do rynsztoka. Dziś zamiast arystokratycznych salonów mamy VIP-owskie przyjęcia i miejsca w klubach, cała reszta pozostała bez zmian.

Zanim zatem zaczniecie wyśmiewać się z celebrytów, obejrzyjcie "Czarną Wenus" i zastanówcie się, czy jest się z czego śmiać.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Abdellatif Kechiche ma wszelkie predyspozycje do tego, by portretować kolonizatorską mentalność Starego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones